środa, 23 grudnia 2015

Zawieszenie i garstka innych pierdół

No, dobrze. Długo się zbierałam i długo myślałam nad tą decyzją. Głupio mi było trzymać Was w tym ciągłym oczekiwaniu. Sądziłam, że w tej długiej przerwie od pisania tego bloga chęci i wena mi wrócą. Ale nic z tego.
I wiem, że mnie zabijecie za to, co napiszę, ale co widnieje już w nagłówku (i pewnie co poniektórym podniosło już ciśnienie) - zdecydowałam się zawiesić bloga. 
Spytacie, dlaczego. Już Wam wyjaśniam. 
Siadam do komputera, nowy post otwarty, plan rozdziału napisany. 
Kładę paluszki na klawiaturze i wlepiam szukający natchnienia wzrok w monitor. No... po prostu nie, no way. Nie dam rady pisać na siłę, nie umiem. To po prostu mija się z celem, kiedy nie czerpiesz z tego, mówiąc kolokwialnie, 'fanu' tylko zmuszasz się i męczysz z każdym zdaniem.
Rozumiecie?
Ja... mam nadzieję, że nie popadnę u Was w wieczne potępienie i że podejdziecie do tego z wyrozumiałością. Ja rozumiem Was i Waszą ewentualną uradzę, tudzież złość wobec mnie, więc proszę także o to samo. :c
Zawieszenie nie oznacza oczywiście końca bloga - wstrzymuję się po prostu od twórczości na przyszłe kilka miesięcy, szukać natchnienia i siły do pisania tej historii, która zdążyła mnie już znudzić do szpiku kości. Nie traćcie zatem nadziei, a i ja postaram się nie zapomnieć o blogu. ^^

~*~

Za ten czas znajdziecie mnie na moim nowym-starym blogasku. Bardzo zależy mi na tym, żebyście tam wpadli. Bo takich czytelników jak Wy, to ze świecą szukać, naprawdę. A nóż komuś z Was się spodoba? ^^
Przedstawię Wam 'reklamę' napisaną przez przyjaciółkę, która dobitnie oddaje charakter bloga. :')

Jeśli masz ochotę na "zwykłe",wiejskie opowiadanie z polskim zadupiem w roli głównej to na pewno Ci się to spodoba! Wesołe Kandayjki - odpoczniesz sobie od fanfików i innych powszechnych opowiadań krążących w internecie!

"Życie w Kanadyjkach jest doprawdy jak żul, który siedzi pod jedynym spożywczakiem w tej okolicy – nigdy nie wiadomo, gdzie i jak się zatoczy[...]"

Tak więc... po prostu bardzo serdecznie Was zapraszam. Mam nadzieję, że spodoba Wam się moja twórczość i w tej odsłonie. :]

~*~

I na koniec, z okazji świąt chciałam Wam życzyć:
❅ miłości i radości ducha
❅ rodzinnego ciepła - nie tylko w wigilijny wieczór, ale przez cały rok
❅ uśmiechu na twarzy - jak najczęściej, pomaga na wszystko
 ❅ dużo wytrwałości i zapału - zarówno w szkole, jak i w codziennych czynnościach, realizowanych marzeniach, ambicjach i pasjach
❅ pozytywnego myślenia - nawet w trudnych sytuacjach
Przechodząc do tych mniej ważnych rzeczy:
❅ krejzi sylwestra 8D
❅ czadowych prezentów pod choinką
❅  dobrego karpia i barszczyku
❅ śniegu - to najważniejsze!

Wszystkiego dobrego moi kochani! Całuski i uściski! ^^ 

~Lorem aka Michasia vel Szczerbatkowa vel Michasiowy Krem ( ͡° ͜ʖ ͡°) 

Ps. Dziękuję za życzenia urodzinowe, Hero. Wujek google poinformował Cię dzień później, ale to nic. Dziękuję!

wtorek, 17 listopada 2015

Autopromocja


Zapraszam do linkeła. A rozdział tu już wkrótce. :]





wtorek, 22 września 2015

Rozdział czterdziesty

Było już całkiem ciemno. Migoczące pochodnie porozstawiane na ulicach dawały blade poświaty, ledwo paląc się w wilgotnym, mglistym powietrzu. Astrid zeskoczyła ze Szczerbatka i uchyliła drzwi do ciemnego, drewnianego boksu i wpuściła smoka, wchodząc tuż za nim.
- I co o niej myślisz? - dziewczyna spojrzała na jego wesołe oczy z uniesioną brwią, na co ten zamruczał dźwięcznie z entuzjazmem. - Też tak sądzę.
Blondynka ledwo dojrzała w ciemności uprząż, którą miała zamiar odpiąć. Chwyciła mocny pasek skóry i wyswobodziła go z uścisku klamerki, a następnie zsunęła siodło, odpinając jeszcze kilka pasków. (Na Thora, po co on zamontował tu tyle tego wszystkiego?)
- No, chyba wszystko. - westchnęła, otrzepując się z symbolicznego kurzu. - Dobranoc Szczerbku, śpij dobrze. - Dziewczyna odwróciła się od smoka i uchyliła drzwi. Mimo tego, że znajdowała się już na zewnątrz, nadal niewiele widziała. Ruszyła niepewnie do przodu, lecz nim zdążyła usłyszeć kroki, wpadła na jakiegoś wikinga i zachwiała się lekko na nogach. Uniosła spojrzenie w tym czasie, w którym zrobił to drugi sprawca zderzenia i uniosła delikatnie brwi. Nawet w ciemności poznała zielone oczy, które teraz uważnie na nią patrzyły. Stali tak blisko siebie, że Astrid czuła na policzku jego ciepły oddech, który był znacznie przyjemniejszy od smagającego wiatru. Dziewczyna przygryzła wargę, wyminęła bruneta i czym prędzej ruszyła przed siebie. 

***

Na placu panował gwar i lekkie zamieszanie. Wikingowie przemieszczali się we wszystkie strony, a
w powietrzu czuć było lekkie podniecenie i odświętny klimat. Kiedy wódz w końcu pojawił się wśród tłumu, wrzawa lekko ucichła. 
Czkawka przeszedł przez plac i stanął przy mównicy, biorąc głęboki oddech.  
- Czy ktoś nie wie, po co się tu zebraliśmy? - Spytał donośnym głosem, obrzucając wzrokiem zgromadzonych. 
- Ja, ja! - krzyknął Mieczyk wśród tłumu, na co jego siostra od razu zareagowała mocnym łupnięciem w jego czaszkę. 
- Kretyn... 
- Dobrze, jeśli tak, poczekamy na główną zainteresowaną. - oznajmił brunet i rozglądnął się dookoła, szukając w tłumie Mirilli. Zamiast tego dostrzegł blondynkę, a żołądek związał mu się w kokardkę. Jak duży dystans będzie musiał pokazać względem Miris, by Astrid nie była wściekła?
Chłopak szybko odgonił myśli i dostrzegł przepychającą się przez wikingów brunetkę, uśmiechającą się od ucha do ucha. Zauważając wodza, przyśpieszyła kroku i jednocześnie uciszyła tłum do cichych poszeptywań. 
Czkawka zszedł z podestu, stając na przeciwko dziewczyny. 
- Cześć. - powiedziała cicho i uniosła na niego wzrok. - Denerwuję się. 
- Nie ma czym. Dwie minuty i po wszystkim. - uśmiechnął się lekko. - Nie zwracaj uwagi na Mieczyka, a będzie dobrze. 
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo i obróciła się ku tłumowi, faktycznie czując lekkie motyle w brzuchu. 
- To do lewej ręki - Czkawka wepchnął jej w dłoń brzęczącą sakiewkę - Prawa ręka na księgę.
- Co to takiego? - spytała pół szeptem, wskazując na brązowy materiał, wypełniony czymś ciężkim.
- Złote monety. Ze smoczych pazurów. - na tę odpowiedź Mirilla uniosła wysoko brwi. Czkawka uprzedził ją lekkim rozbawieniem, nim zdążyła się ponownie odezwać. - Nie pytaj, nie wiem, jak to zrobili.
Brunetka wzięła głęboki oddech, czekając, aż Czkawka rozwinie gruby pergamin z przysięgą, wykaligrafowaną smukłymi i pozawijanymi literkami. Prawą dłoń położyła na skórzanej okładce grubej księgi, zaciskając lekko palce drugiej ręki na sakiewce. Wzięła głęboki oddech i zaczęła powolnie czytać tekst.
- Ja, Mirilla Illand - zatrzymała się na chwilkę - w obliczu Odyna, bóstwa najwyższego oraz zgromadzonego ludu, przysięgam spełniać wszystkie obowiązki należące do przykładnego mieszkańca Berk, a także postępować według norm nakazanych przez zwyczaje, obyczaje i tradycje. Przysięgam.. - urywając w pół zdania, zachwiała się lekko, przytknęła dłoń do skroni, a po chwili wlokącej się w nieskończoność i osunęła się bezwładnie, powodując pomruk grozy u mężczyzn oraz przerażone, zlęknione krzyki kobiet zgromadzonych na placu. Dziewczyna, lądując w ramionach mocno zaskoczonego wodza, odepchnęła go lekko w tył. Twarz Czkawki przybrała kolor zbliżony do kredy, a włosy zjeżyły się lekko na głowie.
- Miris, słyszysz mnie? - spytał, wbijając wzrok w jej nieruchomą twarz i drgające powieki - Miris? - spojrzał na jej klatkę piersiową, która miarowo unosiła się i opadała. Oddychała, Bogu dzięki.
- Spokojnie, tylko zemdlała - zwrócił się do ludu, przykucając z dziewczyną na ziemi - za chwilę się ocknie! - zwrócił się ponownie do nieprzytomnej dziewczyny - Halo, Miris? Mówię do ciebie, słyszysz mnie? - wódz otarł czoło i ułożył głowę brunetki na swoim kolanie, a tułów i nogi na twardym podłożu. Rozglądnął się orientacyjnie po tłumie i dostrzegając błękitne, pogardliwe spojrzenie, żołądek przekręcił mu się w brzuchu. Astrid.
- Stary, co ty wygadujesz?! - Mieczyk dobiegł czym prędzej do wodza wraz z Mirillą, z twarzą równie bladą, a gałkami ocznymi wybałuszonymi. - A co, jeśli umarła?! -  krzyknął, machając bezradnie rękoma. Nie do końca wiedział, co z nimi w tym momencie zrobić - Nalegam, byśmy zanieśli ją do Gothi!
- A ja nalegam, byś się uspokoił - rzucił chłopak ostro i spojrzał na blondyna - Jak nie obudzi się w przeciągu kilku minut, dopiero pójdziemy z nią do Gothi.
- Niech ci będzie - przytaknął Mieczyk od niechcenia - Jednak... sprawdzałeś, czy oddycha?
- Naprawdę wyglądam ci na przygłupa?
- Tylko pytam. - obruszył się blondyn i przykucnął przy dziewczynie, bacznie obserwując jej dwa krągłe podarunki od matki natury, czy aby na pewno unoszą się i opadają w rytm oddechu. Przyglądał się im przez dobre kilka chwil, jednak niepokój w nim wzbierał. - Sam ją zaniosę!
- Dobra. - padła obojętna odpowiedź.
- Co?
- Powiedziałem: dobra. To znaczy "Okej, zanieś ją sam do Gothi." - z lekką ironią, wódz spojrzał na blondyna.
- Aha. - odrzekł głupkowato Mieczyk. Popatrzył na nieprzytomną dziewczynę i bez słowa wziął ją na ramiona. - To ja idę.
- Dobra.
- Dobra.
Blondyn wzruszył ramionami i szybkim krokiem pognał w stronę chaty Gothi, zgarniając po drodze kilka przejętych zaistniałą sytuacją kobiet. A Czkawka został na placu, doszukując się w tłumie blondynki, która już dawno zniknęła w gąszczu ludzi.

***

- I jak, byłeś u Gothi? - Valka, przekładając ryby na dwa drewniane talerze, obróciła się w stronę syna. - Jak z Mirillą?
- Chyba w porządku. - odrzekł bez przekonania, siedząc już przy stole i wlepiając spojrzenie w miedziany dzbanek. Spojrzał na matkę - Po więcej informacji przejdź się do Mieczyka, siedzi już tam od samego rana. 
- Chyba się zakochał - kobieta uśmiechnęła się znacząco do Czkawki, na co ten wzruszył ramionami. 
- Może. 
Valka uniosła brwi, chwytając talerze w dłonie i westchnęła.
- Ty coś chyba nie w sosie? - spytała, kładąc na stole dwie porcje parującej kolacji - Niech zgadnę, Astrid? Mirilla? Obydwie na raz? 
- Męczę się z tymi babami jak mało kto. - westchnął, opierając głowę na dłoniach. 
- Nie da się ukryć. - uśmiechnęła się z żalem, zatapiając widelec w smażonej rybie, tym samym kończąc dialog z synem. 
Jedli w ciszy, każdy w swoich własnych myślach. Gdy Valka pierwsza skończyła posiłek, odłożyła sztućce na pusty talerz i zdecydowała się przerwać milczenie.
- Nie myśl, że nie widziałam. To było do ciebie niepodobne. 
Czkawka uniósł brwi, wyrwany lekko z głębokich refleksji nad życiem. 
- A mówiąc to, masz na myśli...? - spojrzał pytająco na matkę. 
- Chyba nie bez powodu potraktowałeś tak zdystansowanie omdlałą Mirillę, wiedząc, że Astrid wciąż na ciebie spogląda. - powiedziała, sprawiając, że jej syn był teraz w kropce. Dobrze wiedziała, że zmusza go do zmierzenia się z tą sytuacją. 
- A jak mam jej inaczej pokazać, że Miris nic dla mnie nie znaczy? Powiedz mi to, a następnym razem zrobię jej sztuczne oddychanie. - odpowiedział z wyrzutem. 
Valka zaśmiała się. 
- Sam dobrze wiesz, kogo i jak naprawdę kochasz. Wcześniej czy później Astrid to zobaczy, jeśli też cię kocha. - kobieta westchnęła i spojrzała na syna z troską. - Pójdę już spać, dziękuję za towarzystwo przy stole. - wstając od stołu, posłała uśmiech Czkawce. Odstawiła pusty talerz na blat i szybko zniknęła za framugą, zostawiając Czkawkę samego ze słowami, które przed chwilą powiedziała. 

____________________________________________________________________

Żyję, jestem, wróciłam. 
Ubiegły kilka tygodni były dla mnie z lekka zabiegane i nie miałam ni czasu, ni ochoty, by coś napisać. Chęci jednak wróciły, czas trochę też, jednak w nadchodzących miesiącach tego czasu będzie niestety trochę mniej - dużo nauki, zajęć dodatkowych, no i oczywiście ten nieszczęsny, nadchodzący egzamin, o którym wszyscy nauczyciele tak namiętnie trąbią. :) Postaram się jednak pisać tak najczęściej jak będzie to możliwe, także z góry już przepraszam, jeśli rozdziały będą dodawane dużo rzadziej. 
Co by tu więcej - mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku, jakoś się trzymacie, a szkoła nie daje wam porządnie w kość. (Specjalny Zakład Karno-Opiekuńczy Łączący Analfabetów, nie zapominajmy. :')) Jeśli chcecie, opowiadajcie co u Was, z chęcią się dowiem, jak życie Wam płynie. ^^
Do następnego!
~Michasia

wtorek, 11 sierpnia 2015

Urodziny bloga!


Tak jak głosi tytuł, dzisiaj mija dokładnie rok od pierwszego postu. ^^
Sami nie wiecie, jak bardzo się cieszę z tego powodu. Moja radość jest nieopisana :D Kiedy zakładałam bloga nie myślałam nawet o tym, że wytrwam w nim tyle czasu. :'3
 Dziękuję każdemu z osobna, zarówno czytelnikom, jak i czytelniko - komentatorom. Wszystkim, którzy mają ochotę marnować czas na to opowiadanie. Ten rok stuknął właśnie dzięki Wam! ^^
Żeby nie zanudzać:
DZIĘKUJĘ Z CAŁEGO SERDUCHA, ŻE WYTRZYMALIŚCIE TU ZE MNĄ CALUTEŃKI ROK!

Szczerbuś z Wami, do następnego ^^
~Szczerbatkowa



poniedziałek, 10 sierpnia 2015

Rozdział trzydziesty dziewiąty - "Smocze obrzędy"

Powietrze było chłodne i suche, a słońce przebijało się przez postrzępione chmury, lekko oślepiając swoim blaskiem smoka i jego jeźdźca. Obydwoje mieli w oczach radość, jednak ten drugi nieco bardziej ją okazywał. Uśmiechał się szeroko, kiedy zwierzę wirowało razem z wiatrem i leciało z prędkością, której nie powstydził by się sam zimny podmuch. Chłopak wydawał z siebie żywe okrzyki, gdy tylko miał ku temu okazję, i wykrzykiwał komendy w kierunku swojej Nocnej Furii. Ta posłusznie je wykonywała, wystawiając język i układając pysk w zabawny uśmiech.
- Przelecimy jeszcze pod naszymi ulubionymi skałami, i spadamy na Berk. - wykrzyknął w powietrze Czkawka, zwracając się do smoka. - Nie wiem jak tobie, ale mi kiszki grają marsza. I to takiego porządnego.
Szczerbatek zamruczał z aprobatą i gwałtownie zwrócił się ku ziemi, przedzierając powietrze ze zdwojoną prędkością. Im bliższa była tafla wody, tym smok bardziej rozkładał skrzydła, jednocześnie zwalniając. Delikatnie zmienił trajektorię lotu i z gracją wleciał pomiędzy skalną bramę.
Czkawka uniósł głowę, jak za każdym razem, gdy tędy leciał. Sklepienie było naprawdę wysoko, jednak oni zawsze woleli lecieć nad samą taflą lodowatego morza, zgrabnie omijając skalne zęby wystające z dna ciemnej toni. Szczerbatek zanurzył łapy w wodzie, która rozprysnęła się na wszystkie strony.
- No, no - mruknął chłopak, spoglądając na smoka - co raz ładniejsze te wejścia ci wychodzą, kolego.
Nocna Furia obróciła głowę ku swemu właścicielowi i przymrużyła oczy, w geście podziękowania za pochwałę. Jej wystawiony język, jak zawsze, wywołał mimowolny uśmiech u Czkawki.
Wyspa zaczęła pomału wyłaniać się zza wysokich skał, a Szczerbatek lekko przyśpieszył. On widocznie także cierpiał już na brak świeżych ryb.
Po dłużej chwili lotu wylądowali tuż przed twierdzą, z której wydobywał się już miły, obiadowy zapach. Czkawka zsunął się z grzbietu smoka i klepiąc go po szyi, rozpiął uprząż.
Uchylając potężne drzwi twierdzy, wszedł do środka, od razu uderzony gwarem i ciepłym powietrzem. Czy wikingowie nie potrafili jeść w ciszy i spokoju?
Przepychając się przez tłum, kilkukrotnie pozdrawiany przez pojedynczych mieszkańców, doszedł do swojego stolika i spoczął na miejscu obok matki.
- Cześć wszystkim - zwrócił się pozostałej grupki, z obojętnością spoglądając na Śledzika -napychającego się kurczakiem, biźniaki - ciągnące się za włosy i Smarka - flirtującego z niezainteresowaną nim Mirillą.
Brunet westchnął tylko, doszukując się gdzieś w tłumie złotowłosej dziewczyny. Może została w domu i usmażyła sobie na obiad dorsza w ziołach, którego obydwoje tak lubią?
Czkawka rozejrzał się po stole, wziął pierwszy lepszy kawałek mięsa i rzucił go bez emocji na talerz, nawet nie rozkoszując się pysznym aromatem.
Jadł wolno, przerzucając leniwe spojrzenia z jednej osoby na drugą.
- Czkawka? - odezwała się Valka, obracając głowę ku synowi.
- Tak? - brunet uniósł na nią spojrzenie, przeżuwając kawałek mięsa.
- Znowu pokłóciłeś się z Astrid? 
Czkawka spojrzał na matkę z wyrzutem, wymownie milcząc.
- Dobrze, już dobrze. Widzę wrażliwy jesteś w tym temacie. - mruknęła, wracając do jedzenia. 
Po krótkiej bitwie na kurczaki, bliźnięta, Smark i Śledzik wstali od stołu i rechocząc do rozpuku, skierowali się w stronę wrot. Mirilla, nawoływana przez Mieczyka, odprawiła go gestem głowy i spojrzała wymownie na Czkawkę.
- Co? - spytał bez wyrazu, wstając z ławy. Dziewczyna przygryzła wargę.
- Pamiętasz, jak opowiadałeś mi na początku o przysiędze, którą składa każdy mieszkaniec Berk po ukończeniu szesnastego roku życia? - spytała, gdy obeszła kawałek stołu, by znaleźć się przy wodzu.
- Pamiętam. - kiwnął głową chłopak - I co w związku z tym?
- Ja... Chciałam taką złożyć.
- Że co proszę? - Czkawka uniósł brwi w zdziwieniu i popatrzył na brunetkę tak, jakby miała co najmniej osiem par oczu.
- To co słyszysz. Chciałam złożyć przysięgę. Stać się pełnoprawną mieszkanką Berk. - oznajmiła niezłomnie i odgarnęła brunatny kosmyk z twarzy.
- No... dobrze. - Chłopak wydawał się być lekko zbity z tropu. - Skoro tak bardzo ci na tym zależy, możemy to zrobić nawet jutro.
- Świetnie. - kiwnęła głową Mirllla z satysfakcją. - O której mam być na głównym placu?
- Nie mam pojęcia. - brunet wzruszył ramionami. - Może...Cztery kwadranse po wschodzie słońca?
- W porządku. To do zobaczenia. - dziewczyna uniosła lekko kąciki ust i obróciła się na pięcie w stronę wrót.

***

- Szczerbatek? - Astrid uchyliła drewniane drzwi i zaglądnęła do środka boksu. Smok uniósł na nią żółte ślepia i zamruczał. - Co powiesz na wycieczkę? Tylko ani słowa Czkawce.
Na imię swojego właściciela Nocna Furia przechyliła łeb.
- Spokojnie, to nic strasznego. Po prostu szybciej latasz od Wichury. Rozumiesz? - dziewczyna uśmiechnęła się do Szczerbatka, na co ten odpowiedział jej tym samym, tylko w nieco śmieszniejszym wydaniu - Chodź. 

***

Dziewczyna przedzierała się wraz ze smokiem przez zielone gęstwiny, co chwila odginając gałęzie i potykając się o korzenie. Pogoda wcale im nie sprzyjała, bowiem w połowie lotu zaczęło mżyć, a powietrze stało się zimne i wilgotne. Wędrowali już dobrą godzinę, a po Nocnej Furii nie było ani śladu. Blondynka trzepnęła ręką w gałązkę ze złością, kiedy zachwiała się na śliskim kamieniu.
- Jeśli nie znajdziemy tego smoka, too... -  w tym momencie urwała, bowiem jej wzrok padł na ciemną sylwetkę na polanie, która wyłaniała się kilka kroków od nich. Szczerbatek uniósł uszy do góry, a jego źrenice lekko się zwęziły. Dziewczyna zmrużyła lekko oczy, by utwierdzić się w swoich przekonaniach.
- Powoli i spokojnie, jasne? - szepnęła blondynka, kładąc palec na ustach i spoglądając na towarzysza. Smok postawił kilka kroków w przód, a łamana gałąź zdradziła ich obecność. Granatowa masa zwróciła się w stronę dwójki i badawczo rozchyliła nozdrza, unosząc przednie łapy wraz z torsem. Szczerbatek popatrzył znacząco na Astrid i machnął głową w stronę smoka.
- Jesteś pewnien? - szepnęła z lekką obawą w głosie, na co ten kiwnął łbem. Nie czekając na odpowiedź blondynki ruszył naprzód, z ostrożnością w każdym kroku. Dziewczyna truchtem przebiegła w stronę głazu i kucnęła, by móc z dobrej odległości oglądać poczynania Szczerbatka.
Widok, który ukazał się jej po uniesieniu głowy był całkiem zwyczajny, ale na swój sposób bardzo ciekawy. Smoki obwąchiwały się spokojnie i z dystansem, okazując sobie swego rodzaju szacunek. Szczerbatek w pewnym momencie uniósł jedno skrzydło, a drugi smok przejechał końcówką ogona po jego grzbiecie, na co ten zadygotał lekko, wystawiając język. Czy to były łaskotki?
Astrid uśmiechnęła się do siebie, widząc kolejną, dość śmieszną część obrzędu. Tym razem drugi smok położył się z gracją na ziemi, kładąc łeb na podłożu. Szczerbatek obrócił się tyłem i zamachał ogonem, kierując cały powstały kurz w stronę nozdrzy drugiego. Nocna Furia kichnęła zabawnie i podskoczyła do góry. 
W tym momencie Astrid dostrzegła coś, co całkowicie ją zaskoczyło. Pomiędzy lotkami na końcu ogona, a jego początku, widniała jeszcze jedna para małych płatów skórnych. Dziewczyna dała sobie chwilę na zastanowienie. Czyż nie tak przedstawiano legendarne Nocne Furie płci pięknej?
- To jest samica! - szepnęła z entuzjazmem w głosie, zakrywając usta ręką z niedowierzania. - To jest ona!
Szczerbatek widocznie również zdążył już to zauważyć. Teraz robił do niej śmieszne miny, na co smoczyca tylko machała ogonem i przekręcała głowę, z rozbawieniem w oczach. Smok wstał i zaczął krążyć wokół niej, smagając lotkami ogonowymi po jej granatowej skórze. W pewnym momencie zatrzymał się i odwrócił głowę, szukając swoimi ślepiami Astrid, której głowa wystawała zza głazu. Smok wystawił język i popatrzył na nią zachęcająco. 
Dziewczyna uchwyciła sygnał Szczerbatka i, po chwili wahania, niepewnie wyłoniła się zza kamienia. Podeszła kilka kroków, zwracając na siebie uwagę i łagodne, acz energiczne spojrzenie smoczycy. Obserwowała blondynkę bardzo uważnie, wodząc wzrokiem za każdym jej ruchem. Samica była naprawdę imponująca, zarówno pod względem budowy, jak i wdzięku. Była nieco drobniejsza od Szczerbatka, jej sylwetka i łapy były smuklejsze, a pysk o delikatniejszych rysach. Skóra równie granatowa, podchodząca pod czerń, a oczy nieco inne - granice tęczówki podchodziły bardziej pod turkus, niż Szczerbatkową limonkę. Samica poruszała się z gracją i delikatnością, której czasami mógł pozazdrościć jej nowy kolega. 
 Astrid przygryzła delikatnie wargę, bijąc się z myślami, czy spróbować dotknąć jej chropowatego, granatowego nosa. Wystawiła rękę, na co smoczyca przechyliła głowę i przysunęła nozdrza bliżej jej dłoni. Wywołało to mimowolny uśmiech na twarzy dziewczyny, a gdy samiczka delikatnie trąciła nosem jej dłoń, roześmiała się serdecznie i ciepło rozeszło się po całym jej ciele. 

___________________________________________________________________________

Czy ktoś się tego spodziewał? ^^
Ten rozdział stylistycznie jest do bani , ale usprawiedliwieniem może być to, że pierwszą część pisałam dla Was w korku na autostradzie, na... uwaga, kto zgadnie... telefonie!(#droganadmorzetakbardzo). Więc tego, doceńcie mój trud. xD Wróciłam już w czwartek w nocy, ale nie mogłam się zebrać. I napisałam dopiero dzisiaj, bo przyszło mi nieco weny. Także przepraszam Was za tak długi termin oczekiwań.

Wiecie co jutro jest? Tak, jutro są urodzinki bloga!!! ^^

Pozdrowionka
Szczerbatkowa




poniedziałek, 20 lipca 2015

Rozdział trzydziesty ósmy - "Jak tu żyć?"

         Mirilla weszła do swojej izby i stanęła w przedsionku, by po chwili zrzucić ubranie na podłogę i poczłapać wprost do łóżka. Opadła na twardy materac i zamknęła oczy, wzdychając głęboko.
Jeszcze nigdy nie przeżyła tak męczącej podróży. Nawet rejs na Berk nie odebrał jej tyle sił, ile dzisiejszy lot. Ledwo stała na nogach, siedzenie bolało ją od kilku godzin spędzonych na smoczym grzbiecie, a ciało było tak wyziębione, że dziewczyna nie czuła własnych palców u stóp. Jedyną dobrą rzeczą w tym wszystkim był Czkawka.
Brunetka uśmiechnęła się lekko na myśl o wodzu i przekręciła się na drugi bok. Z pod jej pleców wydobył się cichy pisk, na co dziewczyna szybko uniosła się, jednocześnie uwalniając ogon Gali spod swego ciężaru.
- Witaj, malutka. - uśmiechnęła się do małego smoka, biorąc go w dłonie - Co porabiałaś, gdy mnie nie było?
Samiczka przekręciła tylko łebek w odpowiedzi i potrząsnęła swoimi wąsami. Wzniosła się w powietrze i wylądowała na stole, potrącając przy okazji dziennik dziewczyny. Zwracając wzrok w tamtą stronę, Mirilla dostrzegła kawałek papieru, który leżał na otwartych stronach notatnika.
Potrzebowała tylko chwili by wpaść na to, że jest to list od Morguna. W pościeli było jej tak przyjemnie, że z trudem podniosła się sponad pierzyn i podeszła do krzywego stolika.

Mirillo,
Chciałbym, byś zjawiła się u mnie jutro w  nocy. Musimy omówić sprawy odbudowania zaufania u Czkawki. Chyba wiesz, co mam na myśli? Twój ostatni występek omal nas nie zdemaskował. 


Bez pozdrowień
Morgun


Mirilla uśmiechając się kwaśno, zgniotła list w dłoni i wrzuciła go do dogasającego paleniska. Papier szybko zajął się ogniem i po chwili zostały po nim tylko szary popiół. Dziewczyna odrzuciła kasztanowe włosy za plecy i dała sobie chwilę na porządne zastanowienie. Poczuła, że coś w głębi jej umysłu mówi 'wybacz, ale mam dość pachołkowania'.
Czasami miała dość tego, że Morgun pomiata nią jak tylko się da i wykorzystuje na wszystkie sposoby. Wiedziała, że tylko to może oszczędzić jej życie, i to skutecznie tłumiło opór podświadomości. Mirilla bowiem była z natury niezależną i buntowniczą osobą, która ciężko znosiła każde polecenie lub traktowanie z góry. W ostatnim czasie się do tego przyzwyczaiła, ale jej lekko uśpiony charakter, nie wiedzieć czemu, zdecydował się odezwać.
W tym momencie wpadła na wspaniałomyślny pomysł.
Chciała przekonać do siebie Morguna. Udowodnić, że nie jest tylko dziewuchą na posługi i jednocześnie zdobyć zaufanie u Czkawki.
Stukając paznokciami o blat biurka, przeszukiwała swój umysł do najgłębszych zakamarków w nadziei, że coś znajdzie.
Pomysł wpłynął do jej głowy o wiele szybciej, niż się spodziewała.
Dziewczyna pośpiesznie usiadła na krzywym krześle, chwytając w ręce kartkę papieru i lekko wyszczerbione pióro. Plamiąc sobie palce atramentem, wypisała starannie powitanie i przystąpiła do opisywania swojego planu, który zamierzała wkrótce wcielić w życie.

***

- Jeszcze nawet nie zaczął się pierwszy trenig, a ja czuję się, jakby stado dzieciaków krzyczało mi cały dzień nad uchem - mruknął Mieczyk, ospale spoglądając przed siebie. - I jak tu żyć?
- Może coś ci się tam zagnieździło? Nie chcę nic mówić, ale w końcu nurkowałeś w oceanie - Szpadka uśmiechnęła się do niego wrednawo, jak miała swoim zwyczaju. Chłopak zmarszczył tylko brwi w zamyśle i usiadł ciężko na skrzynkę z bronią, która zaskrzypiała pod jego ciężarem. 
- Ja to bym porządnie wyczyścił uszy. - powiedział Śledzik, spoglądając na blondyna - kiedyś mój wujek wybrał się na wyprawę w poszukiwaniu smoczego leża. Nie wiem czy pamiętacie, ale wtedy napadano na nasze statki. Ktoś wziął wujka do niewoli, a on siedział tam przez cztery miesiące. Cztery miesiące, wyobrażacie to sobie?! - krzyknął podekscytowany, przerzucając wzrokiem z jednej osoby na drugą. Mimo to, że nie dostrzegł entuzjazmu u słuchaczy, zdecydował się kontynuować - Kiedy w końcu go wypuścili i wrócił na Berk, uskarżał się na straszny ból głowy. Koniec końców poszedł do Gothi, i wiecie co? Wyjęła mu z uszu dziewięć smoczych larw!
- Błe! - krzyknęła Szpadka.
- Uu.. - Sączysmark wykrzywił twarz w obrzydzeniu - poważnie?
- Mówię serio? Czujecie to? - Na twarz Śledzika wstąpiły rumieńce, które zawsze towarzyszyły mu przy opowieściach. Reszta wydała z siebie zdegustowane pomruki.
Astrid stała z boku, lekko oparta o murek i obserwująca pozostałą czwórkę. Jej mina wyrażała tylko jedno - pogardliwe znudzenie. Nie miała ochoty nawet słuchać tego, o czym rozmawiają pozostali. Nie mogła uwolnić się od myśli o Czkawce, i to ją najbardziej denerwowało.
Pomimo wszystkich starań chłopak siedział w jej głowie, jakby uczepiony zwojów jej mózgu. To było naprawdę przerażające.
W końcu trening się rozpoczął. Blondynka starała się ignorować to, że prowadzi go również Czkawka. Pal sześć, że przyszedł z kwadransowym opóźnieniem, ale dzisiaj wyraźnie nie miał na nic ochoty. Mruczał coś tylko pod nosem, wodził wzrokiem za smokami, aż w końcu Śledzik zdecydował się przejąć inicjatywę. Wkrótce i Astrid zdecydowała zamienić się ze Szpadką, na co Mieczyk wydał głośny jęk dezaprobaty.
- Ja też chciałem!
- Podobno cię uszy bolały od wrzasków dzieci - zauważył Smark, patrząc na niego lekceważąco.
- Co z tego? Nie mogę poprowadzić treningu? - logika Mieczyka była czasami tak irracjonalna, że sam wódz zachodził czasami w głowę, czy chłopak aby na pewno nie uległ żadnemu urazowi czaszki w czasie dzieciństwa. Brunet popatrzył na niego z westchnieniem i przeniósł wzrok na Astrid, która na szczęście spoglądała w innym kierunku. Nie dało się ukryć, że ona również co jakiś czas zerkała na Czkawkę, modląc się w duchu, by ich spojrzenia się nie spotkały.
Po męczącym treningu zarówno dla jednej, jak i drugiej strony, Śledzik, Bliźniaki i Smark postanowili pozostać jeszcze na arenie.  Czkawka nie miał raczej ochoty uczestniczyć w kolejnym pokazie przygotowanym przez Wym i Jota oraz ich właścicieli, więc czym prędzej skierował się w stronę w żelaznych wrot. Gdy tylko wyłonił się z ciemnego włazu, jego oczom ukazała się Mirilla, na której widok krew na chwilę stanęła mu w żyłach.
- Cześć Czkawka, mogę się o coś spytać? - uśmiechnęła się lekko i zatrzymała się przed chłopakiem.
- Nie mam teraz za bardzo czasu ani ochoty na rozmowę. - odpowiedział, kryjąc niechęć w swoim głosie. Chciał już skierować się w stronę domu, gdy dziewczyna odezwała się jeszcze raz.
- To naprawdę chwilka. A dla mnie jest to bardzo ważne - spojrzała na niego z błagalną iskierką w oczach. Chłopak zmarszczył brwi.
- Ja też mam wiele rzeczy, które są dla mnie ważne. Zdajesz sobie z tego sprawę? - odparował z lekką irytacją. Dlaczego on w ogóle z nią rozmawiał? - Proszę cię, zostaw mnie. Chciałbym mieć jeden dzień świętego spokoju.
- Co cię ugryzło? - spytała ze zdziwieniem w głosie, unosząc jedną brew.
- Nic. - jego ton mówił nieco inaczej.
- Ekstra. - uśmiechnęła się z ironią - Chciałam tylko o coś spytać. Czy to jest aż tak straszne? Jeśli nie masz humoru, to okej. Tylko wiesz co mnie denerwuje? Raz jesteś dla mnie miły, pozwalasz mi leżeć na swoim ramieniu, lecieć na swoim smoku... a innym razem patrzysz na mnie z nienawiścią, jesteś okropny, albo całkowicie mnie ignorujesz...I naprawdę nie wiem, co ci zrobiłam i co mam o tym myśleć. - dziewczyna spojrzała na Czkawkę, jednocześnie zastanawiając się nad swoimi słowami. Pierwszy raz od kilku dobrych tygodni powiedziała coś, co wypływało prosto z jej serca - Zdecyduj się, jakie masz nastawienie wobec mnie, bo naprawdę zaczyna mnie to męczyć.
Mirilla westchnęła i obróciła się na pięcie, by szybko ruszyć do swojego domu. A Czkawka, lekko osłupiały napotkał na wzrok Astrid, która właśnie wychodziła z areny.

____________________________________________________________________

Znowu się nic nie dzieje i flaki z olejem i bla bla...
Szal. Nie wiem jak wy, ale ja już się w tym gubię.  ;__; To wszystko jest tak zagmatwane, że nie wiem jak to rozwiązać. Znaczy.. mam plan, ale to wszystko się komplikuje. Mój przegrzany mózg tego nie ogarnia. ;-;
Następny rozdział postaram się napisać... szybko. ^^ Tylko to wszystko ogarnę i napiszę sobie plan... Brakuje mi już hiccstrid, a Wam? :c
Chyba walnę jakiegoś łan-szota. 

Ps.Wybaczcie mi, ale miałam wakacyjnego lenia. Chyba wiecie, jak to jest? :D
Ps.2 Streszczenia pomału się piszo :3

Enjoy!
Pozdrowionka ^^
~Szczerbatkowa

piątek, 3 lipca 2015

Rozdział trzydziesty siódmy - "Masz bardzo wygodne ramię."

          Słońce pomału wyłaniało się zza horyzontu. Cała wyspa zatopiona była w bladych odcieniach pomarańczu, które przebijały się przez delikatne, poszarpane obłoczki. Przyroda na nowo budziła się do życia ze snu - pierwsze ptaki latały po niebie, mgła spowijała swymi kroplami wysoką trawę, a w powietrzu unosił się miły szmer lasu.
          Wokół dogasającego ogniska, pogrążeni w głębokim śnie, leżeli smoczy jeźdźcy. Nieopodal dalej - smoki w stanie letargu. Można było powiedzieć, że spali jak niemowlaki.
Mirilla przekręciła głowę na drugi bok, dopiero teraz orientując się, że ma pod nią coś miękkiego. Ciekawość wygrała ze snem i dziewczyna otworzyła oczy, spostrzegając, iż leży na czyimś ramieniu. A ramię to należało do Czkawki, którego twarz dzieliło kilka centymetrów od nosa brunetki. Mirilla zmrużyła oczy, starając przypomnieć sobie, co działo się wczorajszego wieczoru. No tak, powrót Śledzia i Szpadki, potem kłótnia i cisza towarzysząca wszystkim do snu. Ale w jaki sposób znalazła się obok, ba - głową na ramieniu, wodza? Tego nie zdołała wyjaśnić, ale szczerze mówiąc nie miała nic przeciwko temu. Leżenie na ramieniu Czkawki było chyba najprzyjemniejszą rzeczą, jaka dotychczas spotkała ją na tej nieszczęsnej wyprawie. Chłopak wyglądał tak, jakby miał się za chwilę obudzić, zatem każdy ruch mógł przerwać tę przyjemną chwilę. Nie potrzebował jednak żadnej pomocy, i pobudka przyszła szybciej, niż Mirilla się tego spodziewała. Czkawka wyglądał na lekko zdezorientowanego.
- O... - zastygł, otwierając oczy i spoglądając na dziewczynę - cześć.
Patrzyli chwilę na siebie z rosnącym rozbawieniem.
- Cześć. - odpowiedziała i szybko podniosła się do pozycji siedzącej, plecami do wodza - masz bardzo wygodne ramię. - ziewnęła.
- Dzięki... Nikt nigdy nie skomplementował mnie w ten sposób - mruknął i zwróciwszy się do swojej ręki zaśmiał się - czuj się zaszczycona.
Mirilla posłała mu jeszcze jeden uśmiech.
- Mówię serio. Jeszcze nigdy tak dobrze nie spałam w takich warunkach.
W tym momencie na koc wbiegł Szczerbatek, potrącając ich w dwie przeciwne strony. Smok przewrócił się na grzbiet i wystawił język, rycząc wesoło. Spojrzał na chłopaka z wyczekiwaniem, mrużąc zabawnie ślepia.
- Egoista - mruknął Czkawka, drapiąc go energicznie pod szyją, a potem po brzuchu - No, wystarczy tego. Spadaj Mordko - Szczerbatek wstał i oblizał swego właściciela w podziękowaniach, na co ten jęknął przeciągle.

***

          Szczerbatek dorównywał kroku brunetowi, leniwie obrzucając wzrokiem migoczące pochodnie i ciemne zarysy domów. Nie był to pierwszy raz, gdy wracał ze swym jeźdźcem o tak późnej porze, ale dzisiaj był wyjątkowo senny i zmęczony na tyle, by ledwo trzymać się na łapach.
- No, Mordko - westchnął Czkawka i zatrzymał się u progu chaty - koniec na dzisiaj. I myślę, że na najbliższy miesiąc też.
Smok mruknął z aprobatą i wszedł za chłopakiem do środka, domykając drzwi ogonem. Gdy tylko dostrzegł swoje posłanie pod schodami, podszedł i położył się na nim z błogim uśmiechem na pysku.
- Wróciłem! - zawołał od progu Czkawka tonem człowieka, który opuścił rodzinny dom na kilka lat. 
- Czas najwyższy - do kuchni weszła Valka z lekkim niezadowoleniem na twarzy - Zapomniałeś, gdzie mieszkasz?
- Zabawne, mamo - mruknął brunet i spytał po chwili - Astrid jest na górze?
- Dzisiaj przeniosła się już do siebie. - odpowiedziała obojętnie i dodała po chwili, jakby czytając z jego oczu - Chyba zbyt późno na odwiedziny, co?
Czkawka wzruszył ramionami.
- Będę niedługo. - powiedział tylko, obracając się w stronę drzwi. Nacisnął klamkę i znów znalazł się na zewnątrz. Stał chwilę w miejscu, by pozbierać myśli. Szybko ruszył w stronę domu Astrid, zastanawiając się, jak będą brzmiały jego wytłumaczenia. 
"Poleciałem na wyspę, bo chyba mi się nudziło" albo "Nie miałem kogo wyciągać z wody, więc postanowiłem, że polecimy sobie na wycieczkę nad ocean" nie brzmiało może najlepiej, ale było najbliższe prawdy. Bo właściwie... jak wytłumaczyć się z czegoś takiego?
Czkawka stanął pod drzwiami narzeczonej i zastygł na chwilę w bezruchu. Wziął głęboki oddech, wymierzył mocnego kopniaka w kamień i zapukał. Gdy z wnętrza dobiegło stłumione 'proszę', nacisnął mocno klamkę i stanął w progu.
Złotowłosa siedziała przy stole, z książką w dłoniach i twarzą skąpaną w migoczącym blasku świeczki. Miała na sobie tylko jedwabną koszulę, która sięgała do połowy ud. Smukłe nogi wystawały spod drewnianego stołu, jedna nałożona na drugą.
Dziewczyna uniosła na niego spojrzenie swoich pięknych, błękitnych oczu. To nie było to spojrzenie, którym patrzyła na niego przy pocałunkach, tańcu, pożegnaniach czy zwykłej rozmowie. Teraz jej wzrok był zimny i przepełniony czymś, co przyprawiało Czkawkę o dziwny niepokój. Wziął jeszcze jeden głęboki oddech.
- Cześć. - powiedział tym samym tonem, którym powitał dzisiaj Mirillę. Chwila.. Mirillę? 
Idiota!
Tak, myśl o Mirilli była w tym momencie jak najbardziej nie na miejscu. 
- Przepraszam - powiedział najszczerszym tonem, na jaki tylko mógł się zdobyć - że nic ci nie powiedziałem. Że poleciałem na jakąś wyspę, całkiem bez celu i zostawiłem cię tutaj. 
Przerwał w oczekiwaniu. Astrid patrzyła na niego tym samym wzrokiem. Coś było nie tak.
- Przeproś mnie lepiej za Mirillę. Przeproś mnie za to, że moje słowa puszczasz na wiatr a tej wydrze jesteś wierny jak pies. - odezwała się po chwili ciszy, jadowitym i jednocześnie przepełnionym złością tonem. - Dopiero wtedy przeproś mnie za wszystkie inne głupstwa, jakie zdążyłeś do tej pory zrobić.
Czkawka chwilę zastanowił się nad jej słowami. Znów poczuł głupie uczucie dezorientacji i bezradności. Przepraszać za Mirillę?
- Wyjdź. - dziewczyna powiedziała twardo, wybijając go z myśli. 
- Ale... - zaczął niepewnie, jednak ta nie dała mu dokończyć. 
- Proszę cię, wyjdź.
Wypowiadając te słowa Astrid po raz drugi w przeciągu ostatnich dni czuła, jak jej serce łamie się na dwie połówki. Nie rozumiała prostej rzeczy - dlaczego kolejny raz wszystko zaczyna się sypać? Uniosła tylko wzrok na Czkawkę, który wbijał w nią pytające spojrzenie. Obrócił się na pięcie i wyszedł, trzaskając drzwiami. 
Tak. Wyszedł i trzasnął drzwiami tak, że zatrzęsły się wszystkie ściany.

***

          Czkawka wbiegł po schodach i wpadł do swojego pokoju niczym burza. Z furią kopnął kilka rzeczy i rzucił się na łóżko, zatapiając twarz w poduszce. Wykrzyknął w nią kilka bluzg i wziął głęboki oddech, by uspokoić swój lekko ogłupiały umysł.
W pokoju było całkiem ciemno. Czkawka spojrzał na lekko pomiętą pościel, czując lekkie ukłucie na myśl, że jeszcze kilka godzin temu leżała tutaj Astrid. Gdy tylko przystawił nos do materiału, poczuł delikatny zapach blondynki, który tak dobrze znał.
Tak bardzo kochał Astrid. Kochał jej złote włosy, kochał jej mały nos, uśmiech, buntowniczą naturę, kochał każdy skrawek jej ciała i duszy. A mimo tego nadal robił te wszystkie głupie do szaleństwa rzeczy, które sprawiały jej ból. Sam nie wiedział, dlaczego.
Najgorsze było w tym wszystkim to, że po tylu przeprosinach Astrid brała to jako kolejne puste słowa. I tak dobrze wiedziała, że Czkawka nie zmieni swojego zachowania. Co więc zrobić, by tak nie było? Zmienić się? Przestać rozmawiać z Mirillą?
Pal sześć Mirillę! Czy wszystko musi kręcić się wokół niej?
Chłopak odwrócił głowę od poduszki i nabrał powietrza do płuc. Musiał się z tym wszystkim przespać, by móc racjonalnie myśleć. Najważniejsze było to, że zaczynał rozumieć w czym, a raczej w kim, był problem.
- Dobranoc, tato. - szepnął niemal bezgłośnie i zamknął powieki, przewracając się na drugi bok. Nim wyrzucił wszystkie myśli z głowy, pomyślał jeszcze raz o Astrid. Potem odpłynął w objęcia snu. 


___________________________________________________________________________


Zakończenie nie jest do końca takie, jakie sobie wymyśliłam, ale chyba i tak nie jest źle.  Znowu przez pewien moment poczułam magię chwili i miałam niepohamowaną ochotę, by Astrid podbiegła do Czkawki i dała mu namiętnego buziaka!

***

Sprawa namber łan
Dancing Banana Stamp by Darkwizkid
Na wstępie, i właściwie ogólnie, pragnę Wam podziękować za te wszystkie słowa pod wcześniejszym postem. Nawet nie wiecie, jak podniosły na duchu! ^^ 
Jak je czytałam było mi miło i ... normalnie aż trudno mi to opisać, jaką miałam zajarkę XDDD
Tak czy owak daliście mi wielkiego kopa w dupsko i obiecuję, że już nie będę lamentować. 8D
Jeszcze raz dziękuję!!! <3

Sprawa namber tu
Jack Sparrow Stamp by Shadowhedge1001
Zaczynam robić zakładkę ze streszczeniami. I mam do Was pytanie - czy znalazłaby się jakaś dusza, która miałaby ochotę mi z tym pomóc? Wszystko jedno jak - może napisać streszczenia jednego rozdziału, albo dziesięciu - każda pomoc mile widziana. Oczywiście dostanie w zakładce chwilę sławy i zostanie wpisana jako 'pomagacz-współtwórca' ^^ 
Także jeśli ktoś miałby chwilę czasu i chęci może napisać w komentarzu lub do mnie na maila - michasiowykrem@gmail.com - będę bardzo wdzięczna za każdą pomoc. :3

Sprawa namber fri
Ace Ventura Stamp by acww-freak08
WAKACJE!
Chciałam Wam życzyć jeszcze wspaniałych dwóch miesięcy bez szkoły. Spędźcie ten czas najlepiej, jak będziecie tylko mogli! ^^
Wyjeżdżacie gdzieś może? Jakieś ciekawe plany? :3 Pochwalcie mi się tam na dole, bo chcę wiedzieć! 8D

Sprawa namber for


I to właściwie tyle. Dziękuję za uwagę i do następnego! c:



Po raz trzeci ogromne dzięki☻☺
Enjoy!
~Szerbatkowa

poniedziałek, 15 czerwca 2015

Nie mam pomysłu na tytuł.

Mam dwa pytania.
1. Jesteście tu jeszcze?
2. Chcecie, by powstała zakładka "streszczenia'? (To dla tych 'nowszych') 

~Amen.


Ps. A tak szczerze mówiąc, to jestem załamana(dosłownie, smutno mi, strasznie, jak patrzę się na te nędzne wyświetlenia.) frekwencją pod ostatnim postem... Przez cały dzień odświeżałam co chwilę komentarze jak jakiś debil(teraz pewnie będzie tak samo)...Dziękuję SmileLife, SuperHero oraz CrazyDream, że chce im się komentować. Bez Was, dziewczyny, już chyba dawno dałabym sobie spokój. 

wtorek, 2 czerwca 2015

Rozdział trzydziesty szósty

- Dzień dobry! - miłe powitanie padło z zaciemnionego korytarzyka, na co starzec uniósł swoje dobroduszne spojrzenie.
- Dzień dobry, dzień dobry - mruknął, kiwając głową i ponownie zatopił zęby w kawałku chleba, zerkając na syna.
Blondyn wszedł do kuchni, stanął w miejscu i rozglądnął się wokół. Zupełnie tak, jakby nie do końca wiedział, po co tu przyszedł. Po chwili ciężkiego namysłu i szerokim ziewnięciu podszedł do blatu i chwycił metalowy dzbanek z herbatą, by nalać sobie nieco ciepłego napoju. Gdy tylko upił łyk, skrzywił się z niesmakiem.
- Tato, ile razy ci mówiłem, byś odcedzał fusy? - rzucił do Hansa z lekkim niezadowoleniem i odstawił kubek z brzdękiem.
- Wiesz, że lubię mocną herbatę - wybełkotał ustami pełnymi świeżego chleba, uśmiechając się przekornie do syna. Ten wywrócił tylko oczami. Popatrzył przez chwilę na ojca wyczekującym wzrokiem, a ten wydawał się go całkowicie zbywać. Na zmianę przewracał karty grubej księgi i pakował sobie do ust kolejne porcje pieczywa.
- Rozumiem, że mam sobie zrobić sam śniadanie - mruknął Cedrik, leniwie odwracając się do blatu.
- Czas w końcu się nauczyć, nie sądzisz? - spytał kąśliwie ojciec, nie odrywając wzroku od księgi, jednocześnie unosząc kąciki ust.
Tak, przekomarzanie się z synem było jedną z jego wielu pasji.
Chcąc nie chcąc, blondyn dorzucił nieco chrustu pod palenisko, a na metalową płytę rzucił kawałek masła, które wczorajszego wieczoru przyniosła im Valka. Nawiasem mówiąc, powstało ono z mleka niczyjego innego innego, jak Kunegundy. Cedrik chwycił dwa jajka, które akurat leżały na blacie i rozbił po kolei skorupki, doprowadzając do cichego skwierczenia roztopione już masło.
- Uuu, jajecznica - mruknął Hans, unosząc wzrok znad księgi i ruszając nozdrzami - podzielisz się, prawda?
- Miałeś swoje - odpowiedział mu syn z chytrą iskrą w głosie.
Po chwili śniadanie było już gotowe, więc chłopak przełożył nienagannie wyglądającą masę na talerz. Usiadł naprzeciwko ojca, z lekkim, aczkolwiek triumfującym uśmiechem na twarzy.
Jedli w ciszy, spokojnie konsumując posiłek. Hans cedził mocną herbatę, a Cedrik starał się czytać literki z księgi do góry nogami. W końcu postanowił rozpocząć konwersację, bowiem ciszy, powiedzmy sobie szczerze, nie lubił.
- Wiesz może, o której mam dzisiaj zajęcia na arenie? - spytał lekkim, naturalnym tonem, nabierając na widelec kolejną porcję żółtej papki.
- Nie jestem przekonany, czy w ogóle będziesz je miał - odrzekł Hans, powątpiewająco spoglądając na Cedrika.
- Z jakiej racji? - chłopak uniósł brwi, szczerze zdziwiony odpowiedzią ojca.
- Czkawka wybył wczoraj z wyspy z resztą grupy. Z tego co mi wiadomo, jeszcze nie wrócili - wyjaśnił, nieskutecznie starając się skupić na treści książki.
Chłopak znów poczuł się nieswojo, bowiem po raz kolejny nie był zorientowany w obecnej sytuacji. Czy to on nie śledzi najważniejszych wydarzeń, czy nikt po prostu nie ma ochoty, by go o czymkolwiek poinformować?
- Co masz na myśli, mówiąc 'reszta grupy'? - spytał, lekko zniechęcony obrotem sytuacji.
- No....bliźniaki, ta brunetka i Śledzik.
- W takim razie na Berk jest jeszcze Smark i Astrid. - stwierdził błyskotliwie blondyn i popatrzył wyczekująco na ojca.
- Tak, ale Astrid jeszcze nie doszła do siebie po wypadku, a Sączysmark...
- Jakim wypadku?! - Cedrik przerwał gwałtownie ojcu, unosząc brwi w osłupieniu. Tego już za wiele. Nie wiedział o wypadku pięknej narzeczonej wodza?  - to Astrid miała jakiś wypadek? - wykrztusił , kompletnie tracąc już wiarę w siebie.
- Chłopie, na jakim ty świecie żyjesz? - teraz i Hans nie krył swojego zdziwienia - o takich rzeczach to powinieneś wiedzieć.
Syn westchnął na te słowa i posłał mu tylko beznamiętne spojrzenie, mówiące 'nie dołuj mnie bardziej'. Oparł się łokciami o kant stołu i pozostał na chwilę w bezruchu, wbijając tępe spojrzenie w talerz.
- Kiedy polecieli? - spytał po chwili analizy sytuacji.
- Wczoraj po śniadaniu. - padła krótka odpowiedź.
- A wiesz kiedy wrócą?
- Synu, czy ja ci wyglądam na wróżkę? - Hans zmarszczył brwi i ze zrezygnowaniem oderwał się od książki - po raz trzeci zaczynam ten rozdział i nie przeczytałem ani jednej linijki. Możesz z łaski swojej przymknąć swe poczciwe usta i dać mi chwilę wytchnienia?
Chłopak już nawet nie spoglądnął na ojca. W głowie posiadał całkowitą pustkę, ojciec miał go dość, a jajecznica dawno zrobiła się zimna. Westchnął głęboko i ociężale wstał od stołu, słysząc kąśliwe ''Dziękuję" ze strony starca.
Całkowicie nie miał pojęcia co ze sobą zrobić. Iść na spacer do lasu? Na Berk nie było innych opcji. W grę wchodziły albo przechadzki i podziwianie piękna przyrody, albo przejażdżki na smoku. Tylko, że Cerdrik na smokach latać nie umiał. Co najwyżej wsiąść i starać się nie spaść.
Blondyn rzucił ostatnie, beznamiętne spojrzenie na zajętego własną osobą ojca i porwał miękki płaszcz z żelaznego wieszaka. Narzucił na siebie futro i wyszedł z chaty, na powitanie potraktowany brutalnie przez zimne powietrze.
Postawił jeden krok, potem drugi i trzeci. Nim się spostrzegł, stopy same zaprowadziły go pod dom wodza.
Zastanowił się chwilę, a potem zapukał energicznie w drzwi. Gdy stał się świadomy swego czynu, zza framugi wychyliła się już dobroduszna, uśmiechnięta twarz Valki.
- Dzień dobry - bąknął chłopak na poczekaniu - zastałem Astrid?
- Jest na górze. A o co chodzi? - kobieta zmarszczyła lekko czoło.
- Chciałem ją odwiedzić. - odpowiedział zgodnie z prawdą i dodał, zauważając powiątpiewający wyraz twarzy rozmówczyni - Pogadać, spytać jak się czuje. Wie pani...
W tej chwili brzmiał jak chłopak, który ubiega się o względy swojej wybranki. Fakt ten mógł lekko zaniepokoić Valkę, bowiem Astrid była narzeczoną jego syna. Jak każda kobieta, wyczuła, że coś jest na rzeczy. Nie ufała mu, to pewne.
Po chwili wahania cofnęła się krok i wpuściła zmarzniętego młodzieńca do ciepłej izby.
- Jeśli będzie spała, nie obudź jej przypadkiem. - rzuciła jeszcze, kiedy chłopak wdrapywał się już po schodach.
Cedrik po cichu uchylił drzwi i wszedł do zaciemnionego pomieszczenia. Dopiero po chwili zorientował się, że znajduje się w pokoju Czkawki. Rozglądnął się wokół, z podziwem patrząc na rysunki i szkice porozwieszane na ścianach. Nie obyło się bez lekkiego ukłucia zazdrości. Chłopak spuścił wzrok i dostrzegł kłębek złotych kosmyków wystających spod kołdry.
Budzić, czy nie?
Podszedł bliżej, by dokładniej stwierdzić stan Astrid. Kiedy miarowy oddech potwierdził o tym, że dziewczyna znajdowała się w fazie głębokiego snu, Cedrik z ostrożnością postawił jeszcze kilka kroków w przód.
Nie było mu dane długo obserwować śpiącej blondynki, bowiem przewrócił nogą stertę niezidentyfikowanych przedmiotów i sam padł jak długi na podłogę, w towarzystwie łoskotu upadających przedmiotów. Zaklął pod nosem i podniósł się szybko do pionu, a jego wzrok wylądował na skrzywionej twarzy Astrid, która właśnie wyrwała się z objęć morfeusza.
- Cz-cześć - w tym momencie chłopak uśmiechnął się w najbardziej żenujący sposób, jaki tylko można by sobie wyobrazić - obudziłem cię?
- Jeszcze się pyta głupio - warknęła dziewczyna, marszcząc brwi.
- Przepraszam... - blondyn podrapał się w kark w geście niezręczności - na prawdę nie chciałem.
Ta posłała mu zirytowane spojrzenie i z powrotem opadła na zieloną poduszkę.
- Jak się czujesz? - spytał lekko jeszcze speszony, siadając na krzywym stołku.
- Dobrze. - wzruszyła ramionami - Lepiej. A ty?
- Ja? - uniósł brwi.
- Tak, ty.
- W porządku - odpowiedział lekko zbity z tropu i wbił spojrzenie w ciemną podłogę. Siedzieli chwilę w niezręcznej ciszy.
- Przyszedłeś tu w jakimś konkretnym celu? - spytała w końcu Astrid, siląc się na neutralny ton.
- Nie... - chłopak podniósł spojrzenie na piękną twarz blondynki, ledwo powstrzymując się od uśmiechu - tak po prostu.
- Po prostu?
- Tak.
Rozmowa się nie kleiła, to pewne. Chłopak dosłownie zapomniał języka w gębie i tylko co chwila rzucał wzorkiem na Astrid. Dlaczego w takich chwilach nie potrafi nic powiedzieć, a gdy nie trzeba, papla jak najęty?
- Wiesz może, kiedy wraca Czkawka? - zapytał po chwili bitwy z myślami. Miał tylko szczerą nadzieje, że Astrid nie wyczuje jego intencji.
Dziewczyna zmarszczyła lekko czoło.
- Skąd wraca? - odpowiedziała niepewnie, patrząc na chłopaka pytająco.
- To ty nie wiesz? - Cedrik wydawał się być zadowolony z tego obrotu sprawy. - Czkawka poleciał na wyspę z bliźniakami, Śledziem i Miris. - dostrzegając jej wyraz twarzy, dodał pogodnie - Nie martw się, też dowiedziałem się o tym dzisiaj...
Z jednej strony czuł lekką satysfakcję. Z drugiej miał wyrzuty sumienia, że przekazał jej tą dość nieprzyjemną wiadomość. Zapewne przyprawiła ją o niezbyt dobre emocje. 
Astrid jednak dobrze radziła sobie z ukrywaniem uczuć. Podczas, gdy w środku czuła ogromną złość i miała ochotę krzyczeć najgłośniej, jak tylko się dało, spojrzała bezbarwnie na Cedrika i uniosła brwi.
- Coś jeszcze? - spytała.
- Nie - odpowiedział lekko zdziwiony jej reakcją. 
- W takim razie pozwolisz, że się teraz prześpię - odparła z gramem ironii w głosie i uśmiechnęła się. Gdyby on tylko wiedział, w jakim teraz stanie jest jej krucha dusza. Gdyby tylko zdawał sobie sprawę, że zepsuł jej poranek.
Cedrik szybko załapał aluzję i chrząknął, unosząc się ze stołka. Popatrzył jeszcze raz na Astrid z niepewnością i wyszedł, tym razem uważając na porozrzucane na podłodze przedmioty. Gdy tylko zniknął za drzwiami, dziewczyna chwyciła poduszkę i z całej siły rzuciła nią w ciemną przestrzeń.


________________________________________________________________

To jest okropne. Nawet nie chce mi się sprawdzać, więc wybaczcie mi literówki.  Przepraszam, ale wena mi się naprawdę kończy..








czwartek, 7 maja 2015

Nie zabijcie

Wybaczcie mi, że tak długo nie pojawia się rozdział. Mam mały dostęp do komputera, ostatnie dwa miesiące nauki.. chyba wiecie jak to jest. Nie chcę Wam zawracać głowy moimi tłumaczeniami, proszę tylko o uzbrojenie się w cierpliwość. Rozdział na pewno wkrótce się pojawi, obiecuję Wam to. Poza tym, kawałek jest już napisany. :3

~Szczerbatkofa

niedziela, 29 marca 2015

Rozdział trzydziesty piąty - "Wyspa"

          - Czy było aż tak źle? - Czkawka zeskoczył ze Szczerbatka na grunt i spojrzał sugestywnie na Mirillę. Ta wzruszyła tylko obojętnie ramionami i strzepała warstwę szronu z puszystych włosów, osuwając się na ziemię. Poklepała smoka w szyję i rozejrzała się wokół siebie.
Wyspa wyglądała naprawdę przyjaźnie. W przeciwności do śniegu i wszechobecnego mrozu, który panował na Berk, tutaj było zielono, ciepło i przyjemnie. Wyglądało na to, że przyroda dawno rozbudziła się do życia. Świergot ptaków rozbrzmiewał w najbliżej okolicy, rozłożyste drzewa tworzyły istny baldachim, jednocześnie przepuszczając promienie słońca chylącego się ku zachodowi. Gdzieniegdzie przemknęła jaszczurka, wprawiając w falowanie wysoką trawę, a ryby pluskały w źródle, który krył się pod paprociami. W powietrzu unosił się lekki, słodki zapach, pochodzący z rozłożystych kwiatów usianych pod iglastymi krzakami. Te z kolei stanowiły granicę pomiędzy zieloną polaną a zagajnikiem, gdzie drzewa o wątłych pniach kołysały się lekko na wietrze, cicho skrzypiąc.
Szczerbatek z ciekawością rozglądnął się, po czym nachylił łeb nad szemrzącym potokiem. Włożył nos w wodę i zręcznie złapał w pysk jedną z pluskających rybek. Łykając ją, oblizał się ze smakiem i spojrzał na swojego właściciela, przekrzywiając głowę.
- Podoba ci się tutaj, Mordko? - Czkawka uśmiechnął się do smoka drapiąc go za głową - Nie wiem jak tobie, ale mi to przypomina coś na kształt smoczego sanktuarium.
Smok zamruczał, wyrażając dezaprobatę na jego słowa.
- Znajdźmy jakieś dobre miejsce na chwilowy postój - mruknął chłopak i ruszył w zagajnik, zadzierając głowę do góry. W ślad za nim podreptał Szczerbatek z chrapiącym Mieczykiem na grzbiecie i Mirilla.
Szli kilka minut, rozkoszując się chwilą, ciszą i odgłosami natury. Zanim doszli do wysokiego kifu na brzegu wyspy, zdążyli zrobić jedno kółko wokół zagajnika i pozbierać chrustu na ognisko oraz nieco jadalnych jeżyn  Nikt niestety nie był na tyle rozmyślny, by wziąć jakikolwiek prowiant na wycieczkę.
          Zatrzymali się przy wysokim głazie otoczonym rozłożystymi drzewami. Czkawka ułożył gałęzie w stosik na ubitym piasku i wyciągnął piekło z nogawki, by podpalić drewno. Już po chwili wraz z Mirillą ogrzewali się w świetle ogniska, które stopniowo zastępowało promienie zachodzącego słońca. Widok na owe zjawisko mieli jak na dłoni, bowiem pomarańczowa tarcza chowała się za horyzontem na morzu, które z ich umiejscowienia prezentowało się całkiem przyzwoicie.
- Przydało by się go wybudzić - koniec końców Czkawka zerknął przez ramię na Mieczyka, wzdychając z ubolewaniem. Dźwignął się z tureckiego siadu, podszedł do blondyna i niewiele myśląc sprzedał mu siarczyste uderzenie w prawy policzek.
- Co?! - Mieczyk momentalnie poderwał się góry i dysząc ciężko, chwycił się za serce z przerażeniem w oczach. Czkawka ledwo powstrzymał się od śmiechu.
- Czy następnym razem możesz z łaski swojej stosować inne metody pobudek? - warknął, marszcząc brwi ze zirytowaniem. Rozglądnął się wokół, a nozdrza zadrgały mu nerwowo - gdzie my jesteśmy?
- Mogę powiedzieć ci tylko to, że na wyspie. Przez twoje wygłupy ze Śledziem, musieliśmy zaliczyć kąpiel w lodowatym morzu - odpowiedział chłopak, unosząc brwi.
- Aha - odparł burkliwie, z lekkim zmieszaniem - sory.
- Nie no, stary, nie ma sprawy - poklepał go po ramieniu brunet, udając wyluzowany ton -  nie przejmuj się. Siedzimy sobie Odyn wie gdzie, Śledź trzęsie się ze strachu w przestworzach chmur, Szpadka tak samo, nie wiemy gdzie jesteśmy, noc za pasem, nie mamy jedzenia. Słowem fantastycznie! - z każdym słowem ton Czkawki nabierał ironii. Chłopak otworzył swój wynalazek przymocowany do ochraniacza na ręce - Na dodatek kompas nie działa! Ale, nie przejmuj się. To nic - rzucił w eter  z irytacją i bezradnością.
Kopnął mały pieniek, który napatoczył mu się pod nogę i spojrzał ze zrezygnowaniem na Mieczyka. Nawet nie dziwiło go już to, że nic do niego nie dociera. Wódz westchnął głęboko i usiadł ponownie przy ognisku, wyciągając dłonie ku ciepłemu płomieniowi. Przemoczone ubrania powoli schły, ale i tak było mu ciężko i nieprzyjemnie. Czkawka postanowił pozbyć się większości swojej garderoby i pozostał tylko w wilgotnej jeszcze koszuli i obcisłych, lnianych spodniach.
Opierając głowę na dłoni, przymknął powieki. Pierwszy raz w ciągu ostatnich kilku godzin pomyślał o Astrid i irytacja znów w nim wzrosła. Po raz kolejny zostawił ją samą. Co najgorsze, nawet nie powiedział jej, gdzie się wybiera. Teraz zapewne jego wybranka dowie się o tym z ust jego matki, co będzie miało opłakane skutki. Nie cierpiał w sobie tego zapominalstwa i beztroskiego usposobienia. Czy jakikolwiek inny normalny facet zostawiłby swoją dziewczynę obolałą w łóżku i poleciał na wycieczkę z kumplami?
Nie. Tylko problem był w tym, że Czkawka nie był normalnym facetem. I to tylko on potrafił robić takie rzeczy.
Wódz przyłożył palce do skroni, gdy przez jego głowę przeszła kolejna przytłaczająca myśl. Było już pewne, że spędzą tutaj noc. W tym momencie miał ochotę wsiąść na Szczerbatka i polecieć prosto na Berk. Wpaść do domu i wskoczyć do łóżka, do Astrid. Przytulić ją, szepnąć coś do ucha i zasnąć, trzymając ją w objęciach.
Najgorsze było to, że ostateczna wina należała do niego. Gdyby nie wpadł na pomysł tej idiotycznej wycieczki, Mieczyk nie spadłby ze smoka, a oni nie siedzieliby tu teraz w oczekiwaniu na pozostałą dwójkę, która zapewne miota się w tę i z powrotem po ciemnym niebie.
          Czkawka był na siebie wściekły. Pewnie nadal obwiniałby się w duchu, gdyby nie trzepot skrzydeł smoka, który rozdarł przyjemną ciszę. Wszyscy zadarli głowy do góry i odetchnęli z ulgą, dostrzegając bladego Śledzika oraz Szpadkę. Wymiot wylądował na brzegu klifu i ciężko opadł na ubity piach, zrzucając ich z grzbietu. Szpadka zdołała ustać na nogach po spotkaniu z ziemią, ale grubas nie był już takim szczęśliwcem. Zachwiał się i upadł na brzuch, uderzając nosem w twardy grunt. Był na tyle zmęczony i wystraszony, że zabrakło mu sił na uniesieni swego masywnego ciała i został w spoczynku, twarzą w piachu.
- Śledź, wstawaj - Mieczyk chwycił chłopaka za futro, dźwigając do góry, na co ten odpowiedział głuchym sapnięciem - podnoś się, tłusty bydlaku!
Te słowa o wiele bardziej zmotywowały Śledzika do przywrócenia się do pionu, więc grubas uniósł się leniwie znad gruntu i  powiódł oczami wokół siebie.
- To było straszne - jęknęła z ubolewaniem Szpadka, chwiejnie siadając obok ogniska - lataliśmy w kółko przez cały wieczór... Szkoda, że nie raczyliście nam powiedzieć, gdzie lecicie - zerknęła ze złością na brata, na co ten odpowiedział z oburzeniem.
- Dlaczego patrzysz na mnie? To nie moja wina! - krzyknął niewinnie.
- Owszem, twoja! To ty spadłeś z Wymiota - odpowiedziała kąśliwie, podnosząc głowę na stojącego obok Mieczyka.
- Spadłem przez Śledzika - wycedził, z irytacją patrząc na siostrę.
- Co ja? - bąknął grubas słysząc swoje imię i uniósł na nich zamglone spojrzenie.
- To przez ciebie wpadłem do tego lodowatego morza - Mieczyk skierował swą irytację ku Śledzikowi.
- Gdybyście mi nie kazali lecieć na waszym smoku, byłoby wszystko w porządku - odpowiedział, unosząc brwi.
- Ja nic nikomu nie kazałem - odpowiedział szybko blondyn.
- I ja też - dodała Szpadka.
- Przypomnij sobie dobrze, siostrzyczko - Mieczyk dźgnął ją w bok - to ty zasugerowałaś ten wspaniałomyślny pomysł.
- Ja? - obruszyła się, obracając się ku niemu - ja?
- Tak, ty! - powiedział donośnym głosem.
- Możecie się łaskawie przymknąć?! - krzyknął Czkawka poirytowanym tonem, zwracając na siebie wszystkie pary oczu. - Jeśli ktoś powie jeszcze jedno słowo o tym, czyja to wina, to nie ręczę za siebie!
Zapadła głucha cisza, a na twarze awanturników wstąpiła skrucha i lekkie zmieszanie. To był jeden z tych niewielu momentów, gdy ktokolwiek miał okazję zobaczyć Czkawkę wyprowadzonego z równowagi. Wskazywało to na to, że albo powód musiał być wyższej wagi, albo wódz miał po prostu zły humor.
Śledź chrząknął.
- Nieważne - mruknął i wbił wzrok w brunatną ziemię. Bliźniaki popatrzyły po sobie i poszły w ślad grubasa, który usiadł cicho obok ogniska. Do momentu aż wszyscy zasnęli, nikt nie odezwał się słowem. Taki... 'cichy wieczorek'.


_________________________________________________________________

Przepraszam, ale wyszły flaki z olejem. 
         

sobota, 21 marca 2015

Rozdział trzydziesty czwarty - "Na wpół zamrożona woda"

- Ktoś mi łaskawie powie, dlaczego musimy lecieć na jednym smoku?! - ryknął Mieczyk przez mroźne powietrze, poprawiając jedną ręką hełm z niezadowoloną miną.
- Użyj mózgownicy i pomyśl - odpowiedział mu Śledzik, oplatając go mocno w pasie. Zacisnął swe tłuste nogi wokół jednej z szyi Wymiota, na co smok stęknął żałośnie.
-  Z całym szacunkiem do ciebie, Śledzik, ale jesteś chyba trochę za ciężki. - rzekła, lecąca na Sczerbatku, Mirilla z wymownym uśmiechem, na co Szpadka parsknęła rechotem.
Chłopak zmarszczył brwi i groźnie spojrzał na brunetkę.
- Masz problem z moją wagą? - odgryzł się dziewczynie zaciętym tonem.
- Skądże, bardziej dbam o dobre poczucie Wymiota. Spójrz tylko na jego oczy... - westchnęła z udawaną wrażliwością -  wyrażają tak ogromne cierpienie, że nie mogę pozwolić na to, byś...
- Zaraz mnie udusisz tymi swoimi golonkami! - krzyknął bliźniak do swojego pasażera, wyczuwając jego mocny uścisk ramion w pasie.
- A teraz? - warknął grubas, bezlitośnie ściskając blondyna w pół.
- Ała! Przestań, przestań! - Mieczyk zaczął się szamotać, łykając powietrze jak ryba wyciągnięta z wody. Śledź nie zwalniał swego uścisku, wprawiając Szpadkę w kolejny głośny rechot. Mieczyk zgiął się konwulsyjnie.
- Mdleję! - zawołał teatralnie opadł bezwładnie na ramię Śledzika, który z paniki momentalnie wypuścił go z objęć. Chłopak przechylił się przez szyję smoka i znikł z pola widzenia grubasa. Ten wstrzymał powietrze i zastygnął w przerażonym osłupieniu, z bladą jak kreda twarzą.
- Czkawka! - pisnął płaczliwie, zwracając na siebie wszystkie głowy - mamy pasażera za burtą!
Brunet spojrzał na niego z przerażeniem, szukając na jego pobladłym licu jakichkolwiek podpowiedzi. Gdy spojrzał w dół, oddalająca się sylwetka bliźniaka przywołała go do porządku. Potrząsnął głową, zagryzł wargę w przypływie grozy i nie ostrzegając Mirilli, gwałtownie skierował Szczerbatka w dół, na co dziewczyna krzyknęła przeraźliwie i szybko przywarła do torsu chłopaka.
- Ja z nimi zwariuję! - krzyknął Czkawka w eter ze złością, prując prosto w stronę toni morza. Szczerbatek przymykał powieki pod oporem powietrza, które bezlitośnie smagało całą trójkę po oczach. Pędzili tak szybko, że ciężko było im złapać chociażby najpłytszy oddech. W jednej z ostatnich chwil wódz dostrzegł beztrosko spadającego Mieczyka z błogim uśmiechem na twarzy.
- Złapiesz go? - zawołał przez ramię do Mirilli, sam przez szum powietrza nie słysząc swojego głosu. Skierował Szczerbatka lekko w stronę bezwładnej sylweki. Tafla wody była już blisko. Mirilla ledwo dosięgnęła białych kudłów Mieczyka i z trudem, lecz szybko ściągnęła go na grzbiet smoka. Nocna Furia w kilka sekund przed spotkaniem z lodowatą wodą schowała wszystkich pasażerów pod ogromnymi skrzydłami, tak, jak robiła to dziesiątki razy podczas nieudanych szybowań swojego jeźdźca. Dla Czkawki był to tylko kolejny raz, natomiast dla Mirilli coś budzącego grozę i przypędzającego do głowy najczarniejsze scenariusze. Wydała z siebie krzyk dodający otuchy przed spotkaniem z zimną, czarną otchłanią  i zaczerpnęła jak najwięcej powietrza w płuca, wbijając paznokcie w ramiona Czkawki. Zacisnęła mocno powieki, gdy Szczerbatek uderzył w taflę morza ogromną siłą. Dziewczyna usłyszała niesamowicie głośny huk wody, który spowodował nagły przypływ ulgi. Żyli. Najpierw woda gwałtownie wdarła się pod skrzydła smoka, a potem pod ich ubrania. Brakowało jej już powietrza, gdy Szczerbatek uchylił skrzydła i ostatecznie zanurzył ich w zimnym jak lód morzu. Mirilla ostatkiem sił wypłynęła na powierzchnię, łapiąc łapczywie mroźne powietrze. Poczuła sile ramię chwytające ją w talii, równie zimne jak na wpół zamarznięta woda.
- Wszystko w porządku? - Czkawka odgarnął ociekającą czuprynę z czoła i nachylił się nad dziewczyną z ciepłymi błyskami w oczach. Gdy ta kiwnęła głową, drżąc na ciele, usadził ją na grzbiecie Szczerbatka i sam podpłynął ku sprawcy całego zamieszania.  Miris, obejmując kolana ramionami, spojrzała ma chłopaka, który wlókł już za sobą dryfującego Mieczyka.
- Co z nim? - spytała, dygocąc.
- Będzie żył. - odpowiedział rzeczowo i przerzucił go przez siodło jak worek ziemniaków. Przymocował go paskiem do grzbietu Szczerbatka, a sam usiadł przed brunetką. Zadrżał, gdy mokre ubrania zaczęły szczelnie przywierać do jego skóry.
- Lecimy na tamtą wyspę - wskazał ruchem głowy na zielone skały wynurzające się nieopodal, zwracając się do Mirilli. Ta uniosła brwi.
- Dlaczego nie na Berk? - spytała, szczękając zębami.
- Między innymi dlatego, że trzęsiesz się jak Śledzik na smoczym szkoleniu. Poza tym, do Berk mamy jakieś trzy godziny,  a tam będziemy lecieć kilka minut. Ogrzejemy się przy ognisku, coś zjemy i wrócimy do domu. Nie zdążymy już polecieć na wyspę Śliskokrzaków. - wzruszył ramionami
Zmarszczyła lekko czoło.
- A co ze Szpadką i Śledziem?
- Umiejętności Szczerbatka przydadzą nam się do zawiadomienia ich o naszym położeniu. Nie przejmuj się nimi, dadzą radę - zapewnił niedbale.
- Nic z tego nie rozumiem, ale lećmy - wzruszyła obojętnie ramionami.
- Trzymaj się mocno - mruknął do niej Czkawka, dociągając sprzączkę w siodle smoka.
- Nie, błagam! Nie lećmy szybko - zaprotestowała jękliwie. Miała dość szybkich lotów wprawiających ją w mdłości.
- Wolisz przemarznąć na kość?
- Gdy będziemy pruli to cholernie zimne powietrze, będzie taki sam efekt. Moje włosy i tak pokryją się szronem, twoje zresztą też. Na dodatek stracę czucie w palcach! - zalamentowała, ale chłopak wyraźnie był głuchy na jej argumenty.
- Nie marudź. A jak ci zimno, to się przytul - rzucił w eter, uśmiechając się do niej zawadiacko przez ramię.
- Jesteś paskudny - mruknęła, ale mimowolnie objęła go w pasie i przylgnęła do jego pleców.Nim Szczerbatek wystrzelił w powietrze, zdążyła zdrowo trzepnąć chłopaka pięścią w bok.

***

          Astrid powoli dochodziła do siebie. Większą część czasu spędzonego w zaciemnionym pokoju przeznaczała na spanie, rzadziej czytanie przypadkowych ksiąg, które leżały na nocnej szafce Czkawki. Co jakiś czas odwiedzała ją Valka, przynosząc kolejne porcje ciepłych ziół i świeżego pieczywa. Można by powiedzieć, że było jej całkiem przyjemnie, gdyby nie pulsujący ból w głowie, skręconych kostkach i obtłuczonym boku. Kiedy literki wypisane starannym pismem powoli zlewały się ze sobą i zamieniały miejscami, blondynka odkładała książkę i przymykała powieki dla chwili relaksu. Oddychała głęboko i starała się nie myśleć o porannym dialogu, a raczej krótkim spotkaniu z Czkawką. Jej policzki nabierały jeszcze bardziej rumianego koloru, gdy tylko wspomniała słowa ‘Nic nie mów, jesteś wycieńczona’.
          Ale teraz jej zadaniem było nie zaprzątać sobie tym głowy, więc sięgnęła po kolejną księgę z małej kupki. Uchyliła oprawioną w wyblakłą, czerwoną skórę okładkę i uśmiechnęła się na widok, który był jej już bardzo dobrze znany. Na tytułowej stronie widniał wykaligrafowany napis i rysunek Śmiertnika Zębacza. Astrid rozpoznała książkę, z której uczyła się do swojego egzaminu. Przerzuciła kilka kartek i natrafiła na materiałową serwetkę z wyszytą sylwetką smoka, którą sama podarowała Czkawce na urodziny. Tą, która kiedyś leżała na stoliku w kuchni Haddocków.
I teraz do głowy wpadło jej kolejne wspomnienie związane z tymi wspólnymi wieczorami, które spędzała z Czkawką przy stole. Ona siedząca w książkach i on rysujący coś w notatniku, sprzątający albo po prostu patrzący się w ogień tańczący na świeczce postawionej na środku stołu. Przypomniała sobie zagadkowe słowa, które widniały w rogu jednej ze stron i towarzyszącej im kropli krwi. Wtedy zbagatelizowała to dziwne odkrycie, ale teraz dała sobie chwilkę na zastanowienie. Zaczęła przewracać po kolei kartki, szukając tajemniczego fragmentu. Poszukiwania zajęły jej kilka minut, bowiem dopiero pod koniec księgi odnalazła wypisane ręcznie słowa. Zmarszczyła lekko brwi, jeszcze raz zastanawiając się nad ich sensem. Pochylając się lekko nad pożółkłą kartką, przejechała wskazującym palcem po brunatnej kropelce.
W  tym momencie dokonała niesamowitego odkrycia, które wywołało u niej dreszcz grozy w okolicach karku. Unosząc palec dostrzegła, iż pozostały na nim lekkie smugi świeżej, czerwonej krwi.  Blondynka uniosła brwi ze zdumienia, czując budzący się niepokój w środku. Potarła kciukiem ślady i teraz nie miała już wątpliwości co do prawdziwości tego zjawiska.

piątek, 27 lutego 2015

Rozdział trzydziesty trzeci - "Perfidne kłamstwa"

          Czkawka szedł powoli uliczką, potykając się co chwila o krzywo wyłożony bruk. W wiosce panowała głucha cisza, przerywana tylko porykiwaniami smoków ze stajni. Wszyscy wikingowie stłoczyli się w dużej sali na śniadaniu i nikomu nie przyszło na myśl, by samotnie spacerować w mrozie. Chłopak skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę i po chwili zapukał w drewniane drzwi. W oczekiwaniu na skrzypnięcie zawiasów wycelował protezą prostą w małą zaspę śniegu, która okazała się niesamowicie twarda i zbita. Chłopak zaklął, czując lekki ból w zakończeniu utraconej kończyny. W tym samym momencie, gdy uniósł głowę, drzwi się uchyliły, a zza framugi wyjrzała zaspana twarz Mirilli.
- O, cześć. Co się stało? - z jej ust, razem z zachrypniętym głosem, wydobyła się chmurka pary.
- Mogę wejść? - odpowiedział chłopak, na co rozmówczyni kiwnęła głową i usunęła się z wejścia, przepuszczając go do ciepłego, przytulnego pomieszczenia.
- Siadaj, właśnie zaparzyłam herbatę - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i podeszła do blatu, nalewając aromatycznych ziół do dwóch drewnianych kubków.
- Wiesz... - zaczął z lekka niepewnie, usadawiając się na skrzypiącym krześle - mam do ciebie jedną sprawę.
Dziewczyna obróciła się do niego i uniosła brwi pytająco.
- Chodzi o Astrid - na dźwięk tego imienia twarz Mirilli przybrała sceptyczny wyraz - miała wypadek. W sumie tak głupio mi mówić...
Miris dobrze wiedziała, co chce powiedzieć jej Czkawka. Ale też dobrze wiedziała, jak odpowiednio to rozegrać.
- Naprawdę? - spoglądnęła na niego z uniesionymi brwiami, na co brunet podrapał się w szyję z lekkim zakłopotaniem.
- No... tak. Rozmawiałem z nią dzisiaj rano i wspominała coś o tobie.
- O mnie? - spytała z jeszcze większym zdziwieniem w głosie - A to ciekawe. - dodała, kręcąc głową z uśmiechem. Tylko tyle wystarczyło, żeby chłopak wykreślił wszystkie obawy dotyczące jej udziału w nieszczęśliwym zdarzeniu.
- Generalnie nie mówiła nic konkretnego, coś tam mamrotała. - wzruszył ramionami, wbijając wzrok w kubek, który postawiła przed nim dziewczyna.
Miris szczerze dziwiła się, dlaczego chłopak ma do niej aż takie zaufanie. Wiązało się to może z tym, że nigdy nie złapał jej na gorącym uczynku. Śmiało można było powiedzieć o nim, że swoim dobrym sercem przypłacał łatwowiernością. W takich chwilach przeklinała sama siebie, że łże mu prosto w oczy. Tak, to co robiła było łganiem. Perfidnym, zuchwałym i okrutnym. Miała tylko nadzieję, że to się niedługo skończy. Nie miała nawet komu powiedzieć, dlaczego to robi. Wszyscy już wiedzieli, że ma niezałatwione porachunki z Dagurem. Ale nikt nie wiedział, że Morgun wykorzystuje ją pod pretekstem uratowania życia i szantażuje wydaniem w ręce Dagura. Zacisnęła szczęki na wspomnienie incydentu z porwaniem i listem. Tak, to był najmocniejszy dowód na to, że jej 'przełożony' miał głęboko w poważaniu ją, a zależało mu tylko na Szczerbatku i władzy nad Berk.
         - Coś nie tak? - wyrwał ją z rozmyślań Czkawka, zauważając jej pełen wściekłości wyraz twarzy.
- Nie, skądże - potrząsnęła głową i usiadła na krześle. Dyskretnie spojrzała na chłopaka, który sączył pachnącą herbatę. Spytała po chwili - Jak się czuje Astrid?
- Dopiero dzisiejszego ranka się obudziła. Nie jest jeszcze chyba do końca świadoma tego, co ją otacza i co się stało. - odpowiedział, unosząc na nią beznamiętny wzrok.
- Pamięta cokolwiek? - rzekła, perfekcyjnie maskując swój niepokój.
- Raczej nie. Przynajmniej tak mi się zdaje... - mruknął i wypił kolejny łyk ziółek. Mirilla poczuła miękki, śliski kształt pod swoją bosą stopą. Schyliła się pod stół i z uśmiechem spojrzała na małą Galę, która nieporadnie pełzała po drewnianych deskach.
- Tu jesteś - mruknęła do smoczycy i ujęła ją w dłonie. Pogładziła palcami jej błyszczące łuski i położyła na stole. Gala szybko podpełzała do kubka i zaglądnęła ciekawym wzrokiem do jego wnętrza.
- Jest śliczna - powiedział Czkawka, przypatrując się małemu smokowi z lekkim uśmiechem - jak z rogami?
- Nadal nie rosną - odpowiedziała Miris, a zmartwienie szybko zastąpiło rozbawienie. Galilea uniosła się w powietrze, machając wątłymi jeszcze skrzydłami, i z pluskiem wpakowała głowę do kubka, rozpryskując herbatę na boki.
- Co ty wyprawiasz? - zaśmiała się dziewczyna, chwytając smoka za ogon i unosząc w górę. Drzewokos spojrzał na nią niewinnym spojrzeniem, przekrzywiając lekko łebek. Nawet Sączysmarkowi zmiękłoby serce na ten widok.
- Chcesz polecieć ze mną na wyspę Śliskokrzaków? - spytał Czkawka nagle, po chwili sam zdziwiony swoją własną propozycją. Dziewczyna uniosła brwi.
- Na wyspę Śliskokrzaków? - odpowiedziała zaskoczona - A... jest tam coś konkretnego?
- Jeśli polecisz, to sama zobaczysz. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Dobrze, niech będzie- roześmiała się ciepło i znów popatrzyła na Galę, która dla odmiany goniła w powietrzu swój własny ogon. Spytała po chwili - leci ktoś jeszcze?
- Nie wiem, ale jeśli chcesz, możemy kogoś wyciągnąć. Śledzik i bliźniaki na pewno będą chętni - mrugnął do niej porozumiewawczo i dodał po chwili, odstawiając kubek - W takim razie, przyjdę po ciebie później. Skoczę do Astrid, powiem reszcie o wycieczce i będziemy mogli ruszać.
Czkawka wstał od stołu, uśmiechnął się do dziewczyny na pożegnanie i szybko zniknął za drzwiami. Mirilla popatrzyła w puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział chłopak. Z nieco zdziwionym wyrazem twarzy chwyciła kubki w ręce i dopiła resztkę herbaty.

***

- Ej Śledź, zarzuć mi jajkiem! - ryknął Mieczyk przed stół, wkładając białe włosy do sałatki. Grubas spojrzał na niego z niesmakiem.
- Nie będę niczym rzucać! - odparł groźnie - Sam sobie weź!
- Idiota z ciebie - mruknęła Szpadka do brata - jajka są niedobre...
- Bo ty się znasz, co jest dobre, a co nie. - odrzekł Mieczyk, patrząc pogardliwie na siostrę - wytłumacz mi lepiej, jak można lubić śledzie...
- Masz coś do śledzi? - warknęła, posyłając mu groźne spojrzenie.
- A jeśli mam? - odwarknął Mieczyk i przyblożył swoją głowę do siostry.
- Ej, ja tu jestem! - zawołał Śledzik głosem pełnym urazy. 
- To nie o tobie, baranie! - krzyknęła dziewczyna i po chwili chlusnęła brata z kufla.
Na włosach i okryciu Mieczyka wylądowała ziołowa herbata, mocząc jego tunikę doszczętnie. Chłopak zawył ze złości i rzucił się na siostrę tak, że obydwoje spadli z ławki.
Cały pobliski tłum wpadł w śmiech, a bliźniacy okładali się dziko pięściami, leżąc na podłodze.
- Chcesz lecieć na wyspę Śliskokrzaków? - usłyszał Śledzik nad uchem i obrócił się w stronę znajomego głosu.
- Mówisz poważnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, doszukując się na twarzy Czkawki nutki rozbawienia. Nic podobnego nie znalazł.
- Tak, całkiem poważnie - kiwnął głową ten - to jak?
- Jasne, że lecę - odparł entuzjastycznie - a ... - ściszył głos do szeptu - czy to prawda, że jest tam Nocna Furia?
Czkawka, mimo, że zdziwiony wiedzą Śledzika, nie musiał nawet pytać, skąd o tym wie. Wystarczyło spojrzeć na podłogę i okładających się bliźniaków.
- Mhm - mruknął i dodał z uniesioną brwią - mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowiedział?  
- Ależ skąd! - zapewnił gorliwie grubas -takie informacje to nawet do grobu bym trzymał! W przeciwieństwie do tamtych... - spojrzał z odrazą na szamoczącą się kulkę - co do nich miałbym większe obawy...
Czkawka westchnął tylko. Jak najbardziej podzielał poglądy Śledzika. 
- W takim razie widzimy się przy stajniach po śniadaniu. Weź ze sobą coś do jedzenia, nie będziemy krótko. A, i jeszcze jedno. Jak skończą wydłubywać sobie oczy, przekaż im to samo. - chłopak zerknął na bliźniaków i uśmiechnął się porozumiewawczo do Śledzika. Nim ten zdążył zaprotestować, wódz zniknął w tłumie. 

niedziela, 22 lutego 2015

Rozdział trzydziesty drugi - ''To Mirilla"

          Nim na arenę wkroczyła grupa zdezorientowanych dzieci, Mieczyk i Szpadka zdążyli trzy razy się pobić, łupiąc się tarczami w czaszki. Śledź stał z boku, przebierając nóżkami. Nie raz prowadził lekcje bez Czkawki, ale spoglądając swymi malutkimi oczyma na istoty z podejrzanymi wyrazami twarzy, miał pewne obawy. Na całe szczęście, było ich tylko sześciu. 
- Ustawiać się w szeregu, krasnale! - ryknął Sączysmark, na co grupka przydreptała i ustawiła się pokornie. 
- Kto latał na smoku, wystąp! - nakazał, marszcząc brwi. Malce rozglądnęły się nerwowo po sobie. 
- Nikt? - Smark zmrużył oczy. Grupka potrząsnęła głowami na potwierdzenie jego słów. 
- W takim razie.... - przyłożył palce do brody i zmierzył każdą twarz po kolei. Uniósł brwi w olśnieniu - tarcze w dłonie i biegamy dookoła areny. Trzeba rozruszać te wątłe ciałka!
Dzieci z niechętnymi minami pochwyciły ogromne, drewniane okręgi i rozpoczęły bieg męczenników, potykając się co chwila o nierówną, kamienną posadzkę areny.
- Ale masz metody... - mruknął Śledzik do ucha Smarkowi, który z satysfakcją oglądał trud 'krasnali'.Wszystko by szło po jego myśli, gdyby nie Mirilla, która wkroczyła na arenę, przeciskając się przez niedomkniętą bramę. Z groźnym wzrokiem zbliżała się ku Sączysmarkowi. Stała przez chwilę i przyglądała się grupce, aż zwróciła się do chłopaka.
- Co ty wyprawiasz? - zmarszczyła brwi.
- Każę im biegać. - odpowiedział, wypinając pierś.
- To widzę - powiedziała z przekąsem, zakładając ręce na biodra - padną ze zmęczenia, nim zdążysz polecić im drugie 'ćwiczenie'! 
- A tam, gadasz - machnął ręką w powietrzu, odwracając od niej spojrzenie. Dodał po chwili - Zła rozgrzewka?
- Wyobraź sobie, że tak - odpowiedziała nieco zirytowanym głosem i zakrzyknęła do dyszącej grupki - Ej, wy tam! Zatrzymajcie się!
- Co ty wyprawiasz?! - ryknął Smark, powstrzymując się od pchnięcia dziewczyny. - właśnie podważasz mój autorytet!
- Jakbyś zgadł. Brawo za spostrzegawczość - mruknęła z sarkastycznym uśmiechem i zwróciła się do dzieci - Rzucić te tarcze i rozgrzewajcie się w miejscu!
- Przestań, to moja lekcja! - jęknął chłopak, patrząc na nią ze złością i po chwili krzyknął - biegać dalej!
- Nie, zatrzymajcie się! - odegrała się szybko Mirilla, patrząc zadziornie w stronę Smarka. 
Chłopak zacisnął pięści. 
- Jeszcze raz tak zrobisz... - urwał Smark, szukając dobrego argumentu.
- To...? - uniosła brwi z triumfem.
- To nic. - burknął ze złością i mruknął pod nosem - głupia baba.
Mirilla popatrzyła na niego groźnie.
- Co powiedziałeś? - syknęła, mrużąc oczy.
- Że jesteś głupią babą! - krzyknął Smark, marszcząc brwi ze wściekłości.
- Ale za to jaką piękną... - nagle, nie wiadomo skąd, za Smarkiem pojawił się Mieczyk.
- Odszczekaj! - syknęła Mirilla do Sączysmarka, ignorując blondyna.
- Nie - odparł przekornym tonem - jeszcze czego!
Miris niewiele myśląc zamachnęła się pięścią. Pech chciał, że Smark miał dobry refleks. W ostatniej chwili schylił się w ucieczce przed ciosem, a pięść dziewczyny wylądowała na twarzy Mieczyka. Chłopak zachwiał się, ledwo pozostając w pionie.
Brunet zarechotał głośno, a dziewczyna zatkała usta dłonią.
- Co to miało być? - jęknął głupawo, krążąc oczami po arenie. 
Mirilla tym razem pewna w niechybność swojej pięści, wycelowała ze zdwojoną siłą w Sączysmarka. Nim chłopak zdążył zauważyć wściekły cios dziewczyny, jego nos był rozkwaszony niczym jabłko. Miris uśmiechnęła się do niego słodko.
- Jeszcze kilka podobnych epitetów, a twoja twarz będzie wyglądać podobnie jak nos. - warknęła, trzepocząc rzęsami - Miłego treningu, Adiu! - nim ktokolwiek zdążył jej odpowiedzieć, zniknęła w ciemnej bramie.
- Niezły cios. - mruknął Mieczyk, spoglądając na zakrwawiony nos Smarka i jednocześnie masując obolały policzek. 
- Zamknij się, bo ode mnie też zaraz oberwiesz! - warknął w odpowiedzi brunet i popatrzył z nienawiścią w miejsce, gdzie przed chwilą zniknęła dziewczyna. 

***

          Czkawka spędził niemal cały poprzedni dzień i noc, siedząc przy łożu, gdzie leżała dziewczyna. Co jakiś czas przysypiał, matka przynosiła mu herbatę, namawiając, by się położył. Ale on, głuchy na jej prośby, wciąż wpatrywał się w nieruchomą twarz Astrid, powtarzając sobie, że wszystko będzie dobrze. Moment, który wynagrodził mu to całodobowe czekanie nastąpił rano, gdy Czkawka powinien znajdować się na arenie.
          Pokój był nieco zaciemniony, a oliwkowe zasłony zasłaniały całą okiennicę. Tylko w rogu paliła się mała świeczka, która rzucała wątłe światełko na odległość kilkunastu centymetrów. Na stoliku przy łóżku leżał stwardniały kawałek chleba, który służył Czkawce jako posiłek na całą noc. Gdy Astrid otworzyła oczy, chłopak leżał na jej nogach schowanych pod kołdrą, lekko drzemając. Najpierw rozglądnęła się wokół, ale ciemności uniemożliwiły jej zlokalizowanie, gdzie się znajduje. Dopiero oliwkowy materiał zdradził jej, że leży w łóżku narzeczonego. 
- Czkawka - powiedziała cicho zachrypniętym głosem, potrząsając jego dłonią. 
Ten uniósł szybko głowę na głos blondynki i spojrzał z ulgą.
- Długo chciałaś mnie jeszcze trzymać w niepewności? - uśmiechnął się szeroko, czując ciepło na sercu i czym prędzej ucałował blondynkę, co podziałało na nią jak regenerujące zioła. Czkawka wstał z koślawego stołka i odsunął ciężkie zasłony, wpuszczając przyjemne światło do wnętrza pokoju. 
- To Mirilla - wypowiedziała zdławionym głosem, czując jak gardło odmawia jej posłuszeństwa.
- Co takiego? - chłopak uniósł brwi w zaskoczeniu.
- Mirilla - chrypnęła jeszcze raz, wypowiadając jednocześnie ostatnie słowo. Że też akurat w tamtym momencie jej struny głosowe musiały się zbuntować.
Czkawka popatrzył na nią z lekkim zdezorientowaniem.
- Nic nie mów, jesteś wycieńczona. - powiedział wymijającym tonem, posyłając jej ciepły uśmiech. Wiedział, że Astrid nie do końca może wiedzieć co mówi, aczkolwiek te słowa wprawiły go w lekkie zdziwienie.
Blondynka spojrzała na niego beznamiętnie, zaciskając pięści pod kołdrą. Dlaczego on jej nigdy nie wierzy?

***

          Sala napełniała się z każdą minutą. Czkawka siedział na swoim miejscu, przy obszernym stole zastawionym mnóstwem jedzenia. Matka cudem wypchnęła go z domu, obiecując, że będzie siedziała przy Astrid. Chłopak opierał się łokciem o rogiem stołu i cały czas myślał o słowach, które wypowiedziała dzisiejszego ranka jego narzeczona. 
- Coś taki ponury? - rzekł do niego Pyskacz, kręcąc wąsy na haku. Dlaczego on zawsze musiał widzieć te iskierki rozmyślania w jego oczach?
- Nic - wzruszył ramionami, choć wiedział, że Pyskacz nie da się nabrać na odpowiedź.
- Nie kłam, przecież widzę - skrzypnął i zajrzał w jego zielone tęczówki.
- Astrid. - odpowiedział po chwili, stwierdzając, że ta odpowiedź będzie najtrafniejsza i jednocześnie zgodna z prawdą. 
- Eh, te kobiety - mruknął, kręcąc głową - A swoją drogą, jak się czuje?
- Chyba dobrze, nie wiem. Nie mówi. - Czkawka patrzył się tępo w tlącą się pochodnię umieszczoną na ścianie na przeciw. 
- Jak to? - ciekawość wąsacza nie znała granic. 
- Normalnie. A jeśli już coś mówi, to z taką chrypką, że nie da się zrozumieć - westchnął chłopak i stwierdził znużonym głosem po chwili - chyba nie jestem głodny. Zresztą... muszę pogadać z Mirillą.
- Z Mirillą? - ożywił się Pyskacz, na co Czkawka rzucił mu zirytowane spojrzenie.
- Tak, z Mirillą! - warknął, wstając od stołu. Sam nie wiedział, dlaczego tak go to zdenerwowało.
- Tylko nie zabij nikogo po drodze! - zakrzyknął za nim wąsacz, gdy ten znikał już w tłumie. 

____________________________________________________________________

Wybaczycie?

PS. Mam nadzieję, że wygląd się podoba

wtorek, 27 stycznia 2015

Rozdział trzydziesty pierwszy - "Pech"

     Przecierając oczy, Astrid zeszła chwiejnym krokiem po schodach. Wichura nadal szaleńczo kopała w ściany, jakby ktoś ją przypalał żywym ogniem. Słońce nie zdążyło nawet wychylić się za horyzont, a smoczyca urządziła swej właścicielce przemiłą pobudkę.
- Co się dzieje? - jęknęła dziewczyna, uchylając drzwi od boksu.
Wichura spojrzała na nią niespokojnie i przekrzywiła głowę, chcąc w ten sposób coś przekazać. Pech chciał, że smoki nie umiały mówić.
Dziewczyna rzuciła okiem na kąt pomieszczenia. Gdy natrafiła na pustą drewnianą miednicę, złapała się w geście zrezygnowania za głowę.
- I dlatego, że jesteś głodna, raczysz mnie budzić o takiej porze? - Astrid spojrzała na smoczycę z irytacją. Nie czekając na odpowiedź z jej strony, wyszła z boksu, narzuciła na siebie futro i ruszyła w stronę paśnika. Wioska o tej porze wydawała się jej naprawdę nieprzyjazna. Wiatr gwizdał między deskami, pochodnie były pogaszone, a cała okolica sprawiała wrażenie niezamieszkanej.
Astrid, potykając się kilkakrotnie o krzywo położony bruk, doszła do drewnianego paśnika. Nim pochwyciła kilka obślizgłych ryb, rzuciła czujnym spojrzeniem w szczelinę pomiędzy dwoma chatami. Albo tylko jej się zdawało, albo ktoś przemknął równoległa uliczką.
Kto biegałby po wiosce o tak wczesnej porze?
Oprócz mnie, oczywiście
A może ten ktoś ma ten sam powód? Skończyły mu się ryby, zabrakło wody. Tylko słowa usłyszane wczorajszego wieczoru od Valki podsyciły jej podejrzliwość.
     Dziewczyna bez zastanowienia postanowiła, że rozwieje lub utwierdzi się w swoich podejrzeniach i ruszyła truchtem wzdłuż wysokich domów. Wychyliła się zza rogu i obrzuciła czujnym wzrokiem uliczkę. Zdążyła tylko dostrzec znikające brązowe loki za framugą i drzwi do mieszkania Mirilli zamknęły się z cichym skrzypnięciem. Astrid przygryzła lekko wargę, przeczuwając, że zobaczyła dopiero początek czegoś, co robiła w tym momencie dziewczyna. Może sama sobie nie chciała się przyznać, ale miała szczerą nadzieję, że tym razem samodzielnie przyłapie brunetkę na gorącym uczynku.
     Najbardziej denerwowało ją to, że Czkawka patrzył na wybryki Mirilli przez palce. Liczenie broni - nic takiego. Zawłaszczenie pierścionka - przecież nic się stało. Gdyby chociaż raz udowodnić, że ona jednak coś ukrywa i za wszelką cenę stara się, by nikt się o tym nie dowiedział. Na razie marnie jej wychodzi, skoro po raz kolejny została zauważona przed wschodem słońca, na dodatek pałętająca się po wyspie.
     Astrid nie musiała długo czekać, by Miris wyszła ostrożnie z domu i skierowała się w stronę stajni. Nie dało się nie zauważyć, że dziewczyna wzięła ze sobą siodło i kilka ryb. Nie minęło kilka chwil, a Pomiot pojawił wyłonił się zza ciemnych desek z brunetką na grzbiecie.
Astrid zrozumiała, że to być może jedyna okazja, kiedy w końcu może coś udowodnić. Coś podpowiadało jej, żeby poleciała za Mirillą. Dziewczyna szybko posłuchała intuicji i wróciła do boksu Wichury, wskakując pośpiesznie w siodło.
     Nie minęła chwilka, a już znalazła się w gęstej mgle. Na szczęście nie na tyle gęstej, by ogon Pomiota nie był dla niej widoczny. Teraz cała jej głowa w tym, by Mirilla nie usłyszała trzepotu skrzydeł innego, niż swojego smoka.
     Minuty ciągnęły się niemiłosiernie. W głowie Astrid kłębiło się teraz mnóstwo pytań, a odpowiedź na nie oczekiwała znaleźć już wkrótce. Jeśli nie zgubi w mgle brunetki, oczywiście.                Wtem stało się coś, na co dziewczyna całkiem nie była gotowa. Z szarych kropelek zawieszonych w powietrzu wyłoniła się kula żywego ognia, z świstem nacierając na smoczycę. Wichura zdążyła to zauważyć, ale nie była w stanie w tak krótkim czasie dokonać jakiegokolwiek odzewu, lub chociażby uniku. Pomarańczowy snop ognia ugodził smoka w prawe skrzydło i w tym samym momencie zwierze gwałtownie obróciło się w bok, zrzucając z grzbietu swoją właścicielkę. Wichura zdając sobie sprawę z tego, co właśnie zrobiła, zaskrzeczała przeraźliwie, ze zgrozą w ślepiach szukając swojej przyjaciółki pomiędzy mgłą.
- Myślałaś, że was nie słyszę? - usłyszała przepełniony szyderstwem krzyk dziewczyna, spadając oszołomiona.Gdy tylko dotknęła zmarzniętego gruntu, straciła przytomność.

***

- Jak myślisz mamo, ile mamy na dzisiaj zaplanowanych lekcji? - Czkawka oparł się łokciami o kant stołu, spoglądając z przekornym uśmiechem na Valkę.
- Cztery? - odparła, odkładając widelec. 
- Coś ty! - chłopak machnął ręką, patrząc na nią niepoważnie. 
- Trzy? - kobieta uniosła brew.
- Mamo, błagam! - Czkawka spojrzał na nią z rozbawieniem.
- To może sześć? - spytała Valka, lekko zbita z tropu.
- No, tylko razy dwa. - pokiwał głową, wzdychając ciężko.
Matka złapała się za głowę.
- Żartujesz? - uniosła brwi zaskoczona.
- Ani trochę - pokręcił szybko głową - tak nam urządzili ci zagraniczni.
- To... lepiej szybko kończ to śniadanie i leć na arenę. Boję się myśleć, kiedy skończycie... 
- Spokojnie - rzekł beztroskim tonem - zaczynamy za pół godziny, a ostatnia tura wcale nie kończy się tak późno. Myślę, że przed wschodem księżyca skończymy.
- No, nie byłabym taka pewna - powiedziała powątpiewająco Valka i dodała po chwili zastanowienia - a gdzie Astrid? Miała przyjść do nas na śniadanie...
Czkawka popatrzył na nią z chwilowym zdezorientowaniem.
- Faktycznie - zmarszczył brwi, dopiero teraz przypominając sobie wczorajsze pożegnanie z dziewczyną - może jeszcze śpi?
- Nie zdziwiłabym się, jeśli by tak było - uśmiechnęła się kobieta, wracając do swojej zimnej już jajecznicy. 
Jedli w ciszy, która nie była dana im na długo. 
Do mieszkania wpadł zdyszany Śledzik, kopniakiem otwierając skrzypiące drzwi. Nieprzytomna Astrid spoczywająca na jego silnych ramionach wprawiła pozostałą dwójkę w przerażenie. Ich dobry humor uleciał tak szybko, jak się pojawił. 
Valka zakryła usta dłońmi, a Czkawka poderwał się sponad stołu z zaszokowaniem w oczach.
- Co się stało?! - podbiegł szybko do blondyna, spoglądając to na niego, to na dziewczynę.
- Ja... - Śledzik wyraźnie sam był oszołomiony - byłem na porannym patrolu... i... i... znalazłem ją... leżała niedaleko południowego brzegu.... - z trudem wydukał, oddychając ciężko.
Czkawka potrząsnął głową.
- Nieważne, nieważne - zawołał wymijającym tonem - daj mi ją.
Śledzik pośpiesznie oddał Astrid w ręce wodza, odsapując z ulgą. Chłopak szybko wszedł na pięterko z blondynką na rękach i ostrożnie położył na łóżku. Za nim wpadła do pokoju Valka i Śledzik, obydwoje ze zgrozą w oczach.
Czkawka miał mętlik w głowie. Jak to się mogło stać? Kiedy? 
- Ile leżała tam nieprzytomna? - rzucił do Śledzika pośpiesznie. 
- Ja nie wiem, Czkawka, nie wiem! - jęknął zrozpaczony grubas, w duchu obwiniając się za niewiedzę. Był niemal bliski płaczu.
- Oddycha - mruknęła Valka i spojrzała krzepiącym wzrokiem na syna, klęcząc przy łożu.
Chłopak czuł się w tej chwili całkiem bezradny. Gdy tylko patrzył na jej potargane włosy, zamknięte oczy, lekko uchylone usta, podrapaną szyję i ręce, miał ochotę krzyknąć całą piersią. Nie dopilnował jej, nie obchodziła go. W momencie kiedy ona leżała nieprzytomna na ziemi, on spał sobie beztrosko śniąc o Odyn wie czym. Tak czy owak, była to jego wina.
Przygryzając wargę ze zdenerwowania, przykucnął przy łóżku i ujął dłoń Astrid.
- Zimna jak lód - szepnął niespokojnie i zatroskaniem spojrzał na kamienną twarz ukochanej. 
- Czkawka - matka położyła dłonie na jego ramionach, przemawiając cicho - nie denerwuj się tak, wszystko będzie dobrze. Pójdę przygotować rozgrzewające zioła, zrobimy jej okład. Zobaczysz, niedługo się obudzi. - Valka ścisnęła go pokrzepiająco i wyszła z pomieszczenia, posyłając mu ciepłe spojrzenie.
- Tak. Zaraz się obudzi - powtórzył, starając się uwierzyć w te słowa. Ścisnął mocniej dłoń dziewczyny. Była już cieplejsza.

__________________________________________________________________

Mam wyczucie czasu, łii! 
Jest 23:58 , a ja obiecałam sobie, że dzisiaj muszę skończyć i proszę, oto mamy. :3
Znowu długo nie było rozdziału, a największym paradoksem jest to, że mam ferie. 
Mam ferie i nie mogłam się zebrać, by cokolwiek wymęczyć. ;w;
Może kilka słów o treści. 
Pozwoliłam sobie utrzymać was lekko w napięciu, bo dawno już nie było konkretnej akcji. 8) Może pomysł nie jest jakoś super oryginalny, no ale sytuacja wymagała czegoś w tym stylu. Nie martwcie się, jak zawsze wszystko skończy się happy endem. xD
Rozdział długością nie grzeszy, za co was przepraszam. Kolejny będzie dłuższy, obiecuję =)))
Znowu głupi tytuł. ;__________; Nie cierpię wymyślać tytułów! D:

Enjoy!
~Szczerbatkowa
Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}