niedziela, 31 sierpnia 2014

2000!

No, zaskakujecie mnie!
Nie minęły trzy dni, a tu nabity kolejny tysiaczek! ^^
Dziękuję wam ogromniaście, że jesteście ze mną! ^u^ To teraz mam kolejny pretekst do napisania rozdziału dziewiątego jeszcze dzisiaj. Mam nadzieję, że się uda. c:

~Szczerbata

A propos reklam.

Mam do was wielką prośbę.
Jeśli chcecie zareklamować swojego bloga, to na miłość boską, nie róbcie tego pod postami. Założyłam specjalną zakładkę "Reklamy" gdzie możecie umieszczać linki do swoich blogów. C:
 ---> http://whereno1egoes.blogspot.com/p/spam.html
Pozdrawiam i miłego dnia ^u^

~Szczerbata

Rozdział ósmy - "Podwójne wyjaśnienia"

- A więc Czkawka wybrał dla ciebie Gronkla. Wiesz dlaczego? - Śledzik wycelował w Miris swój, przypominający bardziej parówkę, palec.
Dziewczyna potrząsnęła tylko żwawo głową, dając do zrozumienia, że nie ma pojęcia o danym gatunku. Ba, nie ma pojęcia o żadnym z gatunków smoków. Niby skąd?
- Otóż Gronkle są bardzo spokojne. Sztusia lubi sobie pospać w czasie lotu, więc nie będziesz narażona na nagłe zrywy i tym podobne turbulencje. Jest łagodna jak baranek... - Śledzik pogładził z przesłodkim uśmiechem swoją przysypiającą księżniczkę w chwili czułości, ale zaraz wrócił do tematu - wsiadasz?
- Spróbuję. - odrzekła cicho, spoglądając na niego wyczekującym spojrzeniem.
- Łapiesz tutaj - chłopak wskazał skórzaną rączkę uczepioną do siodła - i podciągasz się do góry.
Mirilla niepewnie chwyciła uprzęży i podciągnęła się na ramionach, siadając niepewnie w siodle. Sztukamięsa chrapnęła głośno. Niewielki ciężar zmusił ją do pozbycia się małej ilości zbędnego powietrza z ciała.
- Tylko nie spadnij, piękna! - krzyknął przez złożone dłonie Mieczyk, wpatrując się zafascynowanym wzrokiem w dziewczynę.
- Yh, zamknij się. - warknęła Szpadka do brata, odpychając go łokciem. Zapowiadało się naprawdę ciekawie, więc wolała oglądać to bez jego głupich komentarzy.
Miris zmierzyła ich tylko zimnym wzrokiem na znak, że ją stresują. Wtem na Arenę wkroczył beztrosko Czkawka wraz ze Szczerbatkiem.
- O, szybko wam poszło. - mruknął do Śledzika, przystając obok, bacznie obserwując Miris.
- Sztusia, do góry! - Śledzik mocno pchnął swoją smoczycę, jednocześnie wybudzając ją z letargu. Gronkiel zatrzepotał swymi wątłymi skrzydełkami, wprawiając siebie w wibracje i uniósł się chybotliwie do góry.
Mirilla ścisnęła mocno palce na uprzęży, napinając wszystkie mięśnie. Musiała przyznać, że początek szedł jej niezbyt dobrze.
- Świetnie sobie radzisz! - krzyknął Mieczyk, machając do niej rękami
- Doprawdy... - za jego plecami odezwał się jadowity, melodyjny głos. Mieczyk odskoczył, teatralnie łapiąc się za serce.
- Kobieto, wystraszyłaś mnie! - ryknął - chcesz, żebym dostał zawału?!
- Twa męskość przyprawia mnie o zawroty głowy, ale teraz się nią nie popisałeś. - rzekła tonem przepełnionym ironią, odpychając go na bok i zajmując miejsce przy drewnianej barierce.
Tymczasem Mirilla, cała chora ze zdenerwowania, leciała na półprzytomnej Sztukamięsie, która co chwila budziła się i na przemian zasypiała.

***

- Astrid… - Mirilla chwyciła dziewczynę za ramię, gdy wychodziły z Areny – poczekaj.
Ta odwróciła się, podnosząc brwi wyczekująco.
- Ja… chciałam ci wszystko wyjaśnić. Wiem, że prędzej czy później zrobiłby to Czkawka, ale to ja zawiniłam. Więc ja powinnam wysłuchać przykrych słów, nie on. - powiedziała z zaciętą miną, spoglądając na Astrid nerwowo.
- No, słucham. - rzuciła ironicznie.
- U nas jest taki zwyczaj. Zwieńczenie tańca pocałunkiem na końcu. Po prostu się przyzwyczaiłam. Przepraszam... - Miris skłamała po raz drugi, ale za bardzo nie brała do siebie tego faktu.
- To może następnym razem pomyśl, zanim pocałujesz obcego chłopaka. Na dodatek zajętego! - Astrid gniewnie zacisnęła pięści, ledwo powstrzymując się od powiedzenia paru niemiłych słów dziewczynie.
- Ja... ja nie wiedziałam, że jesteście parą. - odparła jakby całkiem obojętnie, wbijając wzrok w ziemię.
- Oh, nie wiedziałaś? - Astrid założyła ręce na biodra, opanowując się lekko - następnym razem obserwuj dokładniej, co się wokół ciebie dzieje.
Miris przemilczała usłyszane słowa, zachowując najwyższego stopnia pokorę. Dziewczyna spojrzała na nią przepełnionym gniewem spojrzeniem i bez słowa odeszła, zostawiając ją samą przed Areną w lekkim ogłupieniu.

***

Astrid siedziała przy stole, od kilku minut grzebiąc widelcem w zimnej rybie, którą miała zjeść na kolację. Zapalone świeczki miło migotały, a w kuchni panował przyjemny półmrok. Czas niemiłosiernie się dłużył. Zakorzeniona w swej upartości nie zamierzała skorzystać z zaproszenia Czkawki. Patrzyła tylko beznamiętnie w pomiętą kartkę, zapełnioną charakterystycznym pismem.
"...przyjdź do mnie późnym wieczorem."
Jeszcze czego. On ma sprawę, a ja mam przychodzić?
Astrid szybkim ruchem wstała od stołu, chwytając zwitek i zgniotła go w pięści. Niewiele myśląc, wrzuciła go do kominka, odwracając szybko wzrok. Znów coś ją zabolało.
Ktoś zapukał do drzwi.
Dziewczyna nerwowo odwróciła głowę w stronę dźwięku i podeszła do przedsionka.
- Kto tam? - spytała niepewnie, usiłując, by jej głos brzmiał dość normalnie.
- To ja. Otwórz, proszę. - zza drzwi usłyszała tak znajomy, lekko stłumiony głos.
Położyła dłoń na klamce, ale zaraz ją cofnęła.
- Astrid?
Głos wydawał się być bardziej stanowczy. Dziewczyna przekręciła klucz drżącymi palcami i uchyliła lekko drzwi. Czkawka szybko wślizgnął się do środka i szybciej niż zdążyła zareagować, przycisnął ją do ściany.
- Nie mam ci nic do powiedzenia. Po co przyszedłeś? - podniosła na niego wzrok, wyrywając się jednocześnie z jego uścisku.
- Mirilla wyjaśniła ci wszystko? - spytał, jakby całkowicie pomijając jej słowa i złapał ją za nadgarstki.
- Tak. - warknęła z przekorą, mocując się z jego dłońmi  - tobie, zdaje się, też to wytłumaczyła. Szkoda tylko, że nie masz tyle odwagi, by sam mi to powiedzieć. Uwierzyłeś w te wszystkie bzdury, które ci naopowiadała?
Chłopak w odpowiedzi zatkał jej usta długim pocałunkiem. Pozwoliła sobie na chwilę słabości, ale szybko wróciła na ziemię. Nie wiele myśląc dała mu z tak zwanego "kolanka".
- Za co?! - sapnął, zginając się pół. Mocno ją trzymał, więc nadal został w dominującej pozycji.
- Puść mnie! - krzyknęła donośnie, wyrywając się dziko - puść mówię!
Ogarnięta furią, odepchnęła od siebie mocno chłopaka. Złapała go za kołnierz i silnym ramieniem wypchnęła go za próg. Zatrzasnęła drzwi najmocniej jak umiała. Przystanęła na chwilę, szybko oddychając. Chwilę potrwało, zanim doszła do tego, co przed chwilą zrobiła.
Wyrzuciła Czkawkę za drzwi, najbrutalniej jak potrafiła.
Jej twarda dotąd skorupka pękła.
I znowu osunęła się po ścianie. Schowała twarz w dłoniach. Piekące łzy zgromadziły się pod powiekami.
Ale jakoś dała radę. Tym razem już nie płakała.

_____________________________________________________________________

Niestety nie dotrzymałam słowa... skończyłam pisać równo o 00:30, ale nie miałam już internetu i tym samym nie miałam możliwości zamieszczenia. :<
Sama nie wiedziałam, jak zakończyć, ale przystało na tym, że para dalej w niezgodzie. :c W sumie może wydarzyć się jeszcze kilka ciekawych rzeczy... *hy hy* W sumie nie jest on jakiś porywający, no ale na razie mamy skupienie akcji głównie na tej dwójce... dziewiątka jeszcze dzisiaj (chyba, że znowu coś nie wypali...) ^u^

Enjoy!
~Szczerbata

sobota, 30 sierpnia 2014

Rozdział siódmy - "Taki mamy zwyczaj."

Ktoś zapukał. Głośno i natarczywie. Tak, że można było to usłyszeć z góry.
Chcąc nie chcąc, Czkawka otworzył ociężale oczy, wyrwany z niespokojnego snu. Może i lepiej, miał dość wiecznego, pełnego żalu błękitnego spojrzenia, które męczyło go przez całą noc.
Która godzina?
Chłopak wstał z łóżka i szybko zbiegł po schodach, obsypując Szczerbatka leżącego pod nimi kupą kurzu. Smok obrócił się sennie na drugi bok, prychając nosem. Spał w najlepsze.
Czkawka pośpiesznie otworzył ciężkie drzwi. Zimny podmuch owiał mu ciało, gdy zorientował się, że stoi w samych gatkach. Zawstydzony podniósł wzrok. Kiedy jego spojrzenie natrafiło na wątłą brunetkę,  poczuł niepohamowaną pokusę zatrzaśnięcia drzwi.
- Czkawka... - Mirilla szybko oparła rękę na żelaznej klamce, jakby czytała mu w myślach. - przepraszam za wczoraj.
Chłopak spojrzał na nią zbulwersowanym spojrzeniem, ale w porę ugryzł się w język, bowiem dużo słów kłębiło mu się teraz w duszy.
- To nic, nic. - westchnął wymijająco, sprawiając wrażenie całkiem obojętnego. W istocie kipiał złością, w myślach bluzgając na dziewczynę. Ona jednak nadal kontynuowała.
- Ja wiem, że to było bardzo, ale bardzo dziwne. - powiedziała, spoglądając na niego speszona - ale widzisz... Ja ci to wytłumaczę.
- No więc, słucham. - powiedział, z nutką irytacji w głosie - tylko się pośpiesz, bo jest mi trochę zimno.
Mirlla uśmiechnęła się lekko w rozbawieniu, ale napotykając jego oschłe spojrzenie szybko wróciła do skruszonej postawy.
- U nas, tak zawsze kończy się ten taniec. To jest taki obyczaj.- wyjaśniła na jednym wdechu. Kłamstwo poszło jej gładko. Sama doskonale wiedziała, że zrobiła to specjalnie. Dorzuciła pokornie - ja naprawdę bardzo przepraszam. Po prostu się przyzwyczaiłam...
- Dobrze, rozumiem. To wszystko? - powiedział Czkawka bardziej już opanowanym tonem, siląc się na lekkie skrzywienie warg, które miało wyrażać uśmiech.
- Em... tak. - odparła, wbijając wzrok w podłogę - to więcej się nie powtórzy.
- Co?! - chłopak momentalnie podniósł głos, wyprowadzony ze swej stoickiej jak dotąd cierpliwości - to się więcej nie powtórzy?!
- No... - zająkała się niepewnie Mirilla, przygotowując się na falę niemiłych słów.
- Przyjeżdżasz na naszą wyspę, całkiem nie wiadomo skąd. Znam cię zaledwie kilka dni. A tu nagle na zabawie mnie całkiem z zaskoczenia całujesz! - Czkawka machnął ręką, ogarnięty lekkim szałem - U nas to niestety nie jest na porządku dziennym... wiesz, co pomyślała sobie Astrid?!
Dziewczyna spojrzała na niego swym skruszonym spojrzeniem, dając do zrozumienia, że jest jej niezmiernie przykro.
- Ja już pójdę. - powiedziała cicho i nie czekając na odpowiedź obróciła się szybko i odeszła w swoją stronę.
Czkawka zamachnął się zrezygnowany i zatrzasnął drzwi, których uderzenie wprawiło w wibracje znaczną część przedsionka. Westchnął głęboko i skierował się w stronę kuchni. Miris na tyle go rozbudziła, że chęć wrócenia do łóżka szybko mu minęła.

***

Astrid siedziała pod drzewem, dłubiąc nożem w kawałku spróchniałego drewna. Wichura natomiast, całkiem nieświadoma stanu emocjonalnego swej właścicielki, deptała robaki z pełnymi euforii porykiwaniami. 
Dziewczyna rzucała kątem oka na swojego smoka, który był dzisiaj chyba jedynym powodem do uśmiechu. 
Chcąc nie chcąc, jej myśli cały czas wirowały wokół wczorajszego wieczoru. 
Może dlatego dzisiejszy dzień przeznaczyła na samotny pobyt w miejscu, gdzie nikt jej nie znajdzie?
Już nie płakała, a czuła tylko beznadziejną pustkę w sercu. Łzy przeszły szybciej, niż się spodziewała.
- Chodź Wichurka, przejdziemy się. - Astrid odrzuciła próchno w kępę krzaków i wstała szybkim ruchem. Rozglądnęła się wokół i przyłożyła palec do skroni - o, pójdziemy na wybrzeże. 
Dziewczyna przeskoczyła przez zwalony konar i powolnym krokiem ruszyła w dół zbocza. Już po chwili jej oczom ukazał się piękny widok morza usianego pojedynczymi skałami. Usiadła wraz ze smokiem na dużym głazie, błądząc wzrokiem po bezkresnym krajobrazie zatopionym z mgle.
- Ładnie tu, co? - rzekła do Wichury, gładząc jej szorstką skórę na nosie dłonią - dobrze, że tylko my wiemy o tej wyspie.
Astrid westchnęła głęboko, wpatrując się przed siebie. Wytężyła wzrok, gdy zza mgły wyłoniło się kilka niezidentyfikowanych obiektów.
Statki? 
Były na tyle blisko, by można było rozpoznać wyszytego smoka przebitego mieczem na żaglach.
- Morgun? - szepnęła sama do siebie dziewczyna - czego on tu szuka?

***

Wiem, że jesteś na mnie wściekła, ale mimo tego nie przerywaj czytania. Rano, gdy przyszedłem, nie było Cię w domu, więc piszę. Gdybyś wróciła i przypadkiem mnie szukała, będę na Smoczej Arenie. Może to zabrzmieć trochę dziwnie, ale Miris poprosiła mnie, bym nauczył ją latać na smokach. Zgodziłem się, a co najlepsze, wpadliśmy na pomysł, by odnowić Smoczą Akademię. Co ty na to? 
Miris wszystko mi wytłumaczyła w sprawie wczorajszego wieczoru. Ale ja wyjaśnię Ci to potem, to nie jest sprawa na list. Czekam na Ciebie na Arenie, a jeśli nie, to przyjdź do mnie późnym wieczorem.

Czkawka

Jego podpis wywołał na twarzy Astrid mimowolny uśmiech. Pochwyciła zwitek papieru w palce.
No tak, teraz dopiero zrozumiała co oznacza mieć mieszane uczucia.
Zaślepiona w swej zaciętości obojętnie rzuciła kartkę na stoliczek. Ani jej się myślało iść na Arenę i przyglądać się, jak Miris bajeruje go swoimi słodkimi oczkami, zachowuje się jak zagubiona i nieśmiała, wzbudzając u niego opiekuńczość.
Astrid żywiła nadzieję, że po wczorajszym zdarzeniu Czkawka choć trochę się od niej odsunie, a tu wręcz przeciwnie - uczy latać ją na smokach!
To wszystko nie miało dla niej największego sensu i wzbudzało sprzeczność z jej rozumowaniem. Ugodzona tym wszystkim zacisnęła pięści i pomaszerowała do kuchni w celu zaparzenia sobie ziółek. Na uspokojenie. 


________________________________________________________________________

No, więc w końcu mamy ten siódmy rozdział! ;____;
Wybaczcie mi, że musieliście długo czekać - przez dwa dni nie mogłam się zebrać i ciągle coś mnie od pisania odrywało. :c Wiem, że jest on krótki, ale miał właściwie stanowić łącznik między szóstym a ósmym i stanowić małe wyjaśnienie,  więc obiecuję, że kolejny będzie bardziej ciekawszy. W rekompensacie postaram się napisać jeszcze dzisiaj ósemkę, jeśli czas i natchnienie mi na to pozwolą C:
A tym czasem pozdrawiam i życzę miłego popołudnia ^^

Enjoy!
~Szczerbata

czwartek, 28 sierpnia 2014

1000!

Jejku, nawet nie wiecie jak mi miło!
Wchodzę sobie o 10.30 na komputer, odpalam mojego bloga a tu proszę 1039 wyświetleń! ^u^
Bardzo dziękuję wszystkim co marnują *tak, tak, marnują* swój cenny czas na czytanie tych moich wypocin. :3 Dziękuję Wam również za komentarze i ocenianie wpisów w reakcjach *nie zawsze są to dobre oceny, ale przyjmuję krytykę na klatę xD*  ale i tak mimo tego jestem Wam bardzo, bardzo wdzięczna! ^^
Pozdrawiam wszystkich i życzę miłego dnia! c:

A siódmy rozdział podejrzewam jeszcze dzisiaj c:
~Szczerbata

środa, 27 sierpnia 2014

Rozdział szósty - "Niedzielna forteca"

Tak cenny podarunek nie trafiał się często. Czkawka nie miał ręki do takich rzeczy, ale odważył się spróbować. Okazja w końcu jest aż za wyjątkowa. Siedział na łóżku i obracał w palcach mały pierścionek z malutkim, błękitnym kryształkiem. W takim samym kolorze, jak jej oczy. Spojrzał tylko na Szczerbatka, który przypatrywał się przedmiotowi z wyraźnym zaciekawieniem. Smok delikatnie podsunął głowę i obwąchał kawałek metalu. Podniósł głowę na Czkawkę, jakby chciał mu powiedzieć "Dobra robota, postarałeś się". I w rzeczywistości te słowa dawał własnie do zrozumienia.
- Tak myślisz? - szepnął chłopak, gładząc delikatnie smoka po nosie. Szczerbatek zamruczał jednoznacznie.

***

Astrid stała przed starym lustrem,  muskając palcami swój warkocz, który właśnie skończyła pleść. Nie zamierzała ubrać się inaczej niż zawsze na zabawę w fortecy, bo to i tak nie miało znaczenia. Lubiła siebie w tej czerwonej bluzce,  spódniczce z metalowymi czaszkami, futrzastym kapturze.
Uśmiechnęła się do swojego odbicia.
Poprawiła lekko złociste włosy i uchyliła drzwi, kierując się do kuchni, gdzie, ku jej niemałym zdziwieniu, stał Czkawka.
- Co ty tu robisz? – spytała zdezorientowana , całkowicie zaskoczona przybyciem chłopaka. Zastanowiła się chwilę, upewniając się, że wersja wydarzeń, o której ona myśli była w planach.  – miałeś czekać na mnie w fortecy? - dodała niepewnie. 
- Miałem. Nie minęła godzina, a już wszyscy zdążyli się nieźle spić… – machnął ręką, w geście po tytułem „szkoda gadać”. Spojrzał na jednoznaczny uśmiech Astrid i wybuchnął śmiechem – Siedzenie w towarzystwie rozwydrzonego Smarka i Mieczyka jest rzeczą, która niekoniecznie przypada mi do gustu. Tobie chyba zresztą też.
- No, jasne. – odparła z przekornym uśmiechem, narzucając futro na ramiona. – ty już oczywiście nie zdążyłeś pójść w ich ślady, piwo się skończyło?
- Bardzo śmieszne. – odpowiedział Czkawka rozbawiony, uchylając przed nią drzwi.
Na dworze było całkiem nieprzyjemnie, ciemno i zimno, więc  złapali się pod ręce i doszli do fortecy mocno przyciśnięci do siebie.
Ze szczeliny pomiędzy  uchylonymi wrotami buchało ciepłe, przyjemne powietrze. Wskoczyli  szybko do środka, od progu uderzeni w uszy wesołą muzyką, śpiewem wikingów i gwarem rozmów. To właśnie wszyscy uwielbiali w zabawach w fortecy. Można było się odciąć od swoich trosk i zmartwień, a w zamian za to potańczyć i pogawędzić z grupką znajomych.
- Rzeczywiście, nieźle się tu rozkręciło. - mruknęła Astrid - zjemy coś?
Czkawka mimowolnie kiwnął głową, idąc za nią.
Podeszli do stołu, przy którym siedziały bliźniaki, Smark i Śledzik oraz kilku innych wikingów. Wszyscy co chwila synchronicznie wybuchali śmiechem, krzyczeli, przewracali wszystko na stole przy każdym ruchu. Słowem, bardzo dobrze się bawili.
- O, są nasze gołąbeczki! - wybełkotał Smark, wychylając kolejny kufel. Astrid łypnęła na niego groźnym wzrokiem. Nietrzeźwy, ale i tak speszony szybko dodał potulnie - siadajcie, siadajcie!
- Dzięki, postoimy. - dziewczyna odparła niechętnie, rzucając okiem na zastawę.  Na stole roiło się od przeróżnych smakowitości, od złocistych udek kurczaka po owoce.
- Smażone ziemniaczki. Prosto zza granicy, częstujcie się! - Mieczyk wziął garść pokrojonych w kostkę ziemniaków i napełnił sobie nimi policzki niczym chomik - yfne! - wybełkotał.
- Zza granicy.. - zaszydziła Szpadka, wbijając nóż w stół - też mi coś! Wolę nasze ryby...
Z niechęcią pociągnęła nosem zapach świeżo pieczonych dorszy, wyłożonych na talerzu.
- Stary... - Smark uwiesił się na ramieniu Śledzika, zamachując się ramieniem w jego stronę - coś ci powiem... kocham cię, wiesz? Przyjacielu, nie wiem, co bym bez ciebie zrobił... Chyba bbym umarł. Ale wtedy wziąłbyś Hakokła i miałbyś dwa smoki? Czyż to by nie było cudowne! Mieć dwa smoki, bracie! - Smark, walnął głową o stół, rozlewając kolejną porcję piwa. Cała grupa ryknęła śmiechem.
- Oni tak na poważnie? - zza ramienia Czkawki odezwał się charakterystyczny, ostry głos, wypowiedziany z nutką rozbawienia.
- Niestety tak. - Odparł chłopak, spoglądając na Miris - na szczęście rzadko im się to zdarza.
- Mówiąc rzadko, masz na myśli...? - podniosła brwi pytająco z intrygującym uśmiechem.
 - Co tydzień, gdy wypiją za dużo tego, czego nie powinni. - Czkawka uśmiechnął się rozbawiony i jeszcze raz rzucił spojrzeniem na swoich przyjaciół. - może są nieznośnymi dzieciakami, ale i tak ich lubię. No, to miłej zabawy! - powiedział entuzjastycznie i skierował się w stronę Astrid, zostawiając Mirillę na pastwę rozbudzonych i nietrzeźwych wikingów.
Szybko znalazł w tłumie blondynkę i podszedł czym prędzej.
- Zatańczymy, co? - chłopak złapał Astrid w talii, przyciągając ją do siebie - nie zmarnujemy chyba twojej ulubionej piosenki?
Eret wraz ze swoją kapelą właśnie rozpoczął swój najbardziej lubiany i doceniany utwór. Na parkiecie przybyło nieco par, co jeszcze bardziej rozochociło Czkawkę.
Astrid zarumieniła się lekko. Ich twarze były nader blisko siebie, by nie doszło do pocałunku.
Dziewczyna bezwiednie oddała się w jego mocny uścisk i dała sobie chwilę słabości.
Szybko jednak odepchnęła go od siebie z cichym chichotem.
- Mieliśmy tańczyć. - powiedziała z nieśmiałym uśmiechem, patrząc mu w oczy.
Obydwoje wskoczyli na parkiet i zaczęli skakać razem w rytm muzyki ze śmiechem, ciągle depcząc sobie po stopach. Czkawka, mimo swej nieszczęsnej protezy, radził sobie świetnie i zbytnio nie przejmował się owym faktem.
Wszystko co dobre nie trwa wiecznie. Melodia zakończyła się z głośnym aplauzem i wiwatami zarówno dla tańczących, jak i dla muzyków. Astrid i Czkawka, zdyszani, usiedli przy najbliżej ławie łapiąc oddech, wymieniając rozbawione i zarazem pełne miłości spojrzenie.
Chcąc nie chcąc napili się w końcu po kuflu grzanego piwa. Znaleźli wolny stolik i usiedli przy nim.
- Czkawka... - zaczęła niepewnie Astrid, wpatrując się w swoje dłonie oplatające ciepły kufel - dzisiaj, jak wróciliśmy z naszej wyprawy...
Urwała, podnosząc wzrok na chłopaka.
- No, mów. - ponaglił ją łagodnie - o co chodzi?
- Spotkałam Miris w zbrojni.
- W zbrojni? - Czkawka podniósł brwi w niemym zdziwieniu - a co ona tam robiła?
- Mówiła coś o jakimś liczeniu... "Jak ja to wszystko policzę", czy coś w tym stylu... - odpowiedziała niepewnie z nutką ulgi w głosie, z myślą, że w końcu to z siebie wyrzuciła.
Chłopak zmarszczył czoło w krótkotrwałym zamyśleniu.
- To dziwne, ale może po prostu ... - zawiesił głos, bo sam nie mógł znaleźć logicznego wytłumaczenia dla słów o liczeniu broni. Jak na zawołanie, na parkiecie powstało poruszenie.
Obydwoje poderwali się od stołu, odrzucając sprawę Miris na drugi plan.
- O wilku mowa. - mruknął Czkawka, patrząc na brunetkę stojącą na środku rozstąpionego tłumu, wolno poruszając się w takt rytmicznej muzyki.
- Co ona kombinuje? - rzekła Astrid zgryźliwie.
Wikingowie dokładnie powtarzali kroki Mirilli w takt melodii. Dopiero po chwili obydwoje pojęli, że dziewczyna najprościej w świecie uczy ich swego ludowego tańca!
Podeszli bliżej, przeciskając się przez tłum, z dużym procentem we krwii, wikingów.
- Chodźcie! - zachęciła ich żywym głosem, obkręcając się wokoło. Podeszła do Czkawki i pociągnęła go za rękę z zalotnym uśmiechem.
Astrid podeszła bliżej, rzucając jej ostrzegawcze spojrzenie.
Melodia nabrała tempa. Noga w prawo, noga w lewo, ukłon i skinienie. Noga w lewo, noga w prawo, krok do przodu obrót.
To wcale nie takie trudne!
Muzyka nabrała tempa, a ludzie połączyli się pary. Miris szybko chwyciła dłoń chłopaka i razem zaczęli równo wykonywać należne kroki, bez żadnej pomyłki. W każdym spojrzeniu dziewczyna starała się patrzeć jak najbardziej filuternie, a zarazem serdecznie i przyjacielsko. Rytm porwał pozostałych do tańca, nawet tych, którzy nie znali układu.
Finał był naprawdę z tempem, przy widowiskowym akompaniamencie, a wszystkie panie skończyły uwieszone na ramionach swoich partnerów, skierowane plecami w stronę ziemi.
Mirilla spojrzała na niego zalotnie.
- I co, jak było? - spytał rozbawiony Czkawka i jednocześnie szybko oddychając, pociągnął ją w górę.
- Wspaniale. - odszepnęła Mirilla i niewiele myśląc pocałowała całkiem zaskoczonego chłopaka prosto w usta.
Astrid w porę odwróciła spojrzenie swych błękitnych, zaszklonych oczu. Nie chciała oglądać więcej.
Ktoś widział, oprócz niej?
Przygryzła mocno wargę i starając się nie wybuchnąć wśród ludzi, zacisnęła tylko pięści, do zbielenia kostek. Wybiegła z sali przepychając się przez tłum zapitych wikingów.
Z tyłu usłyszała tylko głos wołający jej imię.
Gdy tylko znalazła się na zewnątrz, oparła się ręką o zimną, kamienną ścianę. Westchnęła  cichutko dając upust piekącym łzom. Schowała twarz w mokrych już, słonych dłoniach, osuwając się po kamieniu na ziemię.

______________________________________________________________________

Dzisiejszy rozdział taki bardziej dla fanów hiccstrid. Uznałam, że wcisnę tego trochę więcej. Coś mnie naszło na z lekka romantyczny rozdział. ;__; Normalnie mi trochę żal było pisać, jak Astrid zobaczyła to wszystko, no ale... :c

Enjoy!
~Szczerbata





wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział piąty - "Sto jedenaście toporów"

Mirilla przechadzała się po wiosce. Wszystko było tu całkiem inne i wesołe niż na wyspie Morguna. Żywa i pobudzająca atmosfera różniła się wiele od melancholijnej i przytłaczającej. Ludzie krzątali się w tę i we wte, wszędzie można było dostrzec gawędzących wikingów, albo smoki przy paśnikach. Miris przeszła obok kuźni i szybko się cofnęła. Oparła się o próg i zaglądnęła do środka.
- Dzień dobry, panienko! - zza drewnianego filara wyłonił się mężczyzna, mówiący skrzypiącym głosem. Od razu dostrzegła u niego brak lewej ręki i prawej nogi. Miał długie jasne wąsy i złoty ząb, który właśnie ukazał, uśmiechając się szeroko.
- Dzień dobry. - Mirilla skłoniła się lekko i miło zagadnęła - jak mija panu dzień?
- Mnie? Całkiem znakomicie! - odpowiedział, kładąc na rozgrzanym węglu kupę żelastwa i przyglądnął jej się uważnie - czy my się znamy? Panienka tu może nowa?
- Och, całkiem zapomniałam. - machnęła ręką, wdzięcznie się śmiejąc - jestem Mirilla, ale lepiej, jeśli będzie się pan do mnie zwracał Miris.
Jej otwartość, serdeczność i uprzejmość nie miała teraz granic. Teraz trzeba było wypaść jak najlepiej.
- No więc Miris, bardzo mi miło. Jestem Pyskacz. - odparł i dodał - jak się już domyśliłaś, jestem tutejszym kowalem.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Bardzo ładne pan rzeczy tu wykuwa. Roboty jest chyba na okrągło?
- Pewnie, a jak! - powiedział, podniecając żar dużą pompą - ale czasami przychodzi Czkawka i mi pomaga.
- Czkawka? - Mirilla szczerze się zdziwiła tym faktem - to pan go zna?
- Naturalnie! - odpowiedział zaskoczony. Jakby to nie było oczywiste, że on dla Czkawki jest niczym drugi ojciec! - znam go od niemowlęcia.
Pokiwała tylko głową.
- A gdzie trzymane są te wszystkie wykute już przedmioty? - zręcznie zmieniła temat, naprowadzając rozmowę na tor, który najbardziej ją interesował. - chyba nie trzyma pan tego wszystkiego tutaj?
- Ależ skąd! - machnął ręką - wszystko trzymane jest w zbrojni.
- W zbrojni... - mruknęła sama do siebie - no przecież.
- Słucham? - powiedział pyskacz dziwnym tonem, jakby usłyszał coś niepokojącego.
- Nic, całkowicie nic. - na twarz Miris wstąpił znów ten sam uśmiech. - nie będę panu już przeszkadzać, miłego dnia, do widzenia!
Nie czekając na odpowiedź pośpiesznie wyszła z kuźni i ruszyła w podsuniętym przez Pyskacza kierunku.
Stanęła przy drzwiach zbrojni i rozglądnęła się czujnie wokół siebie. Obrzuciła wszystkie rogi i uliczki wzrokiem i niepostrzeżenie wślizgnęła się do środka. Starannie przymknęła drzwi, sprawdzając, czy nie ma jakiegoś klucza.
Tak na wszelki wypadek.
Takowego przedmiotu nie było, więc westchnęła cicho i podeszła bliżej broni.
Lśniące topory i miecze, kolczaste kule na łańcuchach, kamienie oplecione sznurkami, tarcze. To wszystko było teraz w zasięgu jej ręki. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć w półmroku i chwyciła pierwszy topór z wierzchu. Był ciężki. Mirilla przejechała delikatnie palcem po idealnie naostrzonym brzegu, który bez problemu mógłby odrąbać głowę smoka przy pierwszym uderzeniu. Odłożyła broń na miejsce, jakby z niechęcią.
Przystanęła chwilę w zamyśleniu.
Z gestem, jakby coś wpadło jej nagle do głowy, wyciągnęła zza paska kawałek papieru i węgielkowy ołówek.
Miałam policzyć!
Zaczęła od żelaznych toporów.
- Jeden... dwa... trzy... - przeskakiwała wzrokiem z jednej broni na drugą. Liczenie zajęło jej dłuższą chwilę, bo było tego naprawdę dużo. - sto jedenaście. - skomentowała, zapisując liczbę na karteczce. - plus jeszcze każdy ma zapewne jeden u siebie w domu. Opływają w tej broni... - pokręciła głową z niezadowoleniem.
Teraz podeszła do skrzynki ze sztyletami.
- Na Odyna, jak ja to policzę! - załamała ręce z irytacją, szacując łączną ich liczbę na około trzysta.
Drzwi uchyliły się lekko.
- Co policzysz? - na melodyjny, brzmiący lekko sarkastycznie głos Mirilla odskoczyła jak oparzona od skrzynki. W drzwiach stała Astrid, z lekko potarganymi włosami. Beztrosko opierała się o framugę, ucieszona faktem, że przyłapała dziewczynę. Teraz świdrowała ją swoim błękitnym spojrzeniem.
Miris zacisnęła tylko wargi i pośpiesznie wyszła z pomieszczenia, potrącając nic nieświadomą Astrid w progu.
Ta westchnęła tylko ciężko i odłożyła wcześniej wziętą broń.
Czego ona tu szukała?

***

- Och, wróciliście! - Valka od progu powitała ich swym serdecznym tonem. - gdzie tym razem.... 
Kobieta urwała na widok Astrid i Czkawki, całych brudnych, poczochranych i zarazem uśmiechniętych.
- O... co się stało? - podniosła brwi zaskoczona.
- Mały wypadek... - odpowiedział rozbawiony Czkawka. - losowy. 
Astrid parsknęła śmiechem, ściągając z siebie miękkie futro, gładząc je dłonią.
- A jakiż to losowy wypadek? - zdumiała się Valka, drepcząc wokół stołu przy rozkładaniu talerzy.
- Zaraz ci wszystko opowiemy. Ale najpierw z wielką chęcią zjedlibyśmy obiad. - odparł, kładąc hełm na szafce przy drzwiach - smakowicie dziś pachnie.
- Właśnie, mój kurczak! - zakrzyknęła Valka, łapiąc się za głowę. Postawiła ostatni talerz niedbale i podbiegła do pieca. Chwilę mocowała się z żelaznym zatrzaskiem i wyciągnęła pieczonego, o złocistej skórce i cudownym aromacie kurczaka.
- Mniam. - mruknęła Astrid, odsuwając krzesło i sadowiąc się na miejscu przy stole. Oparła łokcie na krawędziach i złożyła głowę na dłoniach, podśpiewując wymyśloną przez siebie melodię. - Skoro obiad będzie u ciebie, to może kolację zjemy u Czkawki? - uśmiechnęła się beztrosko, z nutką zadziorności w głosie.
- Kolację, moja kochana, zjemy dziś w fortecy! - odparł wesoło, rzucając jej spojrzenie pod tytułem : "Coś ci się nie udało, nie tym razem!"
- W fortecy? - zdziwiła się, bardziej przytomnym tonem.
- Przecież dzisiaj niedziela! - przypomniała Valka, pochylona nad gotującym się ziołowym sosem.
- Niedziela! - powtórzyła Astrid. I po chwili przypomniało jej się, że w każdą niedzielę w Fortecy organizowane są zabawy. - no przecież

____________________________________________________________________ 

Wybaczcie mi, że tak krótko, ale nie zdążyłam więcej. Jest już późno, a chciałam jeszcze dziś opublikować rozdział. Więc całą "imprezkę" opiszę jutro. Co do Miris, Astrid powie to Czkawce chyba w fortecy, ale jeszcze nie jestem pewna, bo na razie jest to na drugim planie c; No, to dobrej nocy dla tych, którzy jeszcze dzisiaj przeczytają. A całą resztę serdecznie pozdrawiam! c:

Enjoy!
~Szczerbata




Rozdział czwarty - "Mieczyk i Szpadka na tropie"

Astrid przewracała w palcach mały nóż, obserwując jak Czkawka starannie pisze coś w notatniku. Wyglądał naprawdę na bardzo skupionego,a ona starała się domyślić co właściwie jest tego powodem.
Sama wróciła myślami do kilku ostatnich dni. Rzeczywiście, było nad czym się zastanawiać. Wyprawa na wyspę Śliskokrzaków i Nocna Furia, potem przyjazd tej całej Mirilli. Dziwne zdanie w księdze, ta kropelka krwii i oberwany róg kartki.
To wszystko naprawdę brzmiało z lekka tajemniczo i dawało dużo do myślenia. Każdy dociekliwy, a Astrid właśnie do nich należała, powinien porządnie przyjrzeć się tej całej sprawie.
Przeczucie męczyło ją silniej niż zwykle, że to musi coś znaczyć.
- Dzisiaj też polecimy na tą wyspę . - Czkawka zamknął notes i wstał od stołu - zgoda?
Na te słowa dziewczyna od razu się ożywiła. 
- Jest jeszcze wcześnie, ale skoro nalegasz... - powiedziała z udawaną obojętnością, uśmiechając się pod nosem - myślę, że zanim polecimy, powinniśmy zaglądnąć do twierdzy zbrojnej. Nie wiemy co to za smok, lepiej się nie narażać. - powiedziała płynnie tonem dyplomaty z rozbawieniem przyglądając się minie Czkawki.Ten pokręcił tylko głową ze śmiechem.
- Wiem co robię, nie będziemy żadnego smoka traktować toporami. - odparł, spoglądając na nią pewnie. - ale to całkiem niegłupi pomysł. Oprócz naszej potencjalnej Nocnej Furii możemy spotkać inne, niekoniecznie przyjazne istoty...
Astrid uśmiechnęła się rozbawiona, nakładając futro na ramiona. Na dworze nie było już wcale tak ciepło, jak przed kilkoma tygodniami. Nadchodziła jesień, więc pogoda lubiła płatać figle.
Wyszli z domu, trzymając się pod ręce. Smoki za nimi.
- Idź do zbrojni, ja zaglądnę jeszcze do mamy. - Czkawka rzucił szybko i skręcił w uliczkę. Dziewczyna sama przeszła kilka kroków. Uchyliła drzwi i weszła do środka , gdzie ktoś już wyraźnie był.
- O, Astrid, Astrid! - od razu poznała głos Śledzika - Szukałem cię wszędzie. Gdzie się wybierasz? 
Obróciła się szybko w jego stronę, trzepocząc rzęsami. 
- Ja... - zająkała się, tonem przesadnie miłym - to znaczy... lecę na przejażdżkę z Wichurą... i z Czkawką.
Uśmiechnęła się, lekko zażenowana tym głupim tłumaczeniem. Nie lubiła kłamać, no ale sprawa była przecież wyższej wagi.
Śledzik zmarszczył czoło. Domyślił się, że dziewczyna nie do końca chce mu powiedzieć, jakie ma właściwie plany. Spojrzał na nią wymownie, dając do zrozumienia, że nie tak szybko da się spławić.
- Lecę z Czkawką na wyspę Śliskokrzaków. - westchnęła zrezygnowana, chwytając topór za uchwyt i mocując go sobie na pasku przewieszonym na krzyż przez plecy.
- O,o! - chłopak rozpromienił się - a mogę lecieć z wami?  
Świetnie, jeszcze tego brakowało. 
- Wiesz... tak jakby... Nie. - odpowiedziała znudzonym tonem. - mamy kilka spraw ...
- Bardzo ci dziękuję za uprzejmość! - rzekł z przekąsem Śledzik, obrócił się na pięcie i wyszedł z pomieszczenia, trzaskając potężnymi drzwiami. - Chodź, Sztusia... 
Astrid westchnęła tylko.
Oczywiście, że by się zgodziła. Gdyby nie feralny fakt, że na wyspie znajduje się niezidentyfikowana Nocna Furia. Z jednej strony Śledzik był naprawdę osobą godną zaufania, ale przecież tajemnica to tajemnica. 
Nie mogła złamać słowa danego Czkawce.
Dziewczyna obróciła się z rezygnacją i również wyszła ze zbrojni. Omal nie zderzyła się z Czkawką, gdy znalazła się już na zewnątrz. 
- Masz. - wcisnęła mu do ręki rękojeść ciężkiego miecza - tak na wszelki wypadek.
- Mam swój... przecież nie będziemy walczyć z tym smokiem, Astrid...  
- Ale nie wiemy, czy może spotka nas coś jeszcze oprócz tej nieszczęsnej Nocnej Furii... - przerwała mu groźnie.
- Nieszczęsnej? - zarechotał - ostatnio jeszcze się tak ekscytowałaś!
- Och, nieważne! - machnęła ręką, przemilczając fakt swojej wcześniejszej fascynacji - to co, ulatniamy się?
Chłopak kiwnął głową. Wsiedli na smoki i wzbili się wysoko w niebo.
Lecieli spokojnie, wolno ponad chmurami, każdy zatopiony w swoich myślach. Tylko Czkawka co chwilę wzdychał, albo mamrotał coś pod nosem, jak to było w jego zwyczaju. 
Nagle z oddali dało się słyszeć jakąś rozmowę. Wyraźnie były to dwie osoby. 
- Mówiłam ci, że to nie jest dobry pomysł! Wcześniej czy później nas wyczają! 
- Wyczają, kogo wyczają? Chyba ciebie, jak będziesz dalej tak głośno gadać, siostruniu!
- Tylko nie mów do mnie siostruniu, bo zraz tą twoją gębę Wym tak ci przysmaży, że będziesz wyglądał jak...
Zza chmury wyłonił się Zębiróg Zamkogłowy, a nim, nie kto inny jak Mieczyk i Szpadka.
Cała czwórka zamarła w głuchym milczeniu, przypatrując się sobie nawzajem.
- Czkawuś... - zaczęła milutko Szpadka - cóż za przypadek!
- Głupia... - wtrącił się szybko Mieczyk - przecież to było zaplanowane! Mieliśmy ich śledzić!
Astrid i Czkawka wymielili między sobą rozbawione spojrzenia.
- Co wy tu robicie? - spytała Astrid, hamując lekko Wichurę.
- My... ten, pomyśleliśmy sobie, że polecimy sobie na przejażdżkę no i lecimy lecimy, a tu nagle wy! - odparła pośpiesznie Szpadka, uśmiechając się szeroko. 
- Nie, nie, nie. - Mieczyk wykręcił głowę Jota w lewo i zbliżył się do siostry - słyszeliśmy od Śledzika, że lecicie na tą wyspę, tych... Śluzokrzyków...
- Śliskokrzaków. - poprawił go Czkawka.
- Nie ważne... - machnął ręką Mieczyk - niech będzie tych Śliskokrzaków. No i usłyszeliśmy to od Śledzika...
- Zaraz. Od Śledzika? - Czkawka ponownie wtrącił się, tym razem ze zdziwieniem.
- Na Odyna, nie przerywaj mi, gdy mówię! - zirytował się Mieczyk - Usłyszeliśmy i postanowiliśmy, że za wami polecimy. Skoro Śledzikowi odmówiliście, więc oczywiste było, że nam tym bardziej. No to wzięliśmy i polecieliśmy.
- Od kiedy ty umiesz tak logicznie myśleć? - wtrąciła się z pogardą Szpadka.
- Od zawsze, moja droga. Ty nie widzisz mojego cudownego potencjału! - odpowiedział z wyższością. 
- Ta, jasne. Potencjału. Ma gościu poczucie humoru, co nie? - zarechotała, zwracając się do pozostałych. 
- Z wielką pewnością. - westchnął z politowaniem Czkawka.
Zrozumiał, że czy chce, czy nie, najbliższe kilka godzin będzie musiał spędzić z tą przemiłą parą bliźniaków. Zastanawiał się tylko, jak wytłumaczy Nocną Furię, którą zapewne niedługo spotkają.

 ***

- Szkoda, że tak szybko się ulotnił... - westchnął Czkawka, przeczesując wilgotną, brązową czuprynę - nie zdążyłem go nawet narysować. Bylibyśmy o jeden gatunek smoka w przód!
- Po co my tu przyszliśmy? Miało być fajnie! - Szpadka wykręciła swoje dwa warkocze, z których woda polała się jak z wiadra.
- A tymczasem opluł nas jakiś głupi smok i jesteśmy cali mokrzy! - warknął Mieczyk.
Czkawka przystanął w nasłuchiwaniu. Z oddali dało się słyszeć dziwne dźwięki.
- Wcale nie był głupi, po prostu go zdenerwowaliśmy. - odparła z przekąsem Szpadka. 
- Ta, zdenerwowaliśmy. Jakbym ja pluł wodą za każdym razem, gdy mnie wkurzasz, zarosłabyś glonami! -zarechotał głośno.
- Mieczyk, Szpadka, zamknijcie się! - rzucił do nich Czkawka ze zirytowaniem.
Bliźniaki spojrzały na niego tępo.
- Co jest? - powiedziała cicho Astrid z zatroskanym wyrazem twarzy. Czkawka rzadko używał takiej metody do uciszania, coś wyraźnie było na rzeczy.
- Chodźcie za mną. A smoki niech zostaną. - chłopak chwycił ją za dłoń i poprowadził kawałek przez zarośla. Przykucnęli przy dużym głazie.
- A wy, a ni słowa. - szepnął groźnie do bliźniaków i wytężył wzrok. Przeszył spojrzeniem warstwę krzaków, gdzie znalazł idealną dziurkę do wyglądnięcia, co się dzieje po drugiej stronie. Podszedł bliżej i w niedużej odległości dostrzegł znajomego smoka.
- Jest nasz skarb… - szepnął i przyciągnął do siebie Astrid. Dziewczyna spojrzała przez prześwit i uśmiechnęła się szeroko.
- Chodźcie, podejdziemy bliżej. – Czkawka wstał z miejsca i przedarł się przez krzaki. Za nim wygramoliła się pozostała trójka.
- Na Odyna! –Szpadka zatkała dłonią usta, cofając się kilka kroków.
- O jacie! – szepnął z niedowierzaniem Mieczyk – Nocna Furia?
- Zgadza się kolego, Nocna Furia. – przytaknął Czkawka z zadowoleniem.
Zwierzę ostrożnie nastawiło uszy, skupiając się na grupce. Źrenice momentalnie zrobiły mu się wąskie. To na oko Czkawki nie wyglądało zbyt dobrze. Podszedł bliżej, pozostałym dając znak, by się cofnęli.

- Hej, hej... spokojnie. Spokojnie... - przemówił głosem przepełnionym spokojem i zarazem czułością. Wyciągnął rękę w jego stronę.  
Tak oto Smoczy Władca zdobywa zaufanie tych pięknych istot.
Smok odsunął się lekko od niego obnażając kły. Nie był skory do współpracy. Uspokoił się lekko, gdy Czkawka cofnął się, jednak nadal zachowywał gotowość.
Nagle coś zaszeleściło w krzakach naprzeciwko. Najpierw zaczęły uginać się gałęzie, poruszane niewiadomą siłą. Na ziemi powstawały odbicia smoczych łap, gdy z gęstwiny wyłoniły się Zmiennoskrzydłe, otaczając Nocną Furię. Czerwone smoki krążyły wokół niego, co chwila warcząc i potrząsając głowami, gotując się do walki. Smok z głośnym rykiem miotał się w środku, zaciskając pazury w ziemi. Wziął charakterystyczny wdech, gdy w jego pysku zaczęła tworzyć się błękitna kula. 
Czkawka patrzył na to wszystko w transie. Za bardzo oszołomiony był tym wszystkim, oszołomiony tak bardzo, że zapomniał o strachu i śmiertelnym niebezpieczeństwie.
- Czkawka! - Astrid w panice skoczyła ku niemu. Złapała za ramiona i pociągnęła mocno w swoją stronę. 
Nocna Furia splunęła błyskawicą, która rozniosła się wokół niej. Ogłuszający huk i ogromna fala uderzeniowa odrzuciła wszystkich w tył.
Astrid obiła się razem z Czkawką w wielki głaz.  
Otworzyła oczy, otrzepując się z pyłu, ale smoka już nie było. Zmiennoskrzydłe czmychnęły w las, maskując się. Nastała cisza.
Zza głazu wyłoniły się przerażone twarze Mieczyka i Szpadki. 
- Wszystko w porządku? - szepnęła Astrid drżącym głosem do bliźniaków. Kiwnęli szybko głowami.
Czkawka!
Dziewczyna obróciła się wokół siebie i dostrzegła Czkawkę, siedzącego z przymkniętymi oczami pod kamieniem. 
Podeszła do niego szybko.
- Czkawka! - potrząsnęła jego ramię.
Otworzył oczy.
- Co... - szepnął, uśmiechając się słabo - żyję.
- Wiedzę, że żyjesz! - sapnęła zirytowana, ale zaraz dotarło do niej, jakie obydwoje mieli szczęście. Moc Nocnej Furii zapewne zabiła by ich wszystkich czworo, by trafiła akurat właśnie w nich.
Astrid objęła go mocno.
- Nie rób mi tak więcej. - wtuliła głowę w jego ramię.

______________________________________________________________________

Dam dam dam... zakończenie z lekką akcją, ale wszyscy żyją! :3 

Enjoy!
~Szczerbata





sobota, 23 sierpnia 2014

Rozdział trzeci - "Mirilla vel Miris"

Mała szalupa powoli zbliżała się do Berk. Ominęła pobliskie skały i obiła się o kamienisty brzeg.
Mirilla wyskoczyła z łodzi i wzięła głęboki wdech. Musiała przyznać, że widziała tę wyspę po raz pierwszy i już teraz wywarła na niej dobre wrażenie.
Przeszła kilka kroków pod górkę. Było już ciemno, więc miała szczerą nadzieję, że jej przybycie będzie miało minimalną ilość świadków. Rozczochrała lekko włosy dla lepszego efektu strudzonej ciężką podróżą biedaczki i stanęła pośrodku pierwszego skrzyżowania uliczek.
Zanim się obejrzała, ktoś mocno chwycił ją za ramię. Uścisk skłonił ją do szybkiego zwrotu. Z ciemności wyłoniła się dość przyjazna, ale z wyraźnymi rysami twarz.
- A panienka to skąd? - wychrypiał mężczyzna ostrożnym tonem.
- Ja... ja jestem tu całkiem przypadkiem. - zająknęła się Mirilla.
- W takim razie pozwolisz, że zaprowadzę Cię do wodza. - wiking lekko się skłonił , pokazując gestem ręki, by dziewczyna podążała za nim.
Ależ oni tu uprzejmi.
Szli w milczeniu przez zaciemnione uliczki nie więcej niż chwilkę. Mężczyzna skręcił do małego domu. Zapukał i uchylił przed nią drzwi. Dziewczyna weszła do środka. Wyglądało to przedsionek małej izby.
To tutaj mieszka ten wielki wódz?
Mirilla prychnęła pod nosem, gdy zza roku wyłonił się młody, całkiem przystojny (i to jeszcze jak!) chłopak.
Słyszała o nim wiele od samego Morguna, ale całkowicie inaczej wyobrażała sobie potężnego pana smoków. Jej błękitne oczy uważnie go obserwowały.
Wódz podniósł lekko brwi, oczekując wyjaśnień od wikinga.
- Ta dziewczyna twierdzi, że znalazła się tu przypadkiem. Nie jest stąd. - mruknął.
Mirilla skuliła się lekko.
Chłopak kiwnął głową, dając znak wikingowi, by odszedł. Podszedł do dziewczyny.
- Jestem Czkawka. - uśmiechnął się lekko - może opowiesz mi, co cię tu sprowadza?
Dziewczyna skinęła, oplatając się rękami na znak, że jest jej zimno.
Weszli do kuchni. Było tu naprawdę przytulnie, mnóstwo świec dawało przyjazne światło, które ożywiało całe pomieszczenie. Wszystko tu pasowało, gdyby nie blondynka siedząca przy stole. Mirilla zignorowała ten fakt i usiadła na krzesełku wskazanym przez wodza.
- Jestem Mirilla... ale wolę, jak się mówi na mnie Miris. - zaczęła cienkim głosem, wzdrygając się. - co to za wyspa?
Udawanie nic nie wiedzącego, biednego rozbitka z trudną przeszłością szło jej całkiem dobrze.
- To Berk. - odparł Czkawka - jest ci zimno?
- O, tak... nawet bardzo. - rzekła i skuliła się jeszcze bardziej.
Chłopak podał jej miękki koc i spojrzał na nią z wyczekiwaniem.
- Tysiące mil stąd, w północnej Osmanii trwa potworna wojna. A ja pochodzę właśnie stamtąd. Straciłam wszystko... dom, rodzinę, przyjaciół... nic mi już nie zostało. Więc wsiadłam w łódź i uciekłam z tego piekła. Płynęłam kilka tygodni, no i dziś właśnie przybiłam do waszego brzegu. - dziewczyna podniosła wzrok z podłogi na Czkawkę - jeśli jestem jakimś problemem, już sobie idę.
Od początku planu, Mirilla miała wzbudzać współczucie i litość. Wszystko na razie szło jak po maśle.
- Nie, wręcz przeciwnie. Jeśli chcesz, ugościmy cię tu. - chłopak uśmiechnął się - możesz zostać na ile tylko chcesz.
- Naprawdę? - dziewczyna wysiliła się na słaby uśmiech - dziękuję...
Miała wrażenie, że ktoś cały czas ją obserwuje. Dyskretnie rzuciła wzrokiem na blondynkę, która cały czas mierzyła ich spojrzeniem. Czkawka widocznie to zauważył.
- To jest Astrid. - rzekł, spoglądając na swą towarzyszkę, gdy ta wstała od stołu.
- Miło mi. - dziewczyna podała Mirilli rękę z szerokim uśmiechem na twarzy - zostaniesz tu chyba na dłużej, co?
- Tak myślę. - odparła Miris, lustrując ją wzrokiem.
Nastała chwila niezręcznego milczenia, które przerwał Czkawka.
- Jest już dość późno, więc jutro znajdziemy ci jakąś izbę. Dzisiaj przenocujesz tutaj, pod kominkiem. Zjadłabyś coś?
Mirilla kiwnęła lekko głową, owijając się mocniej kocem.
Zjedli kolację, porozmawiali, a w końcu nadszedł czas na sen. Dziewczyna ułożyła się w miękkiej pościeli, słysząc tylko kroki Czkawki po schodach.
Zamknęła oczy, ale nie mogła zasnąć. Bez przerwy zmieniała ułożenie, przewalała się z boku na bok. Cały czas myślała o tym, co będzie dalej i jak właściwie ma się to potoczyć. Pierwszy sukces został już osiągnięty, było się z czego cieszyć. Zastanawiała ją tylko łatwowierność wodza. Tak na dobrą sprawę mogłaby się teraz zakraść na górę i zabić go szybko i bezboleśnie podręcznym sztyletem.
Westchnęła głęboko i obróciła się na drugą stronę.

***

Gdy tylko pierwsze promyki słońca wpadły przez okno, Czkawka otworzył oczy. Niemal zapomniał o wszystkim, co stało się wieczorem, ale brzdęki z kuchni przywróciły go szybko na ziemię.
Ubrał się pośpiesznie i zszedł na dół, gdzie Miris szperała po szafkach, szukając czegoś do jedzenia. Obróciła się gwałtownie, gdy usłyszała ciche kroki na starych deskach.
- Dzi-dzieńdobry. - powiedziała szybko wystraszona, rzucając spojrzenie na chłopaka.
- Dzień dobry. Jak się spało? - odparł, uśmiechając się lekko.
- Całkiem dobrze. - Mirilla odwzajemniła uśmiech i dodała - masz bardzo miłego smoka.
- Szczerbatek? - chłopak spojrzał na swojego przyjaciela, zwiniętego pod kominkiem.
- Ciekawe imię. - zaśmiała się - dlaczego akurat tak?
- Bo, widzisz, gdy pierwszy raz bliżej się z nim spotkałem, miał schowane zęby. A ja myślałem, że on ich po prostu nie ma. W rzeczywistości, on wysuwa je tylko wtedy, gdy potrzebuje.
Dziewczyna podniosła brwi w zdumieniu.
- Nie wiedziałam, że smoki tak umieją. - powiedziała z zaskoczeniem.
- Teraz już wiesz. - uśmiechnął się - tam u was, latacie na smokach?
Mirilla pośpiesznie zastanowiła się nad odpowiedzią.
- U nas smoki są oswojone, ale nie wszyscy je mają. Tak samo nie wszyscy na nich latają. Można powiedzieć, że na te przyjemności mogą pozwolić sobie bogatsi. Ja do tych nie należałam.
Czkawka to przemilczał, spoglądając tylko na jej twarz, skrzywioną w grymasie. Delikatne rysy, wąskie usta. Błękitne oczy kontrastujące z ciemnobrązowymi, falowanymi włosami.
W sumie, to jest całkiem ładna.
Wbił kilka jajek na metalową podstawkę i przyprawił ziołami. Podgrzał żelazną płytę.
- Wiesz co, ja pójdę się przejść po osadzie. - Miris wyrwała go z zamyślenia, kierując się w stronę wyjścia.
- A jajecznicy nie zjesz?
- Dzięki, może kiedy indziej. - odmówiła uprzejmie. Pchnęła ciężkie drzwi i wpadła na coś, a raczej na kogoś. Odskoczyła w tył i wbiła spojrzenie w podłogę.
- Przepraszam... - wymamrotała, udając zażenowaną swą niezdadnością - do widzenia, narazie.
Minęła szybko Astrid zniknęła za framugą, nie czekając na odpowiedź.
- O co chodzi? - spytała zdezorientowana dziewczyna, przystając w miejscu.
Czkawka rzucił jej beznamiętne spojrzenie.
- Jajecznicy? - poruszył znacząco brwiami.
Obydwoje wybuchnęli śmiechem.

_________________________________________________________________

Oto kolejny rozdzialik. Kawałek pisałam na telefonie, ale dałam radę. Jeszcze chyba chwilę potrwa, zanim tajemnica Mirilli się wyda... ktoś wyczuł, że za bardzo nie polubi się Astrid? C; Przygotujcie się, będzie trochę jak w brazylijskiej telenoweli. xD
Enjoy!
~Szczerbata

czwartek, 21 sierpnia 2014

Rozdział drugi - "Kolejny Szczerbatek?"

Przedzierali się przez las, który sprawiał wrażenie, jakby nikt od wieków go nie naruszał. Zwisające bluszcze tylko uprzykrzały wędrówkę po mokrej ściółce. Pachniało całkiem przyjemnie, ale światła było tu znacznie za mało. 
- Nic nie widzę. - syknęła Astrid, potykając się o zwalony konar pokryty mchem. Wichura i Szczerbatek błądzili z tyłu przez gąszcz, robiąc przy tym niesamowity hałas. - Wichurka, chodź tu.
Smoczyca niezdarnie przedarła się przez krzaki, popychając swojego szczerbatego kolegę po drodze i zagrodziła drogę swej właścicielce.
- Daj no troszkę światła... - dziewczyna położyła dłoń na nozdrzach Wichury, gdy w jej paszczy zapłonął żywy ogień. Pomarańczowa łuna rozświetliła najbliższą przestrzeń wokół nich.
- Od razu lepiej. - mruknął Czkawka rozglądając się uważniej wokół.
Przeszli jeszcze kawałek, walcząc z zielskiem oplatającym nogi i ujrzeli przed sobą bardziej rzadki już las.
Astrid przystanęła, błądząc wzrokiem po niskich zaroślach. Pod jednym z niższych drzew ujrzała charakterystyczną roślinę. Nie wiele więcej myśląc podbiegła do niej i przyjrzała się dokładniej.
To orchidea!
Delikatna łodyżka i piękne fioletowe kwiatuszki, aż niemiło było odrywać od niej wzrok. 
Niestety nie dojrzała już małych, puchatych włosków pod dużymi liśćmi. Pochwyciła roślinę w dłoń i od razu poczuła piekący ból w koniuszkach palców.
- Ałć! - krzyknęła i odskoczyła w tył. - co do...
Złapała się za dłoń, która zaczęła pulsować nieprzyjemnym pieczeniem.
- Astrid! - dziewczyna odwróciła się na głos towarzysza ze skrzywioną z bólu miną - zostaw to!
- Co... - wymamrotała i osunęła się na ściółkę, kurczowo ściskając się za palce.
Czkawka podbiegł bliżej.
- Pokaż... - nie czekając na odpowiedź pochwycił prawą dłoń Astrid. Małe czerwone plamki zdążyły już wyskoczyć. Westchnął - masz szczęście...
- C-co? - podniosła brwi w zdziwieniu.
- Dobrze, że nie chwyciłaś za listek.
- Ale ta orchidea...
- To nie była orchidea. - przerwał jej szybko chłopak - to Wilczy Zjadek. Niestety właśnie często z nią mylony. Ślina smoka i po sprawie!
- Wszystko jedno! - pokręciła szybko głową i wyrwała palce z jego dłoni. - błagam, zrób coś, bo zaraz nie wytrzymam!
Ależ to cholernie piecze!
- Szczerbatek, podejdź na chwilkę. - Czkawka zawołał smoka, który zaraz pojawił się u jego boku. 
Szczerbatek lekko przejechał wilgotnym językiem po dłoni Astrid, a ta od razu odetchnęła z ulgą. Ból stopniowo łagodniał, aż w końcu całkowicie opuścił biedną nieszczęśnice.
Że akurat ja musiałam na to trafić...
- Dobra, chodźmy, zanim się ściemni. Ale tym razem raczej uważaj. I zbieraj tylko prawdziwe orchidee... - zaśmiał się, kręcąc głową.
- Bardzo śmie...
Czkawka zatkał jej usta dłonią. Z całkiem niewiadomej przykucnął, ciągnąc ją za sobą.
- O co ci znowu chodzi?! - szepnęła z irytacją, mocno trzymana przez niego trzymana. Spojrzała przed siebie i zrozumiała co najmniej dziwne zachowanie chłopaka. 
Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć. Za gąszczem drzew, w całkiem bliskiej odległości od nich, zobaczyła dość sporego, granatowego smoka. 
Zwierzę stało na baczność, z wysoko postawionymi uszami. Wyraźnie czegoś nasłuchiwało. Wystawiając lekko język, obnażało brak uzębienia. Cienkie, czarne źrenice przeszywały jadowite, żółto zielone oczy.
Czy się komu zdawało, czy nie, smok wyglądał całkiem jak drugi Szczerbatek.
- Przecież to... - szepnęła Astrid i nie dokończyła, gdy stworzenie zwróciło głowę w ich stronę.
Obydwoje zamarli w bezruchu i wstrzymali oddech. Astrid wbiła palce w ramię Czkawki, jakby chciała je zmiażdżyć. 
Smok po chwili nasłuchiwania, opuścił się na cztery i łapy i majestatycznym krokiem powędrował dalej.
Odczekali jeszcze chwilę, napinając wszystkie mięśnie, a potem odetchnęli, pozbywając się całej zawartości płuc.
- Czkawka! Przecież to była Nocna Furia! - Astrid wstała gwałtownie, układając wszystkie myśli krążące w głowie.
- To nie jest możliwe. Ani logiczne... - pokręcił tylko głową.
- Ale, ale przecież sam widziałeś! Na własne oczy! - zakrzyknęła żywo dziewczyna z wyraźnym podekscytowaniem.
- Nie ma drugiej Nocnej Furii, wiesz przecież o tym... - on dalej był cały czas przy swoim. Mimo tego, że sam był w osłupieniu, kurczowo trzymał się tej jednej myśli.
- Ja też nie wierzyłam własnym oczom, ale ... jest na to żywy dowód!
- Może się przewidzieliśmy... Ja też nie jestem pewien, ale na razie może zachowajmy dystans... - westchnął i jeszcze raz przywrócił do siebie krótko, ale skutecznie obraz smoka. - obiecuj mi, że nikomu nie powiesz.
- Ani słówka. - Astrid rzekła z nutką zdeterminowania w głosie. - wracajmy już lepiej, zanim zrobi się ciemno.

***

Statek bezwładnie dryfował po otwartym morzu. Całkiem oddalony od jakiejkolwiek cywilizacji. Żagle opuszczone, chowające wyszytego smoka przebitego mieczem, z hełmem na łbie.
- Siekiera, motyka, kula, proca... 
- Zamknij się już, ileż można słuchać! - Morgun ryknął przez ramię do podśpiewującego pod burtą żołnierza i zwrócił się do stojącej obok przedstawicielki płci pięknej - Pamiętasz o wszystkim? 
- Ta. - przytaknęła mu znudzonym tonem dziewczyna - nie jestem dzieckiem, nie musisz powtarzać mi wszystkiego po pięć razy.
- A jednak czasem mi się wydaje, że muszę! - zagrzmiał, uderzając ręką w drewnianą poręcz.
- Panie... - cienkim głosikiem, do rozmowy wtrącił się drobny żołnierz - nie chcę przeszkadzać, ale czasu jest coraz mniej.
- Tak więc, ruszaj już. - Morgun machnął ręką i dorzucił - widzimy się niebawem.
Mirilla przeszła przez pokład i wskoczyła do drewnianej szalupy, przycumowanej do statku. Skinęła głową w stronę mężczyzny. Odbiła się wiosłem od burty i wypłynęła w zamglone morze.


____________________________________________________________________



No, to jest w końcu drugi rozdział. Długo myślałam, zanim wpadłam na pomysł o czym będę pisać przez następne kilka rozdziałów. Ale w końcu, udało mi się to podczas długiej jazdy samochodem, gdy wracałam z gór! :)
Akcja się lekko rozkręciła, a że weny mi przybywa, trzeci rozdział powinien się pojawić za jeden dzień, może dwa. :3
Mam nadzieję, że się podoba i choć trochę wciąga! :)

Enjoy!
~Szczerbata





sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy - "Złocista bryza"

- Myślisz, że tym razem coś znajdziemy? - spytał Czkawka, przekładając kupę brudnego zielska na stół.
Matka spojrzała na niego odrywając się od oddzielania korzonków od pokrzywicy.
- Orchidea musi gdzieś być. Bez niej, płukanki na owczą wełnę pójdą się paść razem z nimi. Chyba, że nie chcemy przeżyć zimy. - rzuciła i ponownie pochyliła się nad czynnością.
- To nie takie proste... - westchnął, wyrwany z zamyślenia - byliśmy już w tylu miejscach. Na Grzesznej Polanie, w lesie, na wyspie pod Piekielnym Przesmykiem...
Wymieniać tych miejsc można było bez końca, a jednak nadal nigdzie dotąd nie pokazała się ta cenna roślina.
Czkawka sięgnął ręką po garść pokrzywicy i wrzucił do glinianej miski. Złapał drewniany tłuczek i zaczął ucierać zielsko. Robił to chyba ze zdwojoną siłą, bo naczynie zaczęło się chybotać na wszystkie strony.
Od kiedy Valka przybyła na Berk, oprócz smoków, zajęła się zielarstwem. Wytwarzała różne napary, suszone mieszanki ziół i naturalne lekarstwa. Szło jej to dość dobrze i, trzeba przyznać, miała do tego talent.
- Mamo, czy jest coś dziś specjalnego na obiad? - zagadnął ni z gruszki ni z pietruszki Czkawka - bo wiesz, trochę już zgłodniałem od tych zapachów.
Matka uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Też lubię ten zapach... Co do obiadu, nic na dziś nie zrobiłam. - kobieta wzruszyła tylko ramionami - Chmuroskok wyleciał dziś na morze. Ciekawe, czego tam szuka.
- Może poleciał szukać orchidei? - zaśmiał się Czkawka, wlewając trochę soku z trawy do zielonej papki. -no, gotowe!
Valka pochyliła się nad miską i powąchała wytwór.
- Ty to masz jednak zdolności! - pokiwała głową, a za chwilę dodała - na dziś koniec tych naparów i mieszanek.
Chłopak przetarł ręce o spodnie, gdy do pomieszczenia weszła Astrid.
- Czkawka! - krzyknęła od progu - wszędzie cię szukałam!
- Naprawdę? Wydawało mi się, że mówiłem ci gdzie będę o tej porze się znajdował. - zarechotał.
Dziewczyna przechyliła tylko głowę, z niezadowoloną miną.
- To ja lecę, na razie! - rzucił do matki i wyszedł razem z Astrid na zewnątrz.
Wyszli na przedsionek i  pocałowali się niedbale na powitanie.
- Co dziś robiliście? - spytała odchylając drzwi wejściowe na zewnątrz.
- To co zwykle. Ziółka. Mama narzeka na brak orchidei. - westchnął chłopak -  A gdzie Szczerbatek? - powiedział,  błądząc wzrokiem po budynkach i uliczkach, roztaczających się przed nimi.
- Poleciał z Wichurką na Deszczowe Wzgórza. - uśmiechnęła się sama do siebie.
Szli chwilę w ciszy.
- A ty, co robiłaś? - rzekł w końcu on.
- To co zawsze. - wzruszyła ramionami - studiowałam kolejną księgę zębaczach, niedługo zdaję egzamin. Wiem, że Linda mnie traktuje właściwie ulgowo, co nie znaczy, że mogę się obijać.
- W końcu znawca śmiertników zębaczy to bardzo ważny i wymagający ogromnej wiedzy oraz praktyki tytuł... - zaśmiał się chłopak rozbawiony powagą swej towarzyszki.
- Eh, ty nigdy nic na poważnie... - westchnęła, spoglądając na niego spod złotego kosmyka.

***

Astrid stała przy stalowej płytce i ogrzewała rybkę na kolację. Polała ją lekko oliwą i wsparła się rękami drewniany blacik. Chwyciła w palce gliniany kubek z cieplutką herbatą i wyjrzała za uchylone drzwi.
Na dworze było już dawno po zmierzchu, a dalej po wiosce krzątało się pełno ludzi. Dziś wypadał dzień "Świętego spokoju", więc zabaw nie będzie.
Kto wymyślił tę idiotyczną nazwę?
Po kuchni zaczął rozpływać się miły zapach dorsza w oliwce, ale niech jeszcze chwilę postoi na blaszce. Nabierze smaku.
Na zewnątrz coś się zatłukło i drzwi lekko się odchyliły. Do kuchni wszedł Czkawka.
- Wróciły. - uśmiechnął się lekko - Wracaj do siebie, Mordko ... - sapnął, wypychając głowę Szczerbatka z pomieszczenia.
- A Wichurka? - spytała dziewczyna, podnosząc na niego wzrok.
- Wichurka też. Zaraz powinna przyjść. - podszedł bliżej - co tam smażysz?
- Dorsza. Masz ochotę? - Astrid podeszła do blaszanej płyty i złożyła rybę na glinianym talerzu.
Zjedli kolację szybciej, niż przypuszczali.
Dochodziła już północ. Astrid nadal przewracała kartki księgi o Zębaczach, a Czkawka sprzątał w kuchni. Pochłonięci swoimi czynnościami całkiem zapomnieli o smoczycy, która niebawem miała wrócić.
W końcu pod drzwiami coś zastukało i zza framugi wyłonił się niebieski pysk smoka.
- Wichura! - zakrzyknęła dziewczyna i podeszła do swej ulubienicy, rzucając starą książkę niedbale na stół - gdzieś ty latała?
Odprowadzając Wichurę do jej, można by rzec, pokoju spoglądnęła tylko przelotnie na Czkawkę, który pochylał się nad poniszczonymi kartami księgi.
- Co tam takiego znalazłeś? - spytała, gdy wróciła do kuchni.
- O wschodzie złocistym, bryza północy niesie zagładę i pokój .. - powiedział nieobecnym głosem, podnosząc na nią wzrok.
- Co takiego? - zdziwiła się Astrid, podnosząc brwi.
- Tutaj... - chłopak wskazał palcem na fragment tekstu na samym dole strony, wypisany małym, pełnym zawijasów drukiem.
- Co to za książka? - spytała po przeczytaniu wskazanej frazy.
- Twoja. O Zębaczach. - odparł przewracając kartkę, gdzie opisany był system kolców na ogonie Śmiertników.
Astrid zmarszczyła czoło.
- Przecież to jest całkiem nie na temat... Może ktoś się pomylił?
- Tu chyba nie możemy mówić o pomyłce...
Obydwoje skierowali wzrok ku tajemniczym słowom, plamce krwii na papierze i uszczerbionemu rogowi kartki.
Każdy osobno, w myślach starał się zrozumieć, co może się kryć za słowami "O wschodzie złocistym bryza północy niesie zagładę i pokój"
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Jakie to ma znaczenie? - wzruszyła ramionami - jest już późno. Chce mi się spać, nie skończyłam rozdziału o splunięciach, a ty mi każesz rozwiązywać zagadkę jakiś pokręconych słów. - zaśmiała się lekko - lepiej pójdę wziąć kąpiel.
Czkawka spojrzał tylko na nią z uśmiechem i gdy tylko wyszła z pomieszczenia ponownie pochylił się nad księgą. Przewrócił kilka kartek, ale nie znalazł nic podobnego.
Może po prostu rzeczywiście ktoś się pomylił? Nie...
Siedział chwilę w milczeniu, aż w końcu zamknął księgę od niechcenia, odsuwając ją od siebie. Usłyszał ciche krople deszczu, które przeradzały się w coraz mocniejsze uderzenia.
Po chwili przypomniał sobie o nieszczęsnej kozie Astrid, która teraz pewnie sterczała w deszczu. Domyślił się, że zwierze nie jest na tyle inteligentne, by się schować, więc postanowił pomóc biednej ofierze losu.
Wybiegł na zewnątrz i wszedł do zagrody.
- No, Kunegundo, do budki. Chyba, że chcesz zmoknąć do suchej nitki. - chłopak wepchnął zwierzę do małej,  drewnianej budy, która służyła kozie za stajenkę.
Czkawka truchtem wybiegł z zagrody, zamknął furtkę i szybko zniknął w drzwiach budynku. Otrzepał włosy z kropel wody. Ulewa rozszalała się na dobre, a w oddali dało się już słyszeć ciche pomruki burzy.
Chłopak usiadł ponownie na krześle. W geście nudy pochwycił serwetkę, którą sam kiedyś wyszył z okazji urodzin Astrid. Przebierał palcami, okręcając wokół materiałową, smoczą sylwetkę. Na samo wspomnienie uśmiechnął się do siebie.
Minęło dobre pół godziny, a burza nadal wzbierała na sile. Wiatr przeraźliwie wył w szczelinach, deszcz i grad waliły o dach z niezmierną siłą.
W końcu wstał od stołu, wygasił wszystkie świeczki i pochodnie w pomieszczeniu. Cichymi krokami skierował się w stronę sypialni Astrid.
Wychylił głowę zza drzwi i ujrzał dziewczynę, siedzącą już na łóżku, zakładającą tunikę nocną.
- Ojej... - dostrzegła go, oblewając się rumieńcem - myślałam, że już poszedłeś...
- Na razie nigdzie się nie wybieram... - uśmiechnął się, podchodząc bliżej - burza rozpętała się mocniej, niż zwykle.
- Na prawdę? - podniosła brwi w zdziwieniu.
Czkawka kiwnął głową.
- To w sumie... możesz zostać. - zaśmiała się lekko i przeczesała złote kosmyki palcami.
Chłopak szybko zrzucił z siebie kombinezon.
Wygodny, ale i tak czasami ma się go dość.
Został w samych zwiewnych ubraniach.
Pogasił świeczki i wskoczył pod kołdrę, na duże, wygodne łóżko. Objął Astrid ramieniem pocałował mocno.
O wschodzie złocistym bryza północy niesie zagładę i pokój...
Zasnął.

_____________________________________________________________

Wiem, że troszkę czekaliście na ten nieszczęsny, pierwszy rozdział, ale wypadek losowy zmusił mnie do czterodniowego wyjazdu nad morze. Tag więc, mam nadzieję, że się wam podoba. Kolejny rozdział już wkrótce. c:

Enjoy!
~Szczerbata

poniedziałek, 11 sierpnia 2014

Reakcje

Dodałam opcję "reakcji", a mianowicie będziecie mogli w prostszy sposób niż komentarze ocenić wpis.

Enjoy c:
~Szczerbata

Prolog

Wyspa Berk. Jakieś dziesięć dni drogi na północ od Beznadziei i rzut beretem do Zamarzniesz na Śmierć. Taki równoleżnik, gdzie wszystko równo leży. Oprócz mojej osady, która stoi. Przez dziewięć miesięcy pada tu śnieg, przez resztę grad. Żarcie jest surowe i pozbawione smaku. Ludzie jeszcze bardziej. Na szczęście są jeszcze zwierzaki. Gdzie indziej mają kucyki, względnie jakieś kanarki. A my mamy... smoki!

          Życie toczyły się tu tak jak przed trzema latami, przed śmiercią Stoika Ważkiego. I mimo tego, że minęły te przeklęte trzy lata, Czkawka nadal wieczorami wracał wspomnieniami do dawnych czasów, gdy był wolny i beztroski. Teraz jednak na głowie miał całą osadę, mnóstwo zajęć. A dlatego, że przejął władzę swego ojca i chcąc nie chcąc, został wodzem. Czy jemu się to podobało?
Na początku było ciężko. Nawet bardzo. Ale z miesiąca na miesiąc, Czkawka z pomocą babki i całej rady uczył się i szkolił się w swym fachu.  Właściwie, to nie miał nic do gadania w tej kwestii. Koniec końców się z tym pogodził.
        W kwestii życia codziennego plemienia, trochę się zmieniło. Mimo ubiegającego czasu, Wyścigi Smoków dalej cieszą się bardzo dużą popularnością. Młodzi wikingowie chętnie w nich uczestniczą, bo jak wiadomo, jest to duże wydarzenie dla całego plemienia. Wiele osób było za urozmaiceniem tych, swego rodzaju, zawodów. I właśnie całkiem niedawno, trasa została zmieniona. Teraz uczestnicy nie tylko latają nad wyspą, ale krążą również nad morzem i skałami wystającymi ponad taflą wody. 
         Smocza akademia już od dawna nie działa, bo dzisiaj wszyscy od małego potrafią latać na smokach. W tych okolicznościach arena, niegdyś służąca do treningów młodych rekrutów, jest całkiem bezużyteczna. Sprawdza się tylko wtedy, gdy organizowane są duże zgromadzenia plemienia, lecz większość tego typu zebrań odbywa się w głównej twierdzy. Świeci pustkami i czasami aż żal patrzeć, jak marnuje się takie miejsce, które w sumie mogłoby mieć jakąś ważną funkcję.
          Życie jest wesołe, mało bywa cichych wieczorów i nocy. Zawsze ktoś organizuje zabawę, albo ucztę. Raz w tygodniu urządzana jest zabawa dla wszystkich wikingów z całej wioski, gdzie tańce  trwają czasami do białego rana.
          Każdy ma swoje zajęcie. Od wykonywania sztucznych zębów dla smoków, do hodowania owiec i pieczenia chleba. Czkawka, jako wódz, czuwa nad wszystkimi razem, i tym samym nad każdym z osobna.


         Razem rzecz biorąc,wiele się zmieniło. Jednak każdy z osobna ma tu swoje miejsce. 
           
__________________________________________________________________________

To był taki mały... wstępik. Mam nadzieję, że choć trochę się Wam spodobał. :)
Będę bardzo wdzięczna za opinie i komentarze i od razu zapowiadam, że niedługo pojawi się pierwszy rozdział. ;)

Enjoy!
~ Szczerbata
         



Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}