niedziela, 30 listopada 2014

Rozdział dwudziesty piąty - "Goście zza granicy"

- Zastanawiałaś się kiedyś dlaczego niebo w nocy jest tak ciemne? - podsunąwszy sobie rękę pod głowę, Czkawka spojrzał na dziewczynę leżącą obok.
- Nie - odpowiedziała całkiem szczerze, nie odrywając wzroku od srebrzystych gwiazd jaśniejących za szybą.
Było miło, ciepło i wygodnie. Leżąc na mięlkiej skórze już od dobrej godziny całkiem zapomnieli o bożym świecie, przyglądając się tylko granatowemu niebu przez szybę, która robiła tu bardziej za obserwatorium astronomiczne Czkawki, niż zwyczajny kawałek dachu. Chłopak był szczerze zadowolony, że drogi prezent zza granicy został wykorzystany do naprawienia szkody powstałej jeszcze za czasów walk ze smokami. Zrobiła tu większy użytek, niż wstawiona w byle jakie okno, które zapewne wychodziłoby na domy w wiosce. A tak, gdy tylko pogoda pozwalała, można było podziwiać księżyc jaśniejący w pełni, gwiazdozbiory i i spadające meteoryty wraz z ich srebrzystymi ogonami. Nie było niczego przyjemniejszego od leżenia pod granatowym płaszczem usianym jaśniejącymi punkcikami, nawet zimą.
- Wydaje mi się, że na mnie pora. - Astrid podniosła się na łokciach z pleców i usiadła po turecku. Czkawka na dźwięk jej głosu obrócił głowę.
- Trochę wcześnie - mruknął  - Kto cię jeszcze dziś potrzebuje oprócz mnie?
- Dom sam się nie posprząta...
- Może i nie, ale jeden dzień nie zrobi mu różnicy - rzekł chłopak, podnosząc brew.
- Ale dziś mam nieprzepartą pokusę posprzątania mojego artystycznego nieładu. Wolę z tego korzystać, bo następna taka okazja może dopiero przyjść za miesiąc. - dziewczyna posłała mu wesołe spojrzenie i wstała, omal nie uderzając czubkiem głowy w strop. - odprowadzisz mnie, prawda?
- A mam inny wybór? - rzekł z teatralnym zrezygnowaniem na jej przesłodki uśmiech.
Zeszli szybko po schodach, narzucili grube wełniane kożuchy i wyskoczyli na zimne powietrze, którego temperatura zapewne już dawno spadła poniżej zera. Wskazująca na to para wodna wypływająca z ich ust i nosów przy każdym słowie i oddechu wyglądała bardziej jak dym albo skupiona mgła, która układała się w małe chmurki.
Z każdym błękitnym spojrzeniem ze strony dziewczyny Czkawka coraz bardziej odwlekał chwilę pożegnania, ale przecież jutro rano znów się zobaczą. Poza tym, trzeba przetrzepać dom w poszukiwaniu pierścionka i posiedzieć trochę ze Szczerbatkiem, który zapewne czuje się osamotniony.
Pocałowali się przelotnie na pożegnanie i chłopak skierował się w stronę swego domu, zacierając dłonie w skórzanych rękawiczkach. Starał się sobie przypomnieć czy uszył je w celach ochrony przed zimnem, czy przed uchronieniem od otarć i odcisków spowodowanych przez uprzęże, siodło i inne szczerbatkowe dziwactwa. Ale i tak gdzieś z tyłu wciąż zostawała niewesoła myśl o zaginionej błyskotce. Co będzie, jeśli się nie znajdzie?
O nie, Czkawka pod żadnym pozorem starał się nie dopuszczać do tak tragicznych myśli. W przyrodzie nic nie ginie, jak mawiają.
Szybko wparował do domu, rzucając Valce przelotne 'cześć' i wbiegł na górę do pomieszczenia, które przywykł nazywać swym pokojem. Poprzewalane sterty pożółkłego papieru leżącego na obszernym biurku, otwarty notes z niedokończonym szkicem Szczerbatka, a obok nieodłączny rekwizyt - ołówek węgielkowy, który umilał chłopakowi każdą chwilę nudy i pomagał szkicować nowo odkryte gatunki smoków, które zresztą mnożyły się jak chwasty w ogródku Valki. Tuż przy biurku piętrzył się, o dziwo, równy stosik starych ksiąg. Ściany zewsząd obwieszone były różnymi ozdobami w postaci uszytych  z włóczki kształtów, kilkoma małymi toporami i dużymi płótnami z malowidłami przedstawiającymi Szczerbatka. Na kredensie tuż przy łóżku nakrytym grubym futrem stała duża świeca, kępa trawy w doniczce i szkatułka. I właśnie owy przedmiot był pierwszym obiektem poszukiwań Czkawki. Bo to tutaj przetrzymywał najcenniejsze rzeczy. Otworzył wieczko z rozmachem i zaglądnął do środka, z wymalowanym na twarzy rozczarowaniem. Pierścionka nie ma.
Doskoczył do szafki, w której zwykł trzymać swoją skromnej ilości garderobę. Po kolei wyciągał każdą rzecz i przetrzepywał w powietrzu, ale nic srebrnego z nich nie wyleciało. Następnym punktem było biurko, a raczej przestrzeń pod papierami. Przerzucając pożółkłe pergaminy nerwowymi ruchami, mamrotał coś pod nosem. Schylając się, zaglądnął jeszcze pod sam mebel. Zdecydował się nawet na włożenie ręki pod kredens, a nuż kapryśny pierścionek wpadł właśnie tam? Wzdrygając się pod dotykiem kępy kurzu i pajęczyn w palce stwierdził, iż jego odwaga poszła na marne, bo po błyskotce ani śladu.
Przetrzepywał pokój przez kolejne dobre minut, ale i tak nic nie znalazł oprócz starego sztyletu, kilku par znoszonych skarpetek i zdechłej myszy.
Opadł na łóżko, wpatrując się tępo w sufit. Teraz już naprawdę miał pustkę w głowie. Zrzucił szybko kombinezon, zdmuchnął świeczkę i zatopił się w kołdrach. Zamknął oczy, starając się odepchnąć ponure myśli. Przynajmniej podczas snu pierścionek da mu na kilka godzin spokój.

***

Był mroźny, słoneczny poranek. Krystaliczne powietrze było nadzwyczaj suche i przejrzyste, ale mimo tego ludzie ochoczo krążyli po wiosce.
Czkawka jak zwykle o tej porze spał w najlepsze, śniąc o dzieciach Szczerbatka. Ze snu tym razem nie wybudziły go promienie słoneczne przebijające się przez okna, tylko stłumiony krzyk matki z dołu. Podniósł się sponad barłogu niczym poparzony i szybko zbiegł na dół.
- Co się stało, że tak krzyczysz? - spytał ospale, przeciągając się mocno z przymkniętymi oczami.
- Do brzegu dobił jakiś statek. Ludzie gadają, że to sam Hans Grzebalec - odpowiedziała kobieta sponad miski, ubijając jajka - wiesz coś może o tym?
Czkawka zamrugał kilkakrotnie i skupił się przez chwilę.
- Miał przypłynąć niedługo... - odparł lekko zaskoczonym tonem - tylko myślałem, że to 'niedługo' będzie trochę dłuższe.
- To dobrze czy źle? - spytała Valka, unosząc na niego spojrzenie.
- Czy ja wiem... chyba dobrze. - powiedział, wzruszywszy ramionami - Po prostu nie spodziewałem się go tak szybko. No nic, czas się ubrać. Nie wyskoczę przecież w samych gatkach na spotkanie z przewodniczącym Smoczej Federacji - wyszczerzył swe zęby w uśmiechu - pójdziesz ze mną?
- Na razie zostanę tutaj, zaszyty zostawię sobie na później - odpowiedziała , lekko unosząc kąciki ust i dodała ponaglająco - leć już.
Czkawka ponownie wbiegł na górę i szybko zarzucił na siebie kostium. Wypadł z domu , jakby goniło go stado Łupieżców i przemknął przez główną ulicę, w międzyczasie zauważając duży statek u brzegu. Na skrzyżowaniu o mało nie zderzył się z Astrid.
- Gdzie tak pędzisz? - spytała, unosząc brwi.
- Hans przypłynął. - odpowiedział Czkawka, wydychając powietrze ze świstem.
- Naprawdę? - zdumiała się dziewczyna - Przecież dopiero wczoraj dostałam list.
- Dziwne, prawda? - mruknął i spojrzał na nią porozumiewawczo, dodając po chwili - Pójdziesz ze mną, prawda?
- Jasne - odpowiedziała bez skrupułów - chodź.
Przeszli kilka przecznic pod ramię i dotarli do spadzistego brzegu, gdzie ku ich zdziwieniu wyczekiwali już Mieczyk, Szpadka, Śledzik i Sączysmark. No tak, tam gdzie coś się dzieje, tam również i oni.
Statek zdążył już zostać przycumowany do pomostu, gdy zza burty wyłonił się duży, potężny człowiek o dobrodusznym uśmiechu. Wyskoczył na skrzypiące belki i uśmiechnął się serdecznie do zebranych.
- Witam was, moi mili! - zakrzyknął donośnym głosem i podszedł do grupki - gdzie znajdę waszego wodza?
- Tu jestem... - odezwał się niepewnie Czkawka, od razu przykuwając uwagę mężczyzny. Hans pogładził długą, białą brodę z zamyśleniem i podszedł do chłopaka.
- A więc ty jesteś wielkim panem smoków! - odezwał się z uznaniem - wiele dobrego słyszałem o twojej wyspie. Jak udało ci się wyrobić tak dobrą opinię?
- To zasługa smoków - odparł z uśmiechem - ja tylko trochę pomogłem.
- Nieprawda - wtrąciła się Astrid z zapałem, zwracając się do mężczyzny - to dzięki niemu latamy teraz na smokach. Zapewne słyszał pan tę historię?
- Któż jej nie słyszał? Również i my na tym skorzystaliśmy - zaśmiał się srebrzyście - poza tym, nie jestem żaden pan. Mówcie mi po prostu Hans.
Nie czekając na reakcję rozmówców, zdrowo uścisnął ich dłonie.
- A więc Hans, zechcesz się może... - Czkawka urwał, wbijając wzrok w chłopaka wyskakującego właśnie ze statku.
Grzebalec odwrócił się gwałtownie, od razu zauważając podejrzliwe spojrzenie wodza.
- A to, mój kochany syn Sedrick! - uśmiechnął się do nich życzliwie, jednocześnie kładąc swoje ciężkie ramię na barkach blondyna - Nie zdążyłem wam o nim powiedzieć, ale chyba to nie sprawi problemu? Bardzo chciał, bym go zabrał ze sobą.
- Smoczych jeźdźców nigdy za wiele - powiedział Czkawka, kryjąc swoje podejrzenia wobec chłopaka i zwrócił się do niego - latasz?
- Dopiero się uczy. - Hans szybko udzielił odpowiedzi za syna, nie pozwalając mu dojść do głosu.
- Właściwie to przypłynąłem tu, by się trochę podszkolić. - powiedział chłopak niepewnym, melodyjnym głosem. Astrid dopiero teraz zauważyła jego obecność i zwróciła ku niemu swe zaciekawione spojrzenie.
- Dobrze trafiłeś - uśmiechnęła się niego szerzej niż zwykle, co Czkawka przyjął z lekkim niezadowoleniem. Jakim prawem Astrid uśmiecha się do niego tak, jak zwykła uśmiechać się do niego?
Blondyn odpowiedział jej życzliwym spojrzeniem z iskierką jakiejś szarmancji.
- Chodźcie, oprowadzimy was po wyspie! - powiedział Śledzik z wesołymi wypiekami na policzkach z nutą podniecenia w tonie. Goście i reszta grupki wesoło podążyli za nim.
A Czkawka nadal ukradkiem spoglądał na Sedricka ostrożnym wzrokiem. Przeczuwał, że będą z tego kłopoty.

____________________________________________________________________________

Dość długo czekaliście na rozdział, ponieważ znowu miałam szlaban na komputer. Pisanie po kawałkach na telefonie mnie męczyło, a dzisiaj usiadłam do komputera i napisałam większość w niecałą godzinkę. :)))
A po drugie, wchodzę na bloggera, a tu szok! 10 000 wyświetleń! Jesteście kochani ^^ 
Dziękuję, pozdrawiam i  życzę miłego poniedziałku :)) (jak to niedorzecznie brzmi :| )
Enjoy!
~Szczerbatkowa


czwartek, 20 listopada 2014

Rozdział dwudziesty czwarty - ''Akademicka rebelia"

Od kiedy Smocza Akademia została ponownie otwarta, na brzegach Berk  zaczęło pojawiać się pełno statków, w domach roiło się od gości z odległych krajów. Słowem – wyspa w pełni rozkwitała i zdobywała coraz większą sławę oraz reputację. Ponadto, Akademia otrzymała oficjalną licencję od Hansa Grzebalca (przewodniczącego rady Smoczej Federacji, dla jasności) i została wpisana do księgi Smoczych Organizacji.
A kilka miesięcy temu nikt nie pomyślał, że wznowienie akademii przyniesie aż tyle dobrych skutków.
Młody wózd jak i pozostała reszta paczki miała mnóstwo roboty przy szkoleniu nowych jeźdźców. Sztuka latania na smokach cieszyła się popularnością zarówno u dzieci jak i u dorosłych. Trzeba było mieć naprawdę spięty grafik, by każdej osobie poświęcić choć jedną godzinkę dziennie. Dzięki tej nieciekawej sytuacji Czkawka zmuszony był uciec do ostatecznego rozwiązania, jakim były treningi grupowe. (Za którymi zresztą nie przepadał). Bo jak tu znaleźć czas, jeśli chętnych było naprawdę wiele?
Obserwowanie i wydawanie prostych poleceń dorosłym amatorom było całkiem przyjemne, ale gdy na arenę wkraczała młoda hołota w wieku buntu i nienawiści do świata nie obywało się bez zdartych gardeł, obolałych nóg od biegania za smokami i bezsilnym poczuciem tracenia wiary w młode pokolenie. Tak, to ostatnie było szczególnie przytłaczające. Jak nauczyć rebelię, że smoka trzeba podrapać za lewym uchem by zwolnił, a nie za prawym? Przecież oni wiedzą najlepiej. Doświadczeni i przez życie, z hardym i przekornym światopoglądem, którego będą zapewne bronić do upadłego.
Jedno jest pewne, że młodzież była kiedyś bardziej ułożona.
Ale, jeśli 'grono pedagogiczne' (a raczej osoby, które pilnują by nikt się na treningach przypadkiem nie zabił) Smoczej Akademii ma  cokolwiek osiągnąć, musi harować od wschodu słońca do zmierzchu w nieprzystępnych warunkach. Nie było i stanowczo nie będzie innego rozwiązania.
Głowy do góry, uśmiechy na twarzy. Zapowiada się kolejny ciekawy dzień!

***

- Muszę jeszcze raz się zastanowić, dlaczego tu z tobą przyleciałam. Na wyspie jest jeden wielki chaos, a ty zawracasz mi głowę Nocną Furią! - rzuciła ze zniecierpliwieniem Astrid w stronę Czkawki, siedząc pod drzewem - czekamy tu już z godzinę, a po nim ani śladu. Dziękuję za takie wycieczki.
- Za dużo gadasz... - stwierdził, posyłając jej błagalne spojrzenie - słonko świeci, liście spadają. Ciesz się jesienią, bo niedługo zasypie nas śnieg.
- Wolę śnieg, niż spadające liście. - mruknęła z czystej przekory i wbiła wzrok w przeciwną stronę. - Mamy w pogotowiu ryby, czy Szczerbatek wszystkie zeżarł?
- Mamy, mamy... - odpowiedział chłopak, rzucając okiem na przysypiającego smoka - może zrobimy rundkę wokół wyspy?
- Niech będzie. - powiedziała od niechcenia, ale szybko odwróciła głowę w stronę gąszczu liści z której dobiegł cichutki szelest.
Szczerbatek podniósł lekko uszy, wytężając wzrok.
- Co jest? - szepnął Czkawka do smoka, jednocześnie się rozglądając.
- Może teraz ukaże się nam nasza świętość. - mruknęła Astrid, wycofując się lekko.
Złote liście znów zaszeleściły. Wyraźnie skrywały pod swoim płaszczem jakiś duży, granatowy kształt. Najpierw ostrożnie wyłonił się czubek nosa. Powoli pomiędzy krzakami przebił się różowy język, a potem cała głowa.
Smok wyglądał w tym momencie naprawdę przezabawnie, z głową przyozdobioną złocistym pióropuszem z wyraźnym zdezorientowaniem w oczach. Obydwoje cofnęli się za gruby pień drzewa, gdy Szczerbatek uważniej przyjrzał się nowo przybyłemu delikwentowi. Najpierw pomału podszedł, przekonany, że nikt go nie widzi. Jednak gdy drugi smok znacząco prychnął, Szczerbatek nabrał czujnej postawy.
Na razie nic nie wskazywało na to, by smoki były do siebie wrogo nastawione. Bogu dzięki.
Ani Astrid, ani Czkawka nie chcieli po raz drugi przeżyć ataku szaleńczych strzałów plazmą z pysków Nocnych Furii, które ostatnim razem o mały włos nie pozbawiły ich życia.
Szczerbatek lekko nachylił głowę w stronę smoka, i ukazując dziąsła, otworzył swe granatowe nozdrza. Wdychając woń osobnika, podszedł kilka kroków i usadził swe cztery litery tuż przed nim. Oznaczało to, że jego nastawienie jest jak najbardziej przyjacielskie. Drugi smok zrozumiał intencje kolegi, więc czym prędzej przystąpił do jego obwąchiwania.
- No, najtrudniejsze za nami. - mruknął cicho Czkawka do ucha dziewczyny, z ulgą przyglądając się parze Nocnych Furii.

***

- Ile razy wam powtarzałem, że smoka nie dźga się piętami! - Jeśli anielska cierpliwość Śledzika była u granic, musiało być kiepsko - One tego nie cierpią!
Chłopak rzucił wzrokiem błagającym o pomoc w stronę Czkawki, a ten w odpowiedzi zwrócił się rzeczowo do małej grupki wikingów w nastoletnim wieku.
- Chłopaki! - zakrzyknął, a ci od razu rzucili na niego swe pogardliwe spojrzenia - Jeśli chcecie się czegokolwiek nauczyć, schowajcie na chwilę dumę do kieszeni i
słuchajcie tego, co kolega do was mówi, bo może kiedyś dzięki temu nie stracicie żywota. Zawsze zamiast was możemy wziąć inną grupkę, która naprawdę chce się czegoś nauczyć.  - Czkawka poniósł chytro brwii na widok lekko zdezorientowanych min rebelii. 
Przez resztę treningu nie mieli już nic do powiedzenia, niczym potulne baranki latali wokół areny, sprawiając duży uśmiech satysfakcji na twarzy Śledzika.
- Widzisz, młodzież też trzeba tresować. Jak smoki. - mruknął do niego Czkawka, uśmiechając się lekko z rozbawieniem. 
Wszyscy zdążyli sobie odmrozić nosy, palce i stopy, więc w końcu trening ku uciesze młodych dobiegł końca.
Na dworze było już całkiem ciemno i zimno. Tylko księżyc niewinnie przebijał się przez warstwy szarych chmur, które niechybnie zwiastowały kolejną deszczową noc. Teraz czekano tylko na to, aż kropelki wody zmienią się w lodowe płatki i Berk pokryje gruba, puszysta warstwa śniegu, która zapewne nie zniknie już do wiosny. O tak, zimy na Berk były wyjątkowo surowe, lecz na szczęście mieszkańcy wyspy zdołali przywyknąć. W końcu, czy mieli inny wybór? 
Mimo tego, że Wandale byli odporni na tęgi mróz, Czkawka miał na dzisiaj serdecznie dość lodowatego wiatru i mgły. Jedyne o czym teraz marzył to ciepła kąpiel i łóżko. Chwycił się za swój nos skostniałymi palcami, w celu ogrzania bezbronnej części ciała. Dlaczego nikt nie wymyślił rękawiczek lub futer na nos?
Z tą okropną myślą zaczął iść przed siebie, zamykając po drodze właz na arenę. Przeszedł przez kładkę, gdy ktoś chwycił go za ramię.
- Czkawka, zaczekaj chwilę - z ciemnej otchłani wyłoniła się Astrid z ciepłym uśmiechem na twarzy - w końcu cię złapałam.
Dziewczyna zawiesiła się na jego szyi i cmoknęła w usta, pozwalając mu na chwilę zapomnieć o chłodzie. 
- Dostałam dzisiaj kolejny list, przyjęli mnie do Zębatego Stowarzyszenia! Ogólnie, miałam dziś masę roboty z wypełnianiem formularzy, musiałam załatwić papiery dla Wichurki i na dodatek poleciałam z bliźniakami do Sanktuarium. Sieroty się zgubiły i ich szukać musiałam. A gdy już  wróciłam do domu zastałam na moim stole kolejny list. Zgadnij od kogo? Od Hansa Grzebalca! - Astrid nawet nie zrobiła przerwy by dać Czkawce chwilkę na zastanowienie, tylko dalej trajkotała z rumieńcami na policzkach - Napisał, że wpadnie do nas niebawem. Zastanawiam się tylko, dlaczego napisał do mnie, a nie do ciebie? Może po prostu wolał przekazać to mi, bo mnie już mniej więcej zna. A tobie jak dzisiaj poszło? Tak w ogóle, to masz czerwony nos. - Astrid uśmiechnęła się do niego szeroko i oplotła jego skostniałe palce swoimi dłońmi opatulonymi w puchate rękawiczki.
- No, tak sobie. Było ciężko, ale daliśmy radę. - odpowiedział Czkawka, niechętnie wspominając dzisiejszy dzień. Spojrzał w jej wesołe oczy i uśmiechnął się mimowolnie. 
- Obiecuję ci, że jutro już przyjdę na arenę. Tylko dziś miałam taki szalony dzień. - zaśmiała się delikatnie dziewczyna - było aż tak źle beze mnie?
- Nawet gorzej. Chodź na kolację. - Czkawka ujął ją pod łokieć i pociągnął w stronę pomarańczowych pochodni w głębi wioski.
Jak to dobrze mieć osobę, której uśmiech spędza wszystkie nieprzyjemne myśli z umysłu i sprawia, że choć wieczór pod koniec okropnego dnia może być przyjemny. 

_____________________________________

Dzisiaj postanowiłam, że rozdziały będą znacznie dłuższe. Doszłam do tego, że musi być i jakość i ilość. :} Mam nadzieję, że rozdział się spodobał. ^^ Staram się wciskać w miarę dużo hiccstrid, bo sama mam do nich słabość. :))
Jeszcze jedna sprawa - planuję wprowadzić nowego bohatera. Jakiego - zobaczycie za tydzień(bo na taki czas planuję napisać kolejny rozdział) :} 
Znowu z przepraszam za niewyśrodkowany tekst, literówki i tym podobne, ale znowu piszę z telefonu. ;-;
Tak czy owak, życzę miłego (i ciemnego) wieczoru! :3

Enjoy!
~Szczerbatkowa





piątek, 14 listopada 2014

Rozdział dwudziesty trzeci - "Rozmowy"

Czkawka zapukał do drzwi. Zimne powietrze dawało się we znaki, a drzwi się nie otwierały. Zapukał więc raz jeszcze, mocniej, gdy ostry wiatr wpełzł mu pod futrzasty kaptur.
- Już, już idę! - z wnętrza dobiegł melodyjny, stłumiony głos. Astrid szybko wychyliła głowę Zza progu, wpuszczając go do środka.
- Co cię przygnało w taką zimnicę? - spytała, siadając przy stole - nie miałeś pomagać Pyskaczowi z kuźni?
- Miałem, ale ulotniłem się przedwcześnie.
- Bo...? - blondynka uniosła pytająco brwi.
- Sam mnie do tego zmusił. Nalegał, żebyśmy polecieli na wyspę Śliskokrzaków. - odpowiedział chłopak, siadając na przeciwko.
- Powiedziałeś mu? - dziewczyna poderwała na niego wzrok sponad kawałka pergaminu.
- Samo jakoś wyszło... - mruknął niemrawo.
Dziewczyna spojrzała na niego krzywo.
- No co? - obruszył się, nie do końca chętny wyznać, iż to on sprowadził rozmowę z Pyskaczem na te tory.
- Czkawka... - Astrid przechyliła głowę, patrząc na niego błagającym spojrzeniem.
- Eh, sam napomniałem o tym w rozmowie. - powiedział  ze zrezygnowaniem w głosie. - potrafisz z człowieka wyciągnąć wszystko. Czasami mam wrażenie, że lekko nadużywasz tej swojej siły woli. - powiedział z nutką rozbawienia w głosie
Ona pokręciła tylko głową z lekkim uśmiechem.
- Przeszkadzam ci? - spytał, dopiero teraz zauważając pożółkły pergamin leżący u jej dłoni.
- Nie.. Właściwie czytałam tylko list od Smoczej Federacji, z samego Rammardu. Otrzymali moje papiery, czekam tylko na zatwierdzenie. - odpowiedziała głosem tym razem przepełnionym dumą.
- No to gratuluję serdecznie. Nie codziennie otrzymuje się list od głównego przewodniczącego rady.  - odpowiedział, promieniąc się do blondynki.
Popatrzyła na niego badawczo.
- Co? - spytał niepewnie po chwili milczenia, podczas gdy dziewczyna nadal świdrowała go wzrokiem.
- Nic. - oderwała od niego wzrok, wstając od stołu.
Podchodząc do kredensu, chwyciła garnek i nalała do niego wody w celu zaparzenia ziół
- Polecisz ze mną na wyspę? - rzekł Czkawka do jej pleców.
- Jeśli ładnie poprosisz... - odpowiedziała, uśmiechając się do niego wdzięcznie przez ramię.
Chłopak jak na komendę wstał od stołu i podszedł do Astrid, chwytając ją za rękę. Obróciwszy ją ku sobie, objął w talii.
- Bardzo ładnie proszę. - Czkawka spojrzał na nią chytro. Ta już nabrała powietrza w płuca, ale zanim zdążyła wypowiedzieć jakiekolwiek słowa sprzeciwu, chłopak zatkał jej usta długim, soczystym buziakiem.

***

Gęsty zagajnik. Mimo słonecznej pogody, całkiem ciemny. Drzewa powalone, omszałe, grube konary sprawiały, że cały krajobraz nabierał tajemniczej atmosfery wiszącej w lekko zamglonym powietrzu.
Mirilla wpatrywała się niemo w twarz Morguna, jakby chciała wyczytać coś z jego umysłu.
- Nie podziękujesz mi? - wychrypiał z grymasem na pociętej bliznami twarzy,przerywając ciszę.
- Za co? - odpowiedziała  pytaniem na pytanie opryskliwie.
- Dagur jest zbyt dużym tchórzem, by wysłać Czkawce list.
- To ty to zrobiłeś? - rzekła tonem odkrywcy. Nie takiego obrotu sprawy się spodziewała. - skąd wiedziałeś?
- Mam swoje źródła - odpowiedział wymijająco.
- W takim razie dlaczego nie przylecieliście mi na ratunek tylko zrzuciliście robotę na Czkawkę? - spytała zgryźliwie.
- To by było zbyt ryzykowne. Wolałem nie rzucać się w ogień, a z Dagurem rozprawić przy innej okazji. - powiedział hardo, choć dla Miris była to kolejna nic nie znacząca wymówka. Zdążyła pogodzić się z prawdą, że Morgun ma ją w głębokim poważaniu.
- Po prostu powiedz, że ci się nie chciało. - mruknęła, spoglądając na niego ze znudzonym zrezygnowaniem.
- Po co mam sobie brudzić ręce krwią, skoro może to zrobić wódz Berk? - spytał z wyraźnym szyderstwem w głosie.
- No tak, po co. - powtórzyła po nim głucho i dodała po chwili namysłu - I właśnie dlatego nie możesz dojść do władzy. Nic ci się nie chce. Marnujesz okazje, które przelatują ci przed nosem, a gdy się budzisz, jest za późno. Nie będę się dziwiła, gdy twoje doskonałe plany ponownie nie wypalą. I znowu stoczysz się w dół i zaczniesz szukać kolejnego frajera jak ja. Mam nadzieję, że nie znajdziesz. I po tym wszystkim zrozumiesz swoje błędy, staniesz się nikim. Życzę ci tego z całego serca. Widzimy się niebawem, na razie.
Miris szybko czmychnęła wgłąb lasu, zanim Dagur pojął sens wszystkich słów wypowiedzianych w jego stronę.

__________________________________________________________________________

No cóż, rozdział długością nie grzeszy, ale wydaje mi się, że jest całkiem ok.
Głupi tytuł, bo w sumie nic innego nie pasowało. ;-;
Właśnie złapała mnie jesienna chandra... ech, ta ciemność za oknem o 17.00. |: 
Cóż, pokrzepiam się myślą, że za równy miesiąc moje urodzinki, a za 41 dni... święta! ^^

Enjoy!
~Szczerbatkowa

czwartek, 13 listopada 2014

Podsumowanie ankiety!

Dwutygodniowa ankieta w końcu się zakończyła i z radością pragnę ogłosić, iż wzięło w niej aż 29 osób, a co za tym idzie, mam około 30 czytelników! ♥
Chciałam Wam ogromnie podziękować, że zmarnowaliście 5 sekund na kliknięcie w tej ankiecie. Teraz przynajmniej wiem, że ktoś jednak docenia moje bazgrołki. ^^
Chociaż ponad połowa z Was ogranicza się do czytania, a mała garstka osób zawsze stara się komentować i tak zrobiło mi się miło i ciepło na sercu. :}
Dobra, koniec tego słodzenia. Tak czy owak, DZIĘKUJĘ! ^^

Pozdrawiam gorąco :))
~Szczerbatkowa 

wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział dwudziesty drugi - "Szyszki"

Astrid powoli otworzyła oczy, czując na ramieniu delikatne łaskotki. Przekręciła głowę, przerzucając swój zepsuty przez noc warkocz i uniosła się sponad kołder.
Zasłony w zaciemnionym pokoju były dokładnie zasunięte, więc jak tu ocenić godzinę?
Dziewczyna stawiając nogi na skrzypiącym drewnie narzuciła cienkie futro na koszulę nocną. Od razu gdy uchyliła drzwi od sypialni, dopłynął do niej smaczny zapach jajecznicy na wędzonym mięsie.
Oczekując widoku Czkawki przy palenisku, weszła do kuchni i przeciągnęła się mocno.
- Dzień dobry wszystkim - sapnęła z ospałym uśmiechem, spoglądając na Valkę - cóż tak pięknie pachnie?
- Zazdroszczę ci, że niebawem będziesz go miała u siebie w domu! - uśmiechnęła się chytro Valka i westchnęła teatralnie - co ja będę jeść?
- Będziesz jeść u nas. - odpowiedział znad blatu Czkawka, spoglądając na nią ostrzegawczo.
Astrid ledwo zastanowiła się nad sensem słów "u siebie w domu" i "jeść u nas", ale jej nierozbudzony mózg zdobył się tylko na polecenie uśmiechnięcia się z przymkniętymi oczami. Wypowiedziane przez nich zdania wypuściła drugim uchem, bowiem teraz myślała tylko o jajecznicy. Podeszła do blatu i otworzyła szafkę w zamiarze rozłożenia talerzy. Przeszkodził jej w tym chłopak, przyciągając ją do siebie.
- Jak ci spało w moim twardym łóżku? - spytał z nutką rozbawienia w głosie.
- Całkiem dobrze. Jajecznica ci się przypala. - cmoknąwszy go w nos, wyrwała się z uśmiechem z objęć.
- Mirilla wspominała coś o swoim wczorajszym cudownym uzdrowieniu? - Czkawka zwrócił się do matki, ściągając patelnię z płyty.
- Tak, sama się jej spytałam - odpowiedziała kobieta, opierając się łokciem o krawędź stołu - opowiedziała mi nieco o tym. Nie powiem, byłam pod wrażeniem jej zasobów wiedzy.
- Jeśli uczyła ją sama szamanka, to chyba dość oczywiste...
- Mimo tego, ukłuło to moją ambicję. - zaśmiała się do siebie - dwadzieścia lat ze smokami, a nie wiedziałam takich rzeczy!
- Za to na pewno wiesz, jak łatwo ogłupić smoka. - odparł z pokrzepiającym uśmiechem, podchodząc z parującą zawartością na patelni - dużo czy mało?
- Mało, wczoraj nieźle się najadłam.
- Chwila... a co było wczoraj? - spytała szybko Astrid, nie do końca pewna swoich wspomnień.
- Chyba powinnaś pamiętać, że wczoraj było ognisko. Aż tak dużo nie wypiłaś... - zarechotał Czkawka, podsuwając jej talerz.
- Bardzo śmieszne. - odpowiedziała z przekąsem, zatapiając wykrzywiony widelec w żółtej papce - Po prostu się jeszcze nie rozbudziłam, ot co. W ogóle to nie wiem, co mnie skłoniło, by spędzić tu dzisiejszą noc...
- On ma niezwykły dar przekonywania, nie od dziś to wiemy.  -  mruknęła kobieta, patrząc z rozbawieniem na syna. Jakby chciała go poczochrać po kudłatej głowie, ale przeszkadzał jej kawałek stołu, który ich dzielił.
- Tak, tak... - odpowiedział ze znudzeniem i odezwał się po chwili - wiecie co? Od wczoraj męczy mnie jedna sprawa. Macie może jakieś kreatywne pomysły, skąd u Szczerbatka znalazła się żywica?
Pytanie tak niemal oczywiste, a wprawiło pozostałą dwójkę we wspólne zaskoczenie. Właściwie nikt się nad tym nie zastanawiał, nie było dość czasu.
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to szyszki. - rzekła po chwili zastanowienia Valka, z wzrokiem wbitym w posępną twarz syna - nie ma chyba innej możliwości.
Czkawka przeniósł wzrok na Astrid, która w potwierdzeniu kiwnęła głową.
- A skąd ... - chłopak urwał i podniósł brwi w olśnieniu, jakby wpadł na pomysł odnowienia gatunku Nocnej Furii - już wiem!
- Co? - spytała z niepewnością w głosie Valka, oczekując szybkich wyjaśnień nagłego przypływu wiedzy.
- Masz rację, to były szyszki. Gdy odlatywaliśmy, pod nogami Szczerbatka leżało kilka. Wtedy szybko to pominąłem, bo nie było czasu na zastanowienia... ale, mamo, to może być chyba przełomem do naszej zagadki.
- Otóż to. - kiwnęła kobieta głową, jednak dalej miała wyczekujący wyraz twarzy - Lecz jak wytłumaczymy szyszki akurat w tym miejscu?
- Może po prostu sobie leżały. To chyba nie jest nic dziwnego. - wtrąciła się Astrid, wzruszając ramionami.
- O nie, na wyspie Łupieżców nie rosną iglaki. - odpowiedział szybko Czkawka.
- Po co Dagur miałby truć Szczerbatka? - powiedziała Valka, jak gdyby wyprzedziła myśli chłopaka.
- No właśnie. - mruknął, unosząc lekko brwi. - Dobre pytanie.

***

Ogień buchał znad paleniska, ale nie na tyle mocno, by można było ogrzać żelazo. Pyskacz kilka razy mocno nacisnął miech, po czym położył wyszczerbione miecze na rozgrzanym węglu.
- I powiedz mi, jak tu znaleźć czas? - zakrzyknął Czkawka przez ramię, wbijając gwoździe w tarczę - mam tyle zajęć, że coraz trudniej znaleźć mi czas na polatanie na Szczerbatku, lub chociaż spokojną chwilę w towarzystwie Astrid - spojrzał na wymowną minę wąsacza i dodał z przekąsem - albo kogokolwiek innego. Dlaczego to wszystko stało się tak wcześnie?
- Tylko nie zrzucaj winy na ojca... - odpowiedział skrzypiącym głosem Pyskacz - on ma najmniej winy w tym wszystkim.
- A czy ja coś takiego powiedziałem? - obruszył się chłopak - Po prostu podsumowuję, jaka jest sytuacja. A ty mi jeszcze mówisz, bym leciał na wyspę Śliskokrzaków by przyjrzeć się tej Nocnej Furii. 
- Przecież ci nie każę. - obrócił się ku niemu ze skrzywionym wyrazem twarzy - zresztą obydwoje wiemy...
- Jesteś jedną z niewielu osób, które o tym wiedzą. I wiesz, zaczynam żałować, że w ogóle o tym wspomniałem. - westchnął głęboko Czkawka, przypominając sobie ni z tego ni z owego bliźniaki. Że też pech chciał i Mieczyk i Szpadka musieli się o tym dowiedzieć.
- Widzę, że jesteś nieco uczulony na ten temat. Już milczę. - Pyskacz ze zrezygnowaniem zdecydował się zakończyć rozmowę, która i tak do niczego nie prowadziła. Przełożył rozgrzane żelazo ciężkimi szczypcami i chwycił w dłoń młotek.
- A właśnie... - chłopak położywszy tarczę na blacie, podszedł bliżej mężczyzny - mam jedną sprawę.
Pyskacz wyczuł niepewność w jego głosie, która świadczyła o tym, że sprawa jest nieco delikatniejsza, ale równie dużej wagi.
- Mów, nie krępuj się! - klepnął go zdrowo w ramię, jednocześnie lekko wybijając z równowagi.
Czkawka zaczął świdrować go spojrzeniem, ale nie udało mu się przekazać wiadomości telepatycznie.
- Nie znalazłeś gdzieś pierścionka? - wydusił z siebie wreszcie, a na jego twarz wstąpił ledwo widoczny rumiany odcień. 
- Pierścionka? - Pyskacz podniósł brwi z zdumieniu.
- No... tak. Taki srebrny, z niebieskim kamieniem. - odpowiedział szybko chłopak, siląc się na obojętny ton. 
- Niestety, ale nie. To dla Astrid? - spytał pomimo tego, że znał odpowiedź. Siląc się na zachowanie powagi, oczekiwał na jego reakcję .
Czkawka kiwnął tylko głową, wdzięczny Pyskaczowi za jego jasny umysł. Naturalnie, nie miał ochoty na wypowiadanie kolejnych krępujących dla niego słów. 
- Dobrze, to ja już pójdę. Polecę na tą wyspę. - powiedział po chwili niezręcznej ciszy, wypełnionej tylko wymianą spojrzeń. Skinął mężczyźnie na pożegnanie i szybkim krokiem wyszedł z kuźni. 

__________________________________________________________________________

Wiem, taki wymowny, oryginalny tytuł. 
Mnie się osobiście tak średnio podoba ten rozdział, ale pierwsza część generalnie miała na celu wyjaśnienia powodu choroby Szczerbatka, żeby nie było wątpliwości. Reszta to w sumie taka gadka szmatka... no cóż, nie jestem zbyt dumna. xD
Tak czy owak, posuwamy się do przodu, yay! :}
Podziękowania, bla bla...
Dziękuję za opinie odnośnie wyglądu. :3
Dziękuję za 9000 wyświetleń. ♡‎
Dziękuję za oddane głosy w ankiecie, której podsumowanie będzie jutro lub pojutrze. :}
Koniec podziękowań.

A jutro do szkoły, buu :<
No, to chyba tyle. 
Paa! ♡

Enjoy!
~Szczerbatkowa

niedziela, 9 listopada 2014

Nowy wygląd!

I jak, podoba Wam się?
Szczerze mówiąc tamten już lekko mnie nudził, a chciałam zrobić coś nowego, więc oto jest. :}
Piszcie swoje opinie albo zaznaczajcie w reakcjach! c:

Enjoy!
~Szczerbatkowa

Ps. Jeśli by Wam się nie spodobał, mogę zmienić na stary |:

sobota, 8 listopada 2014

Rozdział dwudziesty pierwszy - "Pierścionek"

Rozdział dedykuję Crazy Dream, która wpadła na ten genialny bieg wydarzeń. :D

Smark zapukał raz i drugi, opowiedziała mu tylko cisza. Z oddali dało się już słyszeć muzykę i gwar na ogniska, co jeszcze bardziej go wzburzyło. Nie był na tyle błyskotliwy, by sprawdzić, czy Czkawka przypadkiem nie poszedł już na zabawę. Cóż, nie wszystkich matka natura obdarzyła bogatym intelektem.
Chłopak nacisnął w końcu klamkę, a drzwi ku jego zdziwieniu, uchyliły się łagodnie pod naporem.
- O, otwarte. - zdziwił się na głos i wychylił się za próg, stwierdzając, że w domu nikogo nie ma. Wszedł z lekką niepewnością.
- Czkawka? - zawołał ze zmieszaniem - jesteś tu?
Nie wiadomo, jakiej odpowiedzi oczekiwał Smark, ale meble i ściany nadal stały w miejscu. Chcąc nie chcąc, opadł na coś w rodzaju tapczanu niedaleko drzwi, postanawiając, że poczeka. A nuż Czkawka za chwilkę wróci?
Splótł dłonie i położył je na brzuchu niczym mnich. Rozglądając się po mieszkaniu, zagwizdał beztrosko. Przyglądając się bordowym paskom wyszytym na miękkich, wypchanych owczą wełną poduszkach, niecierpliwił się coraz bardziej. Jego mięśnie po kilku minutach zapragnęły ponownego ruchu, więc poderwał się gwałtownie do góry. Coraz mocniej utrwalał się w swym przekonaniu, iż czekanie w izbie nie ma najmniejszego sensu.
Krążąc wolnymi kroczkami dookoła pomieszczenia, wpatrywał się z niemałym zainteresowaniem w stronę pozostawionego talerza z resztką ryby. Kiszki grały marsza, więc siła wyższa skłoniła go do dyskretnego połknięcia zimnego kawałka upieczonego mięska.
Smark oblizał się smakowicie, gdy poczuł coś twardego pod podeszwą. Podniósł tylko brwi w lekkim zdziwieniu, ale nie potrzebował wiele czasu, by zbagatelizować owy fakt.
Westchnął głęboko i zrezygnowanie wyszedł z izby, usprawiedliwiając się, iż miał dobre chęci. A to, że Czkawka się nie pojawił to... jego problem?
Tak czy owak, wywołało to u niego lekkie poczucie winy, więc chłopak z delikatnym speszeniem opuścił werandę i wkroczył na kamienną uliczkę. Przemierzając krótką długość szybkim krokiem wpadł na plac oświetlony pomarańczowym światłem ognia. Wokół stały pochodnie, porozwieszane lampy. A na środku buchało ognisko, z którego czerwone iskierki unosiły się w czarne niebo.
Krajobraz niczym z bajki, jak gdyby z uroczystego pożegnania jesieni.
- Smarkuś! - Mieczyk rozchylił ku niemu ramiona niczym stęskniona matka, szczerząc się w szerokim u śmiechu - gdzieś ty był? Siadaj tu z nami i opowiadaj!
Mieczyk zatoczył się, chwytając Smarka za grube ramię. Podeszli szybko do ławy i usiedli wśród całej reszty grupy. Chłopak rozglądnął się po otaczających go twarzach i stwierdził, że tylko on jedyny nie wychylił kufla grzanego piwa.
- Chłopaki, nie wiecie, gdzie się podział Czkawka? - spytał ni z tego ni z owego, wywołując zaskoczenie u pozostałych.
- Czkawka, racja! - Szpadka przyłożyła palec do skroni - poszedł gdzieś chyba...
- Poszedł gdzieś z Astrid. W okolice lasu, kto ich tam wie... - wtrąciła się znudzonym głosem Miris.
- Poszli do lasu... - Szpadka poruszyła znacząco brwiami, chwiejąc się na boki.
- No wiesz co... - mruknął Śledzik, lekko zarumieniony, spoglądając z niesmakiem na dziewczynę.
Ta tylko zarechotała.
- Dobra, idę coś zagrać... - westchnął Eret, jeszcze przy zdrowych zmysłach - jakoś tu drętwo.
- Idź, idź - powiedział Smark pośpieszająco, nachylając się nad pełnym kuflem - i my potańczymy...
Już po chwili pośród tłumu rozbrzmiała żywa muzyka, która porwała wszystkich do tańca.
Między podrygującym w rytm intstrumentów tłokiem przepchał się Czkawka wraz z Astrid i usiedli na krańcu ławy.
- Są nasze gołąbeczki! - wykrzyknęła zawodzącym tonem Szpadka - wrócili z lasu!
Astrid łypnęła na nią groźnym wzrokiem.
Ta spuściła spojrzenie, ale nadal kontynuowała.
- Smark was szukał, ale teraz to on zniknął. - rozglądnęła się wokół - gdzież on polazł, kto to wie? 
- Może do lasu? - spytał Mieczyk z szerokim uśmiechem na twarzy, wywołując synchroniczny wybuch rechotu pozostałych przy stole.
- To takie śmieszne, doprawdy. - mruknął Czkawka mierząc ich wzrokiem pełnym politowania - znowu za dużo wypiliście.
- Ja nie. -odezwał się Śledzik cienkim głosem - tylko jeden kufel. A oni chyba z pięć.
- Co ty na to, by potańczyć? - zaproponował Czkawka, spoglądając na blondynkę - rozgrzejemy się i przy okazji nie będziemy musieli wysłuchiwać ich inteligentnych rozmów.
- Zgoda. To ostatnie mi się bardziej podoba... - zaśmiała się lekko Astrid, spoglądając w jego radosne oczy.
I tak spędzili resztę wieczoru, na przemian tańcząc, rozmawiając i jedząc. 
Ognisko było nadzwyczajne. Zimne, lecz ciepłe i przyjemne. Zważając na fakt, iż jest to ostatnia w tym roku tego typu zabawa wszyscy korzystali jak tylko mogli. 
Minęło im to nader szybko, gdy zmęczenie zaczęło wpełzać do ich umysłów i ciał wykończonych szaleńczymi tańcami. Jak z nieba, spadł jeden z najwolniejszych utworów z repertuaru.
- Już czas, czy jeszcze raz zatańczymy? - spytał Czkawka, ujmując dziewczynę za rękę.
- Ostatni raz w tym roku i później możemy iść. - Astrid splotła dłonie na jego szyi i przysunęła się bliżej, a ten objął ją m ramionami w talii. Cudowna muzyka, ognisko, trzaskające drewno, gwiazdy na niebie i księżyc sprawiły, że ta chwila stała się jeszcze bardziej magiczna niż mogła się wydawać.
- Przenocujesz dziś u mnie, zgoda? - Czkawka nachylił się, by zagląnąć w jej błekitne oczy.
- Jak sobie życzysz. - odpowiedziała z lekkim śmiechem, zaplatając palce w jego czuprynę.

***

Ognisko pomału przygasało, a Smark, Mieczyk, Szpadka i cała reszta bawiła się znakomicie. Zresztą nie tylko oni. Ponad połowa wioski zamiast chrapać smacznie w łóżkach miała jeszcze siłę śpiewać, krzyczeć i tańczyć, ignorując zdarte do granic gardło i obolałe nogi.
- Wznieśmy toast panowie i panie. Za ostatnie ognisko! - Smark wskoczył na stół i uniósł kufel. 
- Za ostatnie ognisko! - odpowiedziała reszta chórem i wypiła porządny łyk złotego napoju. 
Muzyka znów nabrała tempa. Smark zaczął wywijać nogami na stole wraz ze Szpadką. W bok i w przód i w tył i w bok!
Wprost z podeszwy Smarka, coś jakby zabłyszczało w powietrzu i uderzyło z cichym brzdękiem o blat drewnianej ławy. 
Nikt nie zwrócił na to uwagi.
Oprócz Miris, której błyszczący przedmiot upadł tuż przed nosem. Dziewczyna w zdumieniu podniosła brwii i chwyciła delikatnie pierścionek. Obróciła go w palcach, przygląc się srebnej oprawce z zaciekawieniem. Jej szczególną uwagę przykuł nieduży, przezroczysty, błekitny kamień, osadzony na środku i połyskujący metal dookoła wyrzeźbiony w kształcie malutkich , zawiniętych gałązek. Całość była tak  mała a zarazem dokładna, piękna i niesamowita. Miris zacisnęła dłoń na pierścionku i obracając się wokół, dysktetnie wrzuciła go do kieszeni.


____________________________________________________________________


Jest już solidnie po 1:00 a ja dopiero skończyłam. Ta końcówka taka nieudana, bo mój mózg jest przegrzany do granic. |:
Pisałam z telefonu więc z góry przepraszam za literówki, niewyśrodkowany tekst i inne pierdoły z tego gatunku. ;___;
Jeszcze raz wielkie podziękowania dla Crazy Dream, bo to dzięki niej rozdział wygląda tak a nie inaczej. :D
Mam nadzieję, że się wam spodobał :)))
Zostawcie komentarze, zwalczcie swe lenistwo! :}
*Idę spać, dobranoc(: *

Enjoy! 
Szczerbatkowa :3

sobota, 1 listopada 2014

Ankieta

Witajcie!
Piszę do Was, by poinformować o małej ankiecie, która znalazła się obok, po prawej stronie. Prosiłabym każdego o zaznaczenie jednej z trzech możliwych odpowiedzi zgodnie z prawdą, chcę tylko wiedzieć, ile Was jest. :D To zajmie Wam dosłownie pięć sekund, a dla mnie wiele to znaczy.

Z pozdrowieniami
~Szczerbatkowa
Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}