wtorek, 22 września 2015

Rozdział czterdziesty

Było już całkiem ciemno. Migoczące pochodnie porozstawiane na ulicach dawały blade poświaty, ledwo paląc się w wilgotnym, mglistym powietrzu. Astrid zeskoczyła ze Szczerbatka i uchyliła drzwi do ciemnego, drewnianego boksu i wpuściła smoka, wchodząc tuż za nim.
- I co o niej myślisz? - dziewczyna spojrzała na jego wesołe oczy z uniesioną brwią, na co ten zamruczał dźwięcznie z entuzjazmem. - Też tak sądzę.
Blondynka ledwo dojrzała w ciemności uprząż, którą miała zamiar odpiąć. Chwyciła mocny pasek skóry i wyswobodziła go z uścisku klamerki, a następnie zsunęła siodło, odpinając jeszcze kilka pasków. (Na Thora, po co on zamontował tu tyle tego wszystkiego?)
- No, chyba wszystko. - westchnęła, otrzepując się z symbolicznego kurzu. - Dobranoc Szczerbku, śpij dobrze. - Dziewczyna odwróciła się od smoka i uchyliła drzwi. Mimo tego, że znajdowała się już na zewnątrz, nadal niewiele widziała. Ruszyła niepewnie do przodu, lecz nim zdążyła usłyszeć kroki, wpadła na jakiegoś wikinga i zachwiała się lekko na nogach. Uniosła spojrzenie w tym czasie, w którym zrobił to drugi sprawca zderzenia i uniosła delikatnie brwi. Nawet w ciemności poznała zielone oczy, które teraz uważnie na nią patrzyły. Stali tak blisko siebie, że Astrid czuła na policzku jego ciepły oddech, który był znacznie przyjemniejszy od smagającego wiatru. Dziewczyna przygryzła wargę, wyminęła bruneta i czym prędzej ruszyła przed siebie. 

***

Na placu panował gwar i lekkie zamieszanie. Wikingowie przemieszczali się we wszystkie strony, a
w powietrzu czuć było lekkie podniecenie i odświętny klimat. Kiedy wódz w końcu pojawił się wśród tłumu, wrzawa lekko ucichła. 
Czkawka przeszedł przez plac i stanął przy mównicy, biorąc głęboki oddech.  
- Czy ktoś nie wie, po co się tu zebraliśmy? - Spytał donośnym głosem, obrzucając wzrokiem zgromadzonych. 
- Ja, ja! - krzyknął Mieczyk wśród tłumu, na co jego siostra od razu zareagowała mocnym łupnięciem w jego czaszkę. 
- Kretyn... 
- Dobrze, jeśli tak, poczekamy na główną zainteresowaną. - oznajmił brunet i rozglądnął się dookoła, szukając w tłumie Mirilli. Zamiast tego dostrzegł blondynkę, a żołądek związał mu się w kokardkę. Jak duży dystans będzie musiał pokazać względem Miris, by Astrid nie była wściekła?
Chłopak szybko odgonił myśli i dostrzegł przepychającą się przez wikingów brunetkę, uśmiechającą się od ucha do ucha. Zauważając wodza, przyśpieszyła kroku i jednocześnie uciszyła tłum do cichych poszeptywań. 
Czkawka zszedł z podestu, stając na przeciwko dziewczyny. 
- Cześć. - powiedziała cicho i uniosła na niego wzrok. - Denerwuję się. 
- Nie ma czym. Dwie minuty i po wszystkim. - uśmiechnął się lekko. - Nie zwracaj uwagi na Mieczyka, a będzie dobrze. 
Dziewczyna zaśmiała się nerwowo i obróciła się ku tłumowi, faktycznie czując lekkie motyle w brzuchu. 
- To do lewej ręki - Czkawka wepchnął jej w dłoń brzęczącą sakiewkę - Prawa ręka na księgę.
- Co to takiego? - spytała pół szeptem, wskazując na brązowy materiał, wypełniony czymś ciężkim.
- Złote monety. Ze smoczych pazurów. - na tę odpowiedź Mirilla uniosła wysoko brwi. Czkawka uprzedził ją lekkim rozbawieniem, nim zdążyła się ponownie odezwać. - Nie pytaj, nie wiem, jak to zrobili.
Brunetka wzięła głęboki oddech, czekając, aż Czkawka rozwinie gruby pergamin z przysięgą, wykaligrafowaną smukłymi i pozawijanymi literkami. Prawą dłoń położyła na skórzanej okładce grubej księgi, zaciskając lekko palce drugiej ręki na sakiewce. Wzięła głęboki oddech i zaczęła powolnie czytać tekst.
- Ja, Mirilla Illand - zatrzymała się na chwilkę - w obliczu Odyna, bóstwa najwyższego oraz zgromadzonego ludu, przysięgam spełniać wszystkie obowiązki należące do przykładnego mieszkańca Berk, a także postępować według norm nakazanych przez zwyczaje, obyczaje i tradycje. Przysięgam.. - urywając w pół zdania, zachwiała się lekko, przytknęła dłoń do skroni, a po chwili wlokącej się w nieskończoność i osunęła się bezwładnie, powodując pomruk grozy u mężczyzn oraz przerażone, zlęknione krzyki kobiet zgromadzonych na placu. Dziewczyna, lądując w ramionach mocno zaskoczonego wodza, odepchnęła go lekko w tył. Twarz Czkawki przybrała kolor zbliżony do kredy, a włosy zjeżyły się lekko na głowie.
- Miris, słyszysz mnie? - spytał, wbijając wzrok w jej nieruchomą twarz i drgające powieki - Miris? - spojrzał na jej klatkę piersiową, która miarowo unosiła się i opadała. Oddychała, Bogu dzięki.
- Spokojnie, tylko zemdlała - zwrócił się do ludu, przykucając z dziewczyną na ziemi - za chwilę się ocknie! - zwrócił się ponownie do nieprzytomnej dziewczyny - Halo, Miris? Mówię do ciebie, słyszysz mnie? - wódz otarł czoło i ułożył głowę brunetki na swoim kolanie, a tułów i nogi na twardym podłożu. Rozglądnął się orientacyjnie po tłumie i dostrzegając błękitne, pogardliwe spojrzenie, żołądek przekręcił mu się w brzuchu. Astrid.
- Stary, co ty wygadujesz?! - Mieczyk dobiegł czym prędzej do wodza wraz z Mirillą, z twarzą równie bladą, a gałkami ocznymi wybałuszonymi. - A co, jeśli umarła?! -  krzyknął, machając bezradnie rękoma. Nie do końca wiedział, co z nimi w tym momencie zrobić - Nalegam, byśmy zanieśli ją do Gothi!
- A ja nalegam, byś się uspokoił - rzucił chłopak ostro i spojrzał na blondyna - Jak nie obudzi się w przeciągu kilku minut, dopiero pójdziemy z nią do Gothi.
- Niech ci będzie - przytaknął Mieczyk od niechcenia - Jednak... sprawdzałeś, czy oddycha?
- Naprawdę wyglądam ci na przygłupa?
- Tylko pytam. - obruszył się blondyn i przykucnął przy dziewczynie, bacznie obserwując jej dwa krągłe podarunki od matki natury, czy aby na pewno unoszą się i opadają w rytm oddechu. Przyglądał się im przez dobre kilka chwil, jednak niepokój w nim wzbierał. - Sam ją zaniosę!
- Dobra. - padła obojętna odpowiedź.
- Co?
- Powiedziałem: dobra. To znaczy "Okej, zanieś ją sam do Gothi." - z lekką ironią, wódz spojrzał na blondyna.
- Aha. - odrzekł głupkowato Mieczyk. Popatrzył na nieprzytomną dziewczynę i bez słowa wziął ją na ramiona. - To ja idę.
- Dobra.
- Dobra.
Blondyn wzruszył ramionami i szybkim krokiem pognał w stronę chaty Gothi, zgarniając po drodze kilka przejętych zaistniałą sytuacją kobiet. A Czkawka został na placu, doszukując się w tłumie blondynki, która już dawno zniknęła w gąszczu ludzi.

***

- I jak, byłeś u Gothi? - Valka, przekładając ryby na dwa drewniane talerze, obróciła się w stronę syna. - Jak z Mirillą?
- Chyba w porządku. - odrzekł bez przekonania, siedząc już przy stole i wlepiając spojrzenie w miedziany dzbanek. Spojrzał na matkę - Po więcej informacji przejdź się do Mieczyka, siedzi już tam od samego rana. 
- Chyba się zakochał - kobieta uśmiechnęła się znacząco do Czkawki, na co ten wzruszył ramionami. 
- Może. 
Valka uniosła brwi, chwytając talerze w dłonie i westchnęła.
- Ty coś chyba nie w sosie? - spytała, kładąc na stole dwie porcje parującej kolacji - Niech zgadnę, Astrid? Mirilla? Obydwie na raz? 
- Męczę się z tymi babami jak mało kto. - westchnął, opierając głowę na dłoniach. 
- Nie da się ukryć. - uśmiechnęła się z żalem, zatapiając widelec w smażonej rybie, tym samym kończąc dialog z synem. 
Jedli w ciszy, każdy w swoich własnych myślach. Gdy Valka pierwsza skończyła posiłek, odłożyła sztućce na pusty talerz i zdecydowała się przerwać milczenie.
- Nie myśl, że nie widziałam. To było do ciebie niepodobne. 
Czkawka uniósł brwi, wyrwany lekko z głębokich refleksji nad życiem. 
- A mówiąc to, masz na myśli...? - spojrzał pytająco na matkę. 
- Chyba nie bez powodu potraktowałeś tak zdystansowanie omdlałą Mirillę, wiedząc, że Astrid wciąż na ciebie spogląda. - powiedziała, sprawiając, że jej syn był teraz w kropce. Dobrze wiedziała, że zmusza go do zmierzenia się z tą sytuacją. 
- A jak mam jej inaczej pokazać, że Miris nic dla mnie nie znaczy? Powiedz mi to, a następnym razem zrobię jej sztuczne oddychanie. - odpowiedział z wyrzutem. 
Valka zaśmiała się. 
- Sam dobrze wiesz, kogo i jak naprawdę kochasz. Wcześniej czy później Astrid to zobaczy, jeśli też cię kocha. - kobieta westchnęła i spojrzała na syna z troską. - Pójdę już spać, dziękuję za towarzystwo przy stole. - wstając od stołu, posłała uśmiech Czkawce. Odstawiła pusty talerz na blat i szybko zniknęła za framugą, zostawiając Czkawkę samego ze słowami, które przed chwilą powiedziała. 

____________________________________________________________________

Żyję, jestem, wróciłam. 
Ubiegły kilka tygodni były dla mnie z lekka zabiegane i nie miałam ni czasu, ni ochoty, by coś napisać. Chęci jednak wróciły, czas trochę też, jednak w nadchodzących miesiącach tego czasu będzie niestety trochę mniej - dużo nauki, zajęć dodatkowych, no i oczywiście ten nieszczęsny, nadchodzący egzamin, o którym wszyscy nauczyciele tak namiętnie trąbią. :) Postaram się jednak pisać tak najczęściej jak będzie to możliwe, także z góry już przepraszam, jeśli rozdziały będą dodawane dużo rzadziej. 
Co by tu więcej - mam nadzieję, że u Was wszystko w porządku, jakoś się trzymacie, a szkoła nie daje wam porządnie w kość. (Specjalny Zakład Karno-Opiekuńczy Łączący Analfabetów, nie zapominajmy. :')) Jeśli chcecie, opowiadajcie co u Was, z chęcią się dowiem, jak życie Wam płynie. ^^
Do następnego!
~Michasia
Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}