poniedziałek, 29 września 2014

Rozdział szesnasty - "Pannie Miris na ratunek" + Gadka szmatka

UWAGA!
Uważnie przeczytajcie tekst napisany  pochyłym, grubym drukiem. To pomoże wam w zrozumieniu kolejnych rozdziałów ;)

___________________________________________________________________

Czkawka chwycił nadgarstek Dagura i wygiął za plecy. Ten jęknął z bólu i schylił się w pół. Chłopak chwycił nóż w drugą dłoń.
- Czego ode mnie chcesz? - syknął Dagur, mocując się z jego silnymi dłońmi, co dawało odwrotny skutek. - przybywasz na naszą wyspę i buszujesz po lochach! To ja powinienem ci teraz grozić nożem!
- Oddaj dziewczynę, a nic ci się nie stanie. - Czkawka przystawił mu ostrą krawędź do policzka, wzmacniając uścisk.
- Skąd wiesz, że ona tu jest? - wycedził, sprawiając wrażenie zdezorientowanego.
- Nie udawaj półgłówka, wysłałeś nam list... - odparł mu równie szybko, jednak lekko zbity z tropu tym razem wiarygodnym zachowaniem Dagura.
- List, też mi coś. - prychnął, na chwilę dając za wygraną w szamotaniu się - o czym ty bredzisz?
Czkawka lekko zmarszczył czoło, przygryzając wargę. Coś tu nie grało.
To jemu się pomyliło, czy mi?
Dagur, perfidnie wykorzystując chwilę jego zamyślenia, wyrwał się z uścisku i obrócił wokół, wyzwalając obolałą rękę. Oślepiony gniewną zemstą, rzucił się na Czkawkę, powalając na zimną posadzkę. Chłopak uderzył nosem w wystający kamień, syknąwszy z bólu. Obrócił się szybko na plecy, przytrzymując szalejące pięści wściekłego Dagura, tym samym ochraniając swoją twarz od kolejnych ciosów. Rzucił okiem na jego zbroję, spod której pasa zabłysnął srebrny klucz. Jak gdyby ze zdwojoną energią przewrócił go na plecy i po chwili szamotaniny i wymienieniu kilku ciosów pochwycił w palce połyskający przedmiot. Zadał Dagurowi kilka pięści na oszołomienie i szybko podbiegł do celi, gdzie w rogu siedziała zwinięta postać.
Przekręcił z trudem klucz i uchylił kraty, wprawiając zawiasy w ciche skrzypnięcie. Sylwetka najpierw wolno się poruszyła.
- Czkawka! - Miris kuśtykając wyszła z celi, wpadając wprost w ramiona chłopaka, który mocno objął ją rękami. Przyjrzał się uważnie jej twarzy, która była cała posiniaczona, nie wspominając już o licznych rankach na ustach i brwiach.
- Nie mamy wiele czasu... - mruknął do niej i wstał, ujmując ją za rękę. Wstała ociężale, z trudem. Minęli w miarę szybko bełkoczącego Dagura, wpadając na korytarz.
Ich kroki odbijały się echem po całych lochach, jednak zagłuszane przez jeszcze jeden szum. Z oddali, jednak coraz bliżej rozlegały się krzyki i odgłosy walki.
Gdy tylko wybiegli ze stęchłych lochów, źródło owych odgłosów pojawiło im się tuż przed oczami. Grupka strażników oraz Szpadka, Mieczyk, Śledzik, Smark i Eret toczyli zaciętą walkę. Gdy przebity mieczem jeden ze strażników padał, do twierdzy przybywało kolejnych dwóch.
Czkawka pozostawiając osłupioną Mirillę doskoczył do swych towarzyszy.
- Na Odyna, co ci się stało w twarz! - wykrzyknął Śledzik zauważywszy chłopaka i rzucił mu miecz - łap!
- Mała szarpanina z Dagurem.. to nic wielkiego. - odparł wymijająco, chwytając zręcznie broń.
- Aha, tak się walczy! - wykrzyknął Smark, uderzając pięścią kolejnego żołnierza z wielką siłą. Ten odleciał w tył, uderzając z impetem w stojący za nim stół.
Czkawka na chwilę zatrzymał się w miejscu obserwując tylko wszystko wokół. Działo się to niczym sen, a wszyscy to tylko wymysły wyobraźni.
Z zamyślenia wyrwało go mocne uderzenie w bark, które zwaliło go z nóg. Ktoś złapał go mocno za szyję, na co on wierzgnął nogami, odrzucając przeciwnika z siebie. Ten, zdążywszy jeszcze machnąć mieczem, ugodził chłopaka w ramię. Ostrze przebiło mocną skórę kombinezonu i zagłębiło się w jego ramieniu, tworząc niemałą ranę, z której zaczęły kapać małe strużki krwii.
- Koniec tego, zwijamy się! - krzyknął do reszty Czkawka, ściskając się za ramię. Jednocześnie, z trudem odpierając co chwila napadających żołnierzy, zaczął przemieszczać się do wyjścia z twierdzy. Odrzucił ramieniem jednego z nich i w ostatniej chwili wymknął się na zewnątrz. W tym samym momencie jego dłoń ścisnęły delikatne palce, a szyję załaskotały brązowe włosy. Miris drastycznym ruchem złapała się go  razem z nim znalazła się na zewnątrz.
Czkawka zagwizdał, a zza filaru wyłonił się Szczerbatek oraz reszta smoków. Chłopak wgramolił się wraz z Mirillą na jego grzbiet, gdy z twierdzy wylała się grupa żołnierzy, a w nich wmieszana pozostała cześć przyjaciół Czkawki.
Wszyscy szybko wygramolili się z tłumu. Wskoczyli na swe smoki, wzbijając się w powietrze.
- Lecimy! - krzyknął Mieczyk i razem ze Szpadką w ostatniej chwili wgramolił się na startującego Wymiota.

***

Astrid stała pod wrotami fortecy, opierając się plecami o zimny kamień. Stukała palcami o ścianę, ze zdenerwowaniem oczekując powrotu Czkawki. Chłód wzmagający się z każdą minutą zmierzchu był coraz bardziej dotkliwy.
Mogłam zostać w domu...
Na przemian przygryzała wargę, potem znów uchodziła kilka kroków. To czekanie było zbyt męczące, by stać w bezruchu. Było właściwie bezpodstawne i niepotrzebne, bo w końcu Czkawka odstawił ją na drugi plan i poleciał na pomoc Mirilli. Zapominając o niej, o jej egzaminie. Który zresztą zdała. Przed wyjściem walczyła sama ze sobą, ale w końcu górę wzięło to, co podpowiadało serce. 
Coś na chwilę przyćmiło zachodzące słońce, gdy tuż przed nią wylądował Szczerbatek, a za nim pozostałe smoki. Reszta zeskoczyła ze swych skrzydlatych, głośno dzieląc się swymi emocjami po stoczonej walce. Czkawka zszedł ze Szczerbatka i przełożył notes z sakiewki do kieszeni i podniósł wzrok. Napotykając na jej spojrzenie zastygł w miejscu. Podszedł kilka kroków, stojąc całkiem blisko Astrid.
- Co ci się stało? - spytała niewinnym głosem, przejeżdżając dłonią po jego pomarańczowym od krwi policzku.
- To.. to nic. - odparł cicho, spoglądając głęboko w jej błękitne oczy, czego już od tak dawna nie robił. 
Astrid rzuciła okiem na jego również zakrwawione ramię.
- Jesteś ranny... - rzekła cicho, dalej gładząc palcem jego policzek.
- Bywa... - uśmiechnął się niemalże niewidocznie i powoli schylił się, by pocałować dziewczynę.
Ta, całkiem gwałtownie odsunęła się od jego twarzy, patrząc w ziemię. Znowu to zrobiła. Znów dała się ponieść emocjom. Mimo tego, że całkowicie go nie obchodziła. Karcąc się w duchu za brak dyscypliny, pomrugała, by powstrzymać łzy, które ostatnio za często gromadziły się w jej oczach. Zacisnęła tylko usta i minęła go bez słowa, walcząc sama ze sobą, by się nie odwrócić. 

***

- Opowiedz wszystko, spokojnie. Już jesteś bezpieczna. - Valka podała Mirilli ciepły kubek z parującymi ziołami. Dziewczyna wzdrygnęła się tylko, opatulona kocem.
Rozglądnęła się wokół, przechodząc wzrokiem z jednej twarzy na drugą. Wszyscy otaczali ją z uważnymi spojrzeniami, jakby jej historia była na wagę życia całej wioski.
W mieszkaniu Czkawki było ciepło i przyjemnie. Mimo tego gardło wciąż nie chciało słuchać poleceń i zamiast słów, przepuszczało tylko powietrze.
Kobieta nachyliła głowę z łagodnym wyrazem twarzy, nakłaniając Mirillę do wypowiedzi.
- Ehkm... - ta odchrząknęła, wzmagając skupienie na twarzach zebranych - Urodziłam się w Południowej Osmanii, jak zapewne większość z was wie. Miałam piętnaście, może szesnaście lat, gdy pewnego dnia na wyspę napadł Dagur. Nikt nie wiedział dlaczego, po prostu przybył i już. Nie było czasu na nic i zostawała tylko obrona. Zależało mu głównie na smokach, a my dzielnie ich broniliśmy. Ja również brałam udział w walkach. I wtedy zdarzył się wypadek, a mianowicie postrzeliłam strzałą jego żonę. - tu zatrzymała się na chwilę, dając chwilkę na przejęte westchnienia słuchaczy - Rana nie była śmiertelna, lecz i tak po kilku dniach umarła z zakażenia. Wtedy już wiedziałam, że Dagur do końca życia będzie mi to pamiętał. Postanowiłam jak najszybciej uciec, by nie dostał mnie w swoje ręce. Plan się nie powiódł i w końcu i tak trafiłam do jego lochów. Pod ciągłym nadzorem zajmowałam się smokami. Jednak miałam w sobie 'to coś' i najlepiej ze wszystkich dogadywałam się ze smokami. W końcu dostałam się pod opiekę szamanki, u której mieszkałam. Pewnego wieczoru wyjawiła mi tajemnicę. Opowiedziała mi o Smoczym Sanktuarium oraz Szmaragdowych Jajach. 
- Szmaragdowe Jaja? - przerwał jej Smark sarkastycznym tonem.
- Zamknij się. - burknęła Szpadka, rzucając mu znudzone spojrzenie.
Mirilla chrząknęła, spoglądając na twarze zebranych.
- Jakiś czas potem Dagur dowiedział się o tym. Znaczy... że Szamanka wyjawiła mi tajemnicę. Od tamtego czasu zaczął mnie nękać, bym wyjawiła mu wszystko co do słowa. Nieugięcie wciąż mu odmawiałam, a jemu wrócił gniew z dawnych lat. Jak dotąd nie pamiętał, że przyczyniłam się do śmierci jego żony, od tamtego dnia wciąż mi to wypominał i groził. Nie czułam się tam już bezpiecznie, więc obmyśliłam plan ucieczki. I po prostu uciekłam. Dryfowałam po morzu, a potem dobiłam tutaj. - Miris odetchnęła głęboko, dając znak, że skończyła.
- W takim razie... - Czkawka pierwszy przerwał napięte milczenie - dlaczego nie powiedziałaś nam tego od razu? Zrobilibyśmy cokolwiek, by zapewnić ci odrobinę większe bezpieczeństwo...
Mirilla chwilę zastanowiła się, by dać sensowną odpowiedź.
- Eh, to nie było takie łatwe... - powiedziała z lekkim zmieszaniem - lepiej było skłamać, niż opowiadać wam taką zakręconą historię. Stwierdziłam, że na to będzie jeszcze wiele stosownych momentów. I proszę - oto mamy! - dziewczyna uśmiechnęła się szczerze, próbując lekko rozładować atmosferę.
Szpadka, Mieczyk, Śledzik, Smark, Valka i Pyskacz siedzieli tylko wokół stołu, każdy zatopiony w swych myślach. Na pewno, wszyscy zrozumieli całą tę historię. Teraz tylko w zadumie, układali wszystko po kolei.
Czkawka wstał od stołu i bez słowa wyszedł, zostawiając Miris z grupką, która wróciła już do świata żywych i poczęła zasypywać ją pytaniami odnośnie jej historii.
On natomiast gdy tylko zamknął ciężkie drzwi, rozglądnął się wokół siebie. Teraz starał się wyrzucić wszystkie myśli z głowy i skupić się na jednej, najważniejszej - Astrid.
Dobrze wiedział, gdzie mogła teraz być.
Mimo świstającego, zimnego powietrza, które wdzierało się pod ubranie ruszył w tamtym kierunku w nadziei, że tam właśnie ją spotka.
I wszystko wytłumaczy.

___________________________________________________________________

Po pierwsze - pisałam, że rozdział pojawi się w sobotę lub w niedzielę. W istocie pierwsze dwie części były napisane już w sobotę. Nie dodawałam ich, gdyż czekałam na większą ilość komentarzy. Jednak to nie nastąpiło... a że miałam również sporo weny... znajcie moją dobroć. ;)
Po drugie - Chciałam też tu podziękować Wam za 5000 wyświetleń. Stwierdziłam, iż nie ma sensu pisać osobnych postów, bo i tak we wszystkich piszę to samo. ('Dziękuję, że jesteście ze mną, bla bla...) Więc teraz napiszę wam tylko kilka słów - DZIĘKUJĘ, KOCHAM WAS, NIE PRZESTAWAJCIE CZYTAĆ! ♡
Co do tego ostatniego, w istocie mam jeszcze wiele pomysłów i zdarzeń, które nastąpią wkrótce... a niektóre są naprawdę ciekawe i myślę, że warte przeczytania. :)
Po trzecie - Jak pewnie większość z Was się domyśliła, to nie jest całkowita historia Miris. Jakiś mały kawałek jest odcięty... a jaki, dowiecie się później. :)
Po czwarte - Kolejny rozdział będzie głównie o Astrid i Czkawce, także wszystkich fanów Hiccstrid zapraszam serdecznie do czytania! Czy się pogodzą? Zobaczycie... ;)
I w końcu, po piąte - Mam dziś dobry humor, więc zacznę chyba pisać siedemnasty rozdział. Kiedy się on pojawi? Podejrzewam, że za około trzy dni, oczywiście nic nie obiecuję. Jak każdy wie, zawsze mogą zdarzyć się wypadki losowe... albo niezły leń. ;)

To chyba wszystko? Eh... dużo się tego trochę zrobiło.

Enjoy! :3
~Szczerbata


sobota, 27 września 2014

Rozdział piętnasty - "Na ratunek"

Szczerbatek szybko machał skrzydłami, rozpędzając obłoki mgły wokół. Popędzany co chwila przez Czkawkę w końcu parsknął niezadowolony, wzbijając się wyżej. Bliźniaki, Śledzik i Smark lecieli tuż za nimi, głośno planując całą akcję. Eret leciał z boku, zatopiony w swych rozmyślaniach.
- Wylądujemy na wyspie, tuż obok twierdzy Dagura. Wpadniemy do środka, pozabijamy wszystkich...
- A ja wezmę klucz i uratuję naszą księżniczkę! - Mieczyk przerwał beztrosko Smarkowi, krzyżując ręce za głową.
- O, na pewno nie... Miris zostanie uratowana przeze mnie! - Ryknął Sączysmark, odgrażając się pięścią w stronę chłopaka.
- W takim razie zdecyduj się, czy chcesz zabijać, czy ratować laski. - mruknęła całkiem zdegustowana Szpadka, niezbyt przejęta całą sytuacją - ja osobiście wolę osłaniać, że tak powiem... - chrząknęła - tyły...
- Ta, tyły. Lepiej już będzie, jeśli ty ją uwolnisz. - rzekł rezolutnie Śledzik obracając się ku niej.
Czkawka przysłuchując się temu wszystkiemu, karcił się tylko w myślach, że wziął akurat ich.
- Skąd wiecie, że tam będzie klucz? - rzucił niby obojętnie, wprawiając wszystkich w niemałe ogłupienie.
- Dobre spostrzeżenie. - odezwał się Śledzik po kilku chwilach, wkładając koniuszek kciuka do ust, jak miewał w zwyczaju w sytuacjach problemowych.
- Wszystko jedno, byle byśmy wrócili szybko do domu. - jęknęła Szpadka, opierając się leniwie o głowę Wyma.
Smoki wzleciały ponad chmury, gdzie niebo było przejrzyście błękitne. Tylko jeszcze nieliczne, białe obłoczki niczym pióra dryfowały wysoko nad nimi.
Czkawka zadarł głowę do góry, głeboko wciągając krystaliczne powietrze. To nie pierwsza potyczka z Dagurem. Miał tylko nadzieję, że tym razem nie będzie to nic poważnego.
- Daleko jeszcze? - mruknął Smark, poprawiając się w siodle ospałego Hakokła, który leniwie machał skrzydłami.
- Tak. - odparł Czkawka z przekąsem, lekko podirytowany obojętnością towarzyszy. W tym momencie miał wrażenie, że tylko on ma głowę na karku. Ewentualnie Śledzik lub Eret. Albo obaj naraz.
Mimo, iż Czkawka głowę na karku miał, poraz kolejny akcja miała rozgrywać się bez scenariusza. Zero jakichkolwiek przewidywań. 'Pożyjemy, zobaczymy', a raczej 'Czas i okoliczności pokażą...' opisywało jego sposób myślenia i planowania. Sam w duchu nie przejmował się tym, bo często spontaniczne akcje wypadały niczym idealnie zaplanowane, kończąc się powodzeniem. Zmysł zdrowego rozsądku w trudnych sytuacjach miał bowiem we krwii.
Niech będzie tak i tym razem.
- Oto i jest! - wykrzyknął Eret, gdy zza obłoków mgły wyłoniły się ostre brzegi skał. Był to dopiero jeden z najbardziej  wysuniętych skrawków wyspy.
- Już nie mogę się doczekać minki Dagura... - Mieczyk zaśmiał się jadowicie, zacierając dłonie.
Czkawka rzucił tylko na niego wzrokiem, powstrzymując się od powściągliwego komentarza.
Wbił spojrzenie w krystaliczne powietrze przed nimi, dając znak Szczerbatkowi, że już niedługo.
- Od której my tu strony... - mruknął Smark, ze zdziwieniem przyglądając się usianej kolcami ziemi.
Szczerbatek przechylił skrzydła i gwałtownie skręcił, nurkując w dół. Przemknął między mokrymi skałami i wylądował miękko w ogromnej, skalnej jaskini.
Już po chwili do jamy wpadła pozostała piątka.
- Pamiętacie, jak dostaliśmy się do podziemi kilka lat temu? - Spytał Czkawka podnosząc znacząco brwi.
- O nie, ja już drugi raz nie będę nurkować w tej lodowatej wodzie! - Szpadka skrzyżowała ręce na piersiach, krzywiąc usta.
- Chyba jednak będziesz musiała. - Mieczyk pchnął Szpadkę z rechotem, a ta straciła równowagę. Zachwiała się na szyi Wyma i wpadła z głośnym pluskiem do krystalicznie czystego jeziorka.
- A niech cię diabeł trzaśnie! - pisnęła, machając rękami z zimnej wodzie - zabiję cię kiedyś!
Czkawka spojrzał na Śledzika, dając mu znak, by zanurzył Sztukamięs.
- Czkawka, no co ty... - wymamrotał Śledź, przykładając dłonie do ust. - Uaaaaa!!!
Hakokieł szybko chwycił smoczycę w szpony i wraz z nią zanurkował.
Czkawka skrzywił się tylko, przerażony wizją zanurzenia się w lodowatej wodzie.
- Szczerbek, nurkuj! - jęknął, zaciskając powieki. Smok wziął tylko potrząsnął głową i powoli zanurkował.
- Cóż za amatorski plan. - mruknął Eret do siebie, stojący tuż przy swoim smoku. - płyńcie, ja zostanę. Powodzenia

***

- Wiecie, co macie robić. - syknął Czkawka, opierając się o kamienny filar przy wyjściu z jamy. Na twarz dalej skapywała mu woda z brązowej czupryny. 
- Właśnie chodzi o to, że nie wiemy. - mruknął Mieczyk, szczękając zębami. 
- Idźcie zająć strażników, ja chwilę po was wyjdę i ocenie teren. Zakradnę się do lochów. Nie litujcie się nad jego strażnikami. Zabijajcie lak leci. Jasne? - zwrócił się srogim tonem do towarzyszy.
- Ta, oczywiście. - przytaknął lekko znudzony Smark - możemy już iść?
Czkawka kiwnął głową, patrząc tylko, jak grupka znika za kamiennym filarem. Oparł się o ścianę, przyglądając się Szczerbatkowi. 
- Bezpieczniej chyba będzie w powietrzu, jak myślisz? - mruknął do niego i wdrapał się na jego grzbiet. 
Smok delikatnie poderwał się do góry, szybując w zimnym powietrzu. Czkawka schylił głowę, by lepiej przyjrzeć się osadzie z góry. - Dawno tu nie byliśmy... - mruknął. 
Mroźne podmuchy targały mu włosy, na których zdążyły osadzić się kryształki szronu. Cisza wokół była wprost nie do zniesienia. Czkawka mimowolnie zaczął nucić piosenkę, która już od kilku dni utknęła mu w głowie. 
Twierdza wyłoniła się spośród wysokich warowni. Szczerbatek delikatnie obniżając lot, wylądował tuż za budowlą, w cieniu uschniętych drzew. 
- Czekaj tu na mnie. - mruknął chłopak do smoka, składając szybkiego buziaka na jego nosie.
Czkawka ostrożnie wyszedł zza kamiennego murka, uważnie się rozglądając. Wokół panował całkowity spokój. Ani śladu po strażnikach. 
Pewnie wszyscy polecieli na przynętę...
Z większą już pewnością siebie ruszył w przód, wyciągając z kieszeni sztylet, tak na wszelki wypadek.
Wrota do fortecy były uchylone, ku jego zdziwieniu. Wślizgnął się do środka, starając się jak najciszej stawiać kroki. Gdy tylko owiał wzrokiem całą salę i ocenił brak jakichkolwiek osób przemknął przez środek i wpadł przez mosiężne drzwi do lochów.
Od progu jego nozdrza uderzył zapach stęchlizny i wilgoci. Wokół panował półmrok, a korytarz lekko schodził w dół. Niepewnym krokiem ruszył przed siebie, co chwila potykając się o wystającą, nierówno ułożoną kostkę. Jego oczom ukazało się kolejne wejście, do którego bez wahania się skierował.
Rozglądnął się wokół, gdy zorientował się, gdzie jest. Wszędzie widniały tylko cele i zardzewiałe kraty. Pozostałości z jakichś wielkich bitew, dawnego imperium łupieżców?
Przez chwilę wydawało mu się, że źle trafił. Jednak gdy usłyszał stłumione słowa, wypowiedziane przez znajomy głos rozbrzmiały po kamiennych ścianach, od razu zaczął rozglądać się za kluczami, które mogłyby być gdzieś tu ukryte. 
W tym momencie ktoś chwycił go mocno za szyję i przycisnął do ściany. Kolejny zduszony, pełen strachu krzyk Miris przywołał Czkawkę do rzeczywistości.
- Czkawuś... - wysyczał Dagur, przyciskając go mocniej do zimnego kamienia - co ty tu robisz?

__________________________________________________________________________

Po pierwsze, strasznie głupi tytuł. Ale nie umiałam wymyślić innego, a ten mi pasował. ;_____;
Wybaczcie, że musieliście tak długo czekać. Najpierw napisałam początek, a potem nie mogłam się zebrać do napisania kolejnych kilku linijek.
Specjalnie zakończyłam w takim momencie, by utrzymać Was w napięciu C:<
Wyszło mi? :)
Ale nie martwcie się, szesnastka już dzisiaj, ewentualnie jutro. ;)

Enjoy!
~Szczerbata



niedziela, 21 września 2014

Rozdział czternasty - "Poranna narada"

Czkawka leżał na łóżku, wpatrując się nieobecnym wzrokiem w sufit. Nie spał już od jakiegoś czasu, czekając tylko na wschód słońca. Dzisiaj jednak nie było na co liczyć, chmury zasnuwały całe niebo ponad Berk. Przed oczyma znowu pojawił mu się obraz Astrid, mijającej go z bolesnym spojrzeniem.
Ile to jeszcze potrwa? 
Dzień, tydzień, może miesiąc?
Każda chwila dłużyła się coraz bardziej, bez świadomości pory dnia oraz braku planów na najbliższe kilka godzin.
Czkawka przerywając rozmyślania, przewrócił się na drugi bok, na siłę zamykając powieki. Wszystko zapowiadało się w szarych barwach, na domiar złego Miris gdzieś zniknęła.
No właśnie, gdzie ona może być?
Z dołu dało się słyszeć ciche pukanie. Chłopak miał już unosić się sponad kołder, ale interesant samowolnie udzielając sobie pozwolenia, wszedł do domu, wprawiając ciężkie drzwi w głośne skrzypienie.
- Czkawka! - krzyk zdyszanego Śledzika rozbrzmiał po całym mieszkaniu. Nutka lęku w jego głosie zmusiła Czkawkę do szybkiego zejścia do kuchni.
- Co się stało? Pali się? - chłopak przetarł oczy ospale, spoglądając na zatroskanego Śledzika.
- Gorzej... - wymamrotał po czym chwycił nie do końca przytomnego Czkawkę za dłoń i wyciągnął szybko z mieszkania. Przemknęli przez główne skrzyżowanie i wpadli do fortecy. Tam powitała ich już mocno rozbudzona gromada o kamiennych twarzach.
Tuż obok ogniska, na posadzce leżał mały Straszliwiec, a nad nim siedzieli bliźniacy.
Sączysmark stał oparty o stół, z uniesioną na Czkawkę głową.
Gdzie Astrid?
Siedziała nieco dalej, oparta łokciem o ławę. Kreśląc lekko nożem na stole, nie zauważyła przyjścia chłopaka. Całkiem zatopiona w swoich ponurych myślach.
Czkawka skierował swą uwagę na grupce, która wyraźnie była czymś dotknięta.
- O co chodzi? – spytał niepewnie,  a Śledzik ścisnął go mocno za rękę.
- To jest straszne… - wymamrotał, zwalniając uścisk swych grubych palców.
Smark uniósł się niechętnie, ściskając w ręku zwinięty pergamin.
- A… co z nim? – Czkawka wskazał na płytko oddychającego Straszliwca i podszedł kilka kroków bliżej. Kucając, położył dłoń na chropowatej skórze smoka.
- Był wyczerpany, gdy tu przyleciał… - powiedziała cicho Szpadka, wpatrując się w stworzenie.
- Jakby przemierzył pół świata… - dopowiedział Mieczyk i spojrzał na siostrę.
- Czytaj. – Zanim Czkawka zdążył zadać kolejne pytanie, Sączysmark wcisnął mu zwój w dłoń.
Chłopak rozwinął szybko pergamin, spodziewając się najgorszego. Już po pierwszych słowach serce poczęło mu bić szybciej.
Czcigodny wodzu Berk!
Piszę nie bez przyczyny, bo bez przyczyny się nie pisze. Na naszej wyspie, czyli wyspie Łupieżców pojawił się ostatnio nowy nabytek – bardzo niepokorna dziewczyna o imieniu Miris. Pragnę tylko zawiadomić, iż pozostanie ona w naszych skromnych progach na czas nieokreślony. Informuję ze względów formalnych, gdyż owa niewiasta podała Berk jako swoje obecne miejsce zamieszkania. 
A wódz musi chyba wiedzieć, gdzie znajdują się jego ludzie, jeśli nie ma ich na wyspie. Czyż nie?
Dziewczyna wróci cała i zdrowa!
Z  pozdrowieniami
Dagur

- Kto to przyniósł? – spytał Czkawka, patrząc na kamienne twarze pozostałych – skąd to macie?
- To jego sprawka… - Śledzik wskazał palcem na marnie wyglądającego Straszliwca. 
Chłopak pokiwał głową. Wszystko było oczywiste i pokazane w najjaśniejszym świetle, więc nie było się nad czym zastanawiać. Jedyne co go teraz zdumiewało w tej chwili to to, że Dagur sam targał się na niemały problem, wyjawiając, iż porwał Mirillę. Chciał starcia, tylko w jakim celu?
- Wiemy co chcesz powiedzieć… - mruknął Mieczyk, podnosząc na niego głowę.
- Nie ma sensu jej odbijać. Dagur nic jej nie zrobi, a znając ją, sama ucieknie.  – z rogu Sali odezwał się melodyjny, donośny głos.
Czkawka spojrzał w tamtą stronę, napotykając wzrokiem na Astrid. Sekundy bił się sam ze sobą, by zignorować te słowa.
- Dlaczego od razu nie ma sensu? - Smark wprost rwał się do akcji ratunkowej - może Dagur więzi ją w lochach? 
- A nawet jeśli, cóż od może od niej chcieć? - dziewczyna podniosła się z ławy i podeszła do grupy, przysiadając na murku ogniska. 
- Nie jesteśmy do tego, by główkować się nad tym, co Dagur może chcieć od Miris. Ma to jakieś znaczenie? Naszym obowiązkiem jest teraz ratowanie jej, zanim będzie za późno... - Czkawka nie panując już nad słowami, wypowiedział to co myślał. Nie zwracając uwagi na to, do kogo to mówi.
- Dobrze, ale...  - Astrid mimo twardych zdań wypowiedzianych w jej stronę była przy swoim - dlaczego tak ci na tym zależy?
Nastała chwila niezręcznej ciszy, w której obydwoje patrzyli na siebie skłóconymi teraz spojrzeniami. 
- To jest moje zadanie Astrid. Ojciec wybrał mnie na wodza bez powodu, a wódz winien spełniać swoje obowiązki, między innymi troszczenie się o swój lud. W tym momencie powinniśmy już po nią lecieć, a nie prowadzić bezsensowne dyskusje... - rzucił twardo.
- Nie znasz jej, jest tobie i nam niemal obca. Wzięła się nie wiadomo skąd, a ty rwiesz się na starcie z Dagurem, tylko po to, by ją odbić... - odpowiedziała wzburzonym tonem, jednak siląc się na spokój.
- A jeśli powiem, że robię to z dobrego serca? - Czkawka spojrzał na Astrid zimnym, oschłym spojrzeniem. - Bo cenne jest dla mnie każde życie, niezależnie od tego, kim jest jego właściciel?
W tym momencie uleciało z niej całe zdenerwowanie, zastąpione przez tępe uczucie bólu, które uderzyło prosto w jej dumę. Zastygając w milczeniu, szybko uniosła się z murka. Przeszła pośpiesznie przez salę, tworząc głuche echo kroków.
Wyszła, trzaskając ciężkimi drzwiami.  

***

Astrid przewracała kolorowe nitki z wełny w palcach, plotąc szaliczek. Zamówień miała już kilka, a poranki i wieczory były coraz chłodniejsze. Wszyscy w wiosce cenili części garderoby jej wyrobu, szczególnie panie. 
Myśl o zdanym egzaminie nie pozwalała jednak zapomnieć o  fakcie, który ogromnie ją męczył.
Polecieli. Bez niej. 
Przekonywała sama siebie, że to nie jej sprawa i nie ma się czym przejmować. Ale w głębi serca czuła ogromne wyrzuty. Jakąś zazdrość i bezczynną złość, z którą nic nie dało się zrobić. 
Zrobiła jeszcze kilka pętelek, kilka razy przeciągnęła włóczkę.
Gotowy szal uniosła go do góry, chwytając za dwa końce. Z uznaniem przyglądnęła się swojemu wyrobowi, który wyszedł całkiem niebrzydko. 
Przynajmniej to mi wychodzi. 
Uśmiechnęła się pocieszająco sama do siebie. 


_____________________________________________________________________________

Wszyscy czekali na tę chwilę... ! :)
W końcu czternasty rozdział został napisany, po kilku dniach mordęgi, gdy nie mogłam nic nabazgrać w tych moich półgodzinnych sesjach na obcych 'urządzeniach' :)
 Komputer sprawny mi oddali, od razu usiadłam do pisania i w kilka godzinek z przerwami wytłukłam ten oto rozdzialik. :>
Jeszcze tak formalnie - blog zostaje odwieszony! :)

Enjoy!
~Szczerbata



niedziela, 14 września 2014

Bez komentarza.

No rzesz w mordę, mój komputer akurat dzisiaj musiał się zepsuć. ;____________;
Zasilacz od laptopa wysiadł, więc co najmniej przez tydzień zostanę odcięta od mojego ukochanego komputera. Co za tym idzie, nie będę miała jak pisać postów. ;________;
Może wbije się co jakiś czas na komputer taty (właśnie z niego piszę) i rozdział czternasty postaram się pisać po kawałkach, ale nic nie obiecuję.
W każdym razie chciałam ogłosić, że blog zawieszam na około tydzień. :c
Przepraszam, ale nie mam na to wpływu :C

~ Wkurwiona do granic możliwości Szczerbata.  


piątek, 12 września 2014

Ogłoszenia parafialne + 3500 wyświetleń!

Witajcie!

---> Po pierwsze : Brawo dla mojego zapłonu ;___; Nie zrobiłam posta z 3000 wyświetleń, bo najnormalniej w świecie przegapiłam tą chwilę. No więc postanowiłam, że zrobię na 3500. :3
Bardzo Wam dziękuję za tyle wyświetleń i za to, że jesteście ze mną!  ♡‎

---> Po drugie : Nie wiem, czy zauważyliście, że dodałam kilka utworów w muzyczce. Jak ktoś chce, niech sobie odsłucha. c;

---> Po trzecie : Nie chcę marudzić, lecz błagam was od serca - wysilcie się na coś ambitniejszego przy komentowaniu niż  "Świetny rozdział!". D:

No, to chyba tyle z ogłoszeń parafialnych. c:
Życzę miłego dzionka!

~Szczerbata

Rozdział trzynasty - "Ziołowy lek na niezgodę"

Valka stała oparta przy blacie, stukając palcami w drewno. Spoglądała co chwilę to na ułożoną kupkę suszonego zielska, to na drzwi w oczekiwaniu na Mirillę. Dziewczyna miała pojawić się kilkanaście minut temu, na drugą umówioną 'lekcję' zielarstwa. Wszystko jednak wskazywało na to, że nie posiada zbytnich chęci, by pomóc Val przebierać i kruszyć zioła.
Kobieta chwyciła garść Koziziółki, dochodząc do wniosku, że dziś musi poradzić sobie sama.
Włożyła liście do miski i pochwyciła w dłonie tłuczek. Obróciła szybko głowę na dźwięk otwieranych drzwi. Nadzieje na przybycie Mirilli szybko zostały rozwiane przez wchodzącą blondynkę.
- Astrid! - Valka uśmiechnęła się ciepło na powitanie - co cię tu sprowadza?
- A, tak o przyszłam. - odwzajemniła uśmiech, ściągając futro. Spojrzała na blat i kupę ziół - pomóc ci?
- Byłoby dobrze... mam dzisiaj trochę zamówień. - odpowiedziała, kiwając głową.
- W porządku. - Astrid podeszła bliżej - Co najpierw?
- Najpierw to załóż fartuch, Kozizółka nieźle brudzi... - Valka podała jej skórzany fartuszek i sama poprawiła swój.
Dziewczyna chwyciła garść roślin i poczęła siekać na drobne paski nożem, mrucząc wymyśloną melodię pod nosem.
- Jak przygotowania do egzaminu? - zagadnęła Val, spoglądając na nią z uśmiechem.
- Och, nawet mi nie przypominaj. - Astrid machnęła ręką podnosząc na nią głowę - nawet gdybym przeczytała każdą z książek po dziesięć razy i tak ciągle mam wrażenie, że nie mam wystarczającej wiedzy. To nie do wyobrażenia... - westchnęła głęboko, przerywając zielone paski.
Oprócz wykonywania swojej czynności, co chwilę zerkała na zwinne palce Valki biegające po gałązkach Rudawki. Kobieta odrywała pomarańczowe listki wraz z małymi kulkami, które nadawały naparom przyjemnego zapachu. Z każdym jej ruchem Astrid była pod coraz większym wrażeniem.
Zielarstwo było dla niej ciekawe, ale nie porywające. Każda roślina miała swoje właściwości, czy to uleczające, czy trujące. Ale czy można przesiedzieć całe życie nad mieszaniem, krojeniem i suszeniem zielska?
Stanowczo nie.
Bardziej pociągającym i sensownym tematem były dla niej smoki. Te przynajmniej żyły, myślały i umiały okazywać emocje. Astrid na samą myśl o smoczych przejażdżkach na Wichurze mimowolnie się uśmiechała. Jest coś wspanialszego, niż wiatr we włosach, smok pod nogami i chmury wokół?
Drzwi zaskrzypiały i ciche kroki zmusiły dziewczynę do zaprzestania swoich pięknych rozmyślań. Obróciła gwałtownie głowę i jej wzrok padł na Czkawkę.
Chłopak, zaskoczony jej obecnością zatrzymał się w miejscu i podniósł brwi, ale szybko przeszedł do sedna sprawy, w jakiej przyszedł
- Mamo, czy wiesz może, gdzie podziewa się Miris? - Spytał, na siłę skupiając swą uwagę na Valce.
- O to samo chciałam ciebie spytać. Miała dziś przyjść do mnie na zielarstwo, a tym czasem... - kobieta zawiesiła głos, spoglądając na blondynkę zrzucającą fartuch.
Astrid zarzuciła szybko futro i skierowała się w stronę drzwi. Mijając Czkawkę, posłała mu tylko urażone spojrzenie, mocno zaciskając zęby.
Wyszła.
Czkawka westchnął głęboko, oglądając się za nią.
- Co.. co się stało? - spytała zdezorientowana Valka, unosząc brwi.
Ten w odpowiedzi tylko spojrzał na nią beznamiętnie. Ujął w dłonie nóż, zaczynając niedokończoną przez Astrid robotę.
- Pokłóciliście się? - domyśliła się łagodnym głosem.
- No, można to tak ująć. - odparł wymijająco, wbijając wzrok z swoje zielone od Kozizółki palce.
- A co się dokładnie stało? - dopytywała, siląc się na współczujący ton.
- A czy to takie ważne? - Czkawka rzucił z nutką irytacji, ale szybko się uspokoił. Zaciskając pięści w końcu uległ, by zwierzyć się matce - nastąpił mały incydent na zabawie w Fortecy. Od tego czasu wszystko się posypało... Ani słówka do siebie nie powiemy. To się staje już męczące...
- Synku, a co z tym błękitnym ... z tym pierścionkiem? Planowałeś przecież...
- Cóż z tego, jeśli panna Astrid strzeliła focha?! - chłopak znów dał się ponieść emocjom.
Valka westchnęła głęboko, szukając sensownej rady.
- Musisz ją zrozumieć...
- Kiedy to nie jest moja wina! - chłopak po raz drugi jej przerwał - dlaczego ona może mieć kaprysy, a ja mam się do nich dostosować?
Kobieta westchnęła.
- Kochasz ją? - spytała kategorycznym tonem.
- No, tak. - odparł, lekko zdziwiony owym pytaniem.
- Więc nie masz się czym przejmować. Wcześniej czy później, wszystko się ułoży. - Valka uśmiechnęła się do niego życzliwie i chwyciła go za rękę.
- Szkoda, że nie ma leku na niezgodę...

***

Mirilla, przykuta do skały, wpatrywała się z nienawiścią w twarz Dagura, która wykrzywiona była w szyderczym uśmiechu.
- Och Miris, wprost przecudownie, że znowu mnie odwiedziłaś. - rzekł jadowitym tonem - myślałaś, że ciebie nie znajdę?
Dziewczyna zacisnęła tylko zęby w złości. 
- W jakim to celu wyjechałaś na Berk? - spytał ironicznie - Morgun cię wysłał?
Nadal milczała.
- Masz na tyle małe pojęcie o życiu, że mu ufałaś? Miał cię chronić przede mną, a tymczasem pozbył się ciebie. I to jeszcze z korzyścią dla mnie. Po co mu taka dziewczyna, skoro ja mogę na tobie więcej zyskać?
- Wysłał mnie po to, by zdobyć Berk i Nocną Furię. - wysyczała przez zaciśnięte zęby. - to ty chyba nie wiesz nic o życiu. 
- Ach, Nocną Furię powiadasz. - westchnął - tę szczeniacką zabawę uprawiałem dobre osiem lat temu. Teraz już chyba z tego wyrosłem. 
- Ale nigdy nie wyrośniesz ze swej głupoty. Chyba właśnie z niej zasłynąłeś, mylę się? - wycedziła jadowicie. 
- Jakaś ty dzisiaj wyjątkowo dowcipna. - zaśmiał się drwiąco - skoro jesteś w takim dobrym humorze, może powiesz mi, gdzie ukryte są szmaragdowe jaja?
- Matka cię chyba nie nauczyła słuchać innych, bo powtarzałam miliony razy, że nie pisnę o tym ani słówka. Tobie, ani nikomu innemu. Potrafię dotrzymać danego słowa, w przeciwieństwie do ciebie.
- Czyżby? - dotychczas opanowany Dagur zbliżył się do niej, chwytając za kołnierz.
Mirilla niewiele myśląc, splunęła mu prosto w twarz.
- Ty! - wysyczał, uderzając ją mocno w policzek. 
Z obrzydzeniem otarł twarz i zmarszczył czoło w przypływie gniewu.
- Nie masz mnie tu po co trzymać, bo nic ci nie powiem. A jeśli chcesz się zemścić, zabij mnie. - powiedziała dosadnie, jakby życie było jej obojętne.
- Och, ależ nikt nie chce cię tu zabijać. Martwa nie wyjawisz nam sekretu, czyż nie? - Dagur przechylił głowę, uśmiechając się niewinnie. - Do lochów z nią.

__________________________________________________________________________



Mam wrażenie, że ten początek taki z lekka wymuszony... ale co ja tam wiem :) Czkawuś w końcu wrócił do akcji, bo w poprzedni rozdział skupiony był głównie na Mirilli. Miałam też nie mały dylemat nad wymyśleniem tytułu... A teraz powiedzcie mi, co wolicie : więcej Miris, czy więcej Astrid i Czkawki? :3
Mam nadzieję, iż rozdział się Wam podoba. Liczę na Waszą większą aktywność... c;

~Enjoy!
Szczerbata


wtorek, 9 września 2014

Rozdział dwunasty - "Galilea"

Astrid otworzyła ociężale powieki w nadziei na ujrzenie zielonego spojrzenia, które z takim smutkiem patrzyło na nią zeszłego popołudnia.
Jednak teraz wokół niej panowała głęboka ciemność, przeszywana blaskiem światła wschodzącego słońca, który wpadał przez szczeliny pomiędzy niedociągniętymi zasłonami. Doznała wrażenia, że coś przemknęło przed jej oknem, więc szybko wyskoczyła z ciepłych kołder i wychyliła się za drzwi.
Poranne, rześkie powietrze dotknęło jej rozgrzane ciało, co spowodowało powstanie niemałych ciarek na jej skórze. Wzdrygnęła się tylko, błądząc wzrokiem po jednakowych domkach. Na głównej ulicy dojrzała sylwetkę Mirilli, idącą szybkim krokiem.
Jak to dobrze mieszkać na wzgórzu. Widać większą część wioski, wszystkie uliczki.
Dziewczyna drepcząc po nierównej ścieżce, kiwała się na boki razem z torbą, która wyraźnie była napakowana czymś ciężkim. Przeszła pośpiesznie przez kładkę i wkraczając na Smoczą Arenę, zniknęła jej z oczu.
Astrid zmarszczyła brwi, oplatając się ramionami.
Czego ona tam o tej porze szuka?
Jakby w odpowiedzi na te słowa, ponad areną uniósł się Zębiróg, a na nim Mirilla. Smok zachwiał się w powietrzu i poszybował w chmury.
Astrid podniosła brwi w niemym zaskoczeniu. Jeszcze większym, niż przed kilkoma chwilami. 


***
  
- Wedle życzenia. Dwa jaja Drzewokosów. – Miris zawołała donośnie i zeskoczyła ze smoka, lądując na podmokłej stercie liści. Morgun wyłonił się z szałasu, jakby niezbyt zadowolony przybyciem swej wspólniczki.
- Fantastycznie. – odparł tonem przepełnionym ironią – mniej się nie dało?
- Jakbyś nie wiedział, że jaja smocze nie są małych rozmiarów. To cud, że dwa mi się w torbie zmieściły. – rzuciła zgryźliwie, znów boleśnie odczuwając jego niewdzięczność. Mimo, iż się przyzwyczaiła, często jej to przeszkadzało. Dorzuciła niechętnie – na twoje szczęście…
Podała mu od niechcenia zdobycz i obrzuciła miejsce wzrokiem.
- Dawno się rozbiliście? – mruknęła obojętnie, spoglądając na niego ukradkiem.
- Wczoraj wieczorem. – odrzekł, obejmując jajka ciężkim ramieniem, niczym troskliwa matka dziecko.
- Po co? – Miris zadała oczywiste pytanie, podnosząc brwi.
- A dlaczego to tak cię interesuje? – prychnął groźnie – ty masz swoje zadanie i pełnisz własną rolę. Nie wtrącaj się w rzeczy, które ciebie nie dotyczą.
- Wyobraź sobie, że dotyczy mnie to bardziej, niż sądzisz. Dzisiaj przez pół godziny latałam wokół skały jak ten półgłówek, a was nie było. Nie łaska wysłać mi list, cokolwiek? – Mirilla założyła gniewnie dłonie na biodra, dodając zgryźliwie – oszczędziłabym sobie chociaż trochę czasu, albo dłużej pospała…
- Rozbiliśmy się tutaj, bo jest bliżej Berk. Znasz chyba plan, czy mam ci powtarzać po raz czwarty, na czym on polega? – Morgun zagrzmiał, marszcząc brwi.
- Nie, już mnie to nudzi. Mogę wiedzieć, co zrobisz z tymi cennymi jajkami? – Miris rzuciła wzrokiem w ramiona mężczyzny, spod których wyłaniały się czerwone plamki na beżowej skorupce.
Coś świsnęło jej nad głową. Ledwo zdążyła się schylić, gdy na drzewie obok ujrzała srebrną strzałę. 
- Na Odyna! – krzyknęła przerażona i podbiegła do pnia, chwytając rulonik papieru przyczepionego za ostrzem.
Drżącymi palcami rozwinęła zwitek z mrożącą krew w żyłach treścią.
Nie chowaj się, nie uciekniesz. Wiem już, gdzie jesteś.”

***

Miris weszła chwiejnym krokiem do domu, a przez jej myśli wciąż przelatywały niepokojące słowa. Dobrze wiedziała, kto był autorem. Była co do tego niemal pewna, ale to wcale nie pomagało. 
Wypędzając okropne rozmyślania z głowy, Mirilla odrzuciła torbę w bok. Wrzasnęła przeraźliwie, gdy jej wzrok napotkał na małego, przypominającego bardziej węża ze skrzydłami,  długiego smoka. 
- Co to jest, na Odyna? - wyszeptała sama do siebie i podeszła bliżej. Maluch patrzył na nią niewinnym spojrzeniem, popiskując cicho. 
- Jak się tu znalazłeś, kolego? - dziewczyna przykucnęła przy małym smoku i położyła dłoń na jego tułowiu. Obróciła się wokoło. Jej wzrok napotkał na popękaną skorupkę, leżącą pod stołem.
W tym samym miejscu, gdzie wcześniej znajdowały się jajka. 
- Ale.. ale jak? - wymamrotała w osłupieniu - przecież były... były tylko dwa jajka!
Na poukładanie myśli nie miała już czasu, bowiem ktoś zapukał do drzwi.
- Już po mnie. - szepnęła ze zgrozą i niewiele myśląc, nakryła malucha futrem. - Proszę! - jęknęła słabo, podnosząc się z ziemi. 
W drzwiach ukazała się Valka.
- Miris! – uśmiechnęła się życzliwie do dziewczyny – miło cię widzieć!
- Wzajemnie, wzajemnie. – wymamrotała, siląc się na żenujący uśmiech. – co cię tu sprowadza?
- Dzisiaj Czkawka poprosił mnie, bym poduczyła cię zielarstwa. On sam ma ostatnio mniej czasu, więc jakieś ręce do roboty by mi się przydały Zgadzasz się?
Pomysł wydawał się dziewczynie całkiem niegłupi, więc szybko kiwnęła głową na potwierdzenie. Błagała w myślach, by Valka już poszła, zanim mały gad da o sobie znać. 
- To całkiem dobry pomysł. Zielarstwo wydaje mi się interesujące, zawsze chciałam zagłębić się w jego tajnikach. Chętnie przyjdę do ciebie później, ale teraz mam jeszcze kilka spraw do załatwienia, także..
Potok jej zagłuszających słów przerwał przeciągły pisk, który wydobył się spod kołdry.
- A co to takiego? – zdziwiła się Valka, podchodząc bliżej źródła głosu. 
No, pięknie. 
- Co, co takiego? – Mirilla udała wielce zdziwioną – co się stało?
- Coś zapiszczało, o, tutaj. – kobieta położyła dłoń na futrze, dokładnie w miejscu, gdzie znajdował się mały gad. 
Smok podskoczył żywo i wygramolił się spod przykrycia. 
Miris wstrzymała powietrze, patrząc panicznie na reakcję kobiety. Valka wydała z siebie okrzyk zachwycenia. Po chwili jednak spoważniała.
- Skąd on się tu wziął? - spytała, spoglądając na speszoną dziewczynę. 
- Ja... wzięłam go ze smoczego sanktuarium. - odparła, wbijając wzrok w swoje stopy. 
Valka westchnęła głęboko.
- Wiem, że nie masz własnego smoka. - rzekła ciszej i jakby spokojniej - rozumiem. Ale następnym razem musisz pamiętać, że to, co należy do smoczego sanktuarium, należy do smoczego sanktuarium. To, co tam powstało, musi tam zostać. Rozumiesz?
Miris podniosła głowę i nieśmiało spojrzała na kobietę nieśmiało. Kiwnęła lekko głową.
- Śliczna jest. - Valka pogładziła delikatnie czerwoną skórę smoka, uśmiechając się. - jak urośnie, będziesz musiała ją wypuścić.
- Dobrze. - Miris odrzekła cicho, spoglądając na małego Drzewokosa. 
Nastała chwila ciszy i obydwie  przypatrywały się tylko małemu cudowi natury. 
- Ja będę już iść. Wpadnij do mnie po południu. - Valka uśmiechnęła się na pożegnanie, prostując się. Pchnęła ciężkie drzwi i wyszła z domu, wpuszczając odrobinę chłodnego powietrza z zewnątrz. 
Mirilla delikatnie pochwyciła w ramiona smoka, który rozglądał się wokoło zaciekawionym spojrzeniem.
- Galilea... Gala. - rzekła dziewczyna, gładząc jej śliską skórę - podoba ci się takie imię?

***

Miris otuliła się mocniej szalikiem, drepcząc po kamienistej ścieżce. Powoli się ściemniało, a jesienny wieczór dawał się we znaki, wciskając zimne powietrze w każdy nieosłonięty zakamarek ciała. 
Dziewczyna pchnęła ciężkie drzwi, a jej nos został uderzony charakterystycznym zapachem papieru, starych książek i wosku. Ciepłe powietrze jednocześnie zmusiło ją do zdjęcia płaszczu i położenia go na ławie, tuż obok regałów z księgami. Podeszła do półki, przejeżdżając palcem po grzbietach grubych, zakurzonych ksiąg.
''Prywatne życie Drzewokosów''
Mirilla z triumfem wysunęła książkę spośród pozostałych i położyła ją na ławie, wzniecając w powietrze tumany kurzu. 
Odkaszlnęła, machając w powietrzu ręką i uchyliła okładkę. 
Jej oczom ukazał się piękny, ręcznie malowany rysunek Drzewokosa w majestatycznej postawie.  Na dole tytuł księgi cudownie wykaligrafowany starannymi literami. 

Spis treści
  1. Podstawy
  2.  Miejsce występowania
  3.  Nawyki codzienne - sposób życia
  4.  Pożywienie
  5.  Przystosowanie do środowiska
  6.  Rozmnażanie 
To było to, czego właśnie szukała. 
Szybko przewróciła grube kartki na podaną stronę. 

Rozmnażanie Drzewokosów 
  1. Dojrzałość do rozmnażania
  2. Okres godowy
  3. Wysiadywanie jaj
  4. Wykluwanie
  5. Wychowywanie
  6. Ważne spostrzeżenia
Pośpiesznie otworzyła księgę na dziale "Ważne spostrzeżenia". Biorąc na logikę, każdy inny otworzyłby rozdział "Wykluwanie". Jednak Mirilla miała przeczucie, że to, czego szuka, znajdzie właśnie w tych otwartych przez nią kartach. 
Nachyliła się nad księgą, posuwając palcem wzdłuż linijek.
"... Jaja Drzewokosów trzymać z dala od żywicy z drzew iglastych. W przeciwnym wypadku, podczas kontaktu jaja z takową substancją, skutkiem będzie rozmnożenie się jaj oraz szybsze wykluwanie..."

Mirilla przeczytała fragment trzy razy, zanim wszystko do niej dotarło.
Złapała się za głowę i dopiero wtedy przypomniała sobie sytuację, gdy torba wyrzucona przez nią przy upadku uderzyła miseczkę z żywicą. Żywica się wylała i najwyraźniej skapnęła na jedno z jajek. 
Teraz było wszystko całkiem jasne i miało wyjaśnienie prostsze, niż mogło się wydawać. 
Dziewczyna  ledwo powstrzymała się od wybuchnięcia cichym rechotem, wywołanym komizmem całej tej sytuacji. Zamknęła księgę z głośnym hukiem i odłożyła na regał. Nie odbyło się oczywiście bez ponownego osypania kolejną porcją kurzu. 
Zarzuciła płaszczyk na ramiona, zawinęła się szalikiem po nos i wyszła na zewnątrz. 
Na dworze było już całkiem ciemno, ale Mirilli nie śpieszyło się specjalnie do domu. Pokrzepiona faktem wyjaśnionego problemu, w dobrym humorze postanowiła zrobić sobie mały spacer wokół wioski, biegnący przy klifach i małym zagajniku. 
Podśpiewując pod nosem ruszyła drogą oświetloną lekko światłem księżyca.
Zawsze lubiła spacerować sama po lesie. Może to nie do końca dobrze jej się kojarzyło z przeszłością, ale i tak zawsze nie gardziła leśnymi ścieżkami. Lubiła ten zapach, ciszę, która przerywana była tylko łagodnymi odgłosami zwierząt, szumiących liści poruszanych wiatrem. 
Była to cisza odmienna. 
Samotność, którą zawsze mogła wykorzystać na rozmyślania o całkiem nieistotnych rzeczach, na co nie było czasu podczas zabieganego dnia. 
Coś zaszeleściło w krzakach, wyrywając ją z błogiego spokoju.
Obróciła się nerwowo, gdy do jej głowy znów wpłynęły wymowne dwa zdania. Było już za późno na jakąkolwiek reakcję.
Mocne ramię chwyciło ją od tyłu i wciągnęło w krzaki. Napastnik zatkał jej usta dłonią w rękawiczce. Mirilla odruchowo zaczęła się szarpać, kopiąc i wierzgając nogami na wszystkie strony. Zdołała się wyrwać z mocnego uścisku i dać mocnego kopniaka mężczyźnie, który na chwilę zgiął się w pół. Dziewczyna wykorzystała okazję i wyjęła nóż z kieszeni. 
Wtem, całkiem nieoczekiwanie, ktoś natarł ją z drugiej strony. Straciła równowagę i upadła jak długa na wilgotną ziemię, wypuszczając nóż z dłoni. Obróciła się szybko na plecy, ale trzymana mocno, pozostała w pozycji leżącej. Obezwładnione ręce nie miały jak wyszukać noża na ziemi. 
- Cicho bądź, a oszczędzisz sobie życie. - syknął jej jadowicie do ucha, podrywając do pionu. Złapał ją za nadgarstki i boleśnie związał za plecami. Włożył jej materiał do ust i zawiązał z tyłu głowy, co służyło za knebel.
- Niegrzeczna panienka... - mruknął szyderczo drugi, kiwając jej palcem przed nosem.
Mirilla wydała z siebie tylko wściekły, zduszony warkot, bo tylko na tyle pozwalały jej skrępowane usta. Zarzuciła głową, gdy jeden z nich złapał ją mocno za szyję. 
Dostała czymś ciężkim w tył głowy. I odpłynęła. 

___________________________________________________________________________


Po pierwsze, to wybaczcie mi za taką ilość '***', ale nie miałam jak połączyć poszczególnych scen, więc musiałam pisać oddzielnie. D: Miałam z tym mały problem, a dodam, że najpierw na samym początku był jeszcze jeden fragment, jak Miris wybierała się do wyjścia. Ale ze względu na dużą ilość tych nieszczęsnych '***' darowałam sobie ten fragment no i zaczęło się od sceny u Astrid... ech, dużo by gadać. ;___;
Wcześniej miałam plan umieścić to w dwóch rozdziałach, ale potem zmieniłam zdanie. xD
Wyszło chyba dobrze i z czego jestem dumna, jest to chyba dotychczas najdłuższy rozdział. c:
Mam nadzieję, że się podoba, bo pisałam to dobre trzy godziny, z przerwami na zadania domowe. :)

Enjoy!
~Szczerbata

niedziela, 7 września 2014

Rozdział jedenasty - "Smocze wyścigi"

Mirilla delikatnie położyła jajka na wcześniej przygotowanym miękkim futrze wypchanym wełną i wsunęła zza stół. Tak na wszelki wypadek, gdyby ktoś zachciał odwiedzić jej skromne progi.
Uniosła głowę ku górze i westchnęła głęboko z myślą, że najgorsze już za nią. W głębi serca była z siebie jak najbardziej zadowolona. Ale dzień się jeszcze nie kończył.

Dziewczyna przyłożyła palec do skroni, starając przypomnieć sobie dokładną datę smoczego wyścigu.
Czyż to nie wypadało dzisiaj?
Mris stuknęła się dłonią w głowę i szybko wybiegła z domu, chwytając torbę w dłoń. Przeszła przez zatłoczone ulice i szybko zajęła miejsce na pełnych już trybunach.  Siedziała na samym dole, ale mniej więcej było wszystko widać. Chaos panujący wokół niej jeszcze bardziej podniecił atmosferę, bowiem Mirilla pierwszy raz w życiu miała okazję oglądać wyścigi smoków. Wiele o tym słyszała i miała świadomość, że ten 'sport' wywodził się właśnie z Berk. 
Zawodnicy ustawili się równo na linii startowej. Dziewczyna wytężyła wzrok i ujrzała znajome twarze. Śledzik, Smark, Mieczyk i Szpadka, umalowani każdy w innej barwie, siedzieli na swych smokach z zaciętymi minami. Nie były to ich pierwsze wyścigi, więc byli twardymi zawodnikami. 
Ukradkiem spoglądali na amatorów stojących obok, którzy dla odmiany wyglądali na przerażonych i zestresowanych. 
- Jednak przyszłaś. - Mirilla szybko odwróciła się w stronę źródła znajomego głosu. 
Kiwnęła głową, lekko uśmiechając się do zielonych oczu.
- Myślałam, że zostaniesz z Astrid. - mruknęła, znowu spoglądając na zawodników. 
Czkawka jakby świadomie zignorował wypowiedziane przez nią słowa.
- Jak było w Sanktuarium? - spytał wymijającym tonem.
- Cudownie. Nigdy nie widziałam bardziej niesamowitego miejsca. - dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie.
Na tym rozmowa zawisła w powietrzu, wypełnionym gwarem i śmiechem publiki. Pyskacz zadął w róg i smoki wystrzeliły z linii startu, powodując powstanie mocnego podmuchu. Pierwsze dwie owce zostały wyrzucone w powietrze i po chwili wylądowały w szponach Jota i Wyma.
- Nie wiedziałam, że ty i Astrid jesteście parą. - Miris spojrzała na Czkawkę wyczekującym wzrokiem, prowokując rozmowę na najbardziej interesujący ją temat.
- To już w końcu sześć lat. - mruknął w odpowiedzi chłopak, uciekając od jej spojrzenia. - tylko teraz tego nie widać.
- Coś się stało? - spytała współczująco, jakby całkiem nie wiedziała o co mu chodzi. To było takie proste, udawanie niewinnej, głupiej dziewczyny.
- Ty chyba wiesz najlepiej. - Czkawka rzucił jej podirytowane spojrzenie, trzymając emocje mocno za wodze.
Miris przemilczała w odpowiedzi.
- Od tamtego czasu mnie unika, nie chce zamienić ani słowa. Od miesięcy się już tak nie pokłóciliśmy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie moja wina. Ale oczywiście ona wie najlepiej... Nawet nie da sobie tego wyjaśnić. Nie dopuści do siebie nawet myśli, że przesadza ... - zawiesił wypowiedź i spojrzał badawczo na dziewczynę - zresztą, dlaczego ja ci to mówię...
Czkawka zmarszczył brwi i szybko wstał z miejsca.
- Czkawka, nie! - Mirilla poderwała się i chwyciła go za dłoń - ja nie chciałam, nie chciałam cię urazić... Przepraszam...
Chłopak wyrwał palce z jej uścisku, spoglądając na nią wzrokiem pełnym wyrzutu. Przepchał się przez tłum i zniknął szybko w gąszczu ludzi z jej pola widzenia.


***

Deszcz zagradzał drogę i całkowicie uniemożliwiał ucieczkę. Miris wymknęła się szybko, przeciskając się przez mokry, ociekający wodą tłum i wbiegła na zalaną i pełną kałuż uliczkę, którą szybko przemierzyła z głośnym chlupotem rozpryskującej się wody pod jej stopami.
Wpadła do domu niczym burza, zamykając pośpiesznie drzwi. Zrzuciła siebie szybko przemoczony płaszczyk i buty i weszła pośpiesznym krokiem do swego pokoju. Mokre skarpetki poślizgnęły się na wytartym drewnie i Mirilla upadła jak długa, wyrzucając torebkę z dłoni wprost na stół naprzeciwko. Torba niefortunnie wylądowała obok świeczki i przewróciła miseczkę z kleistą żywicą.
- Niech to diabli... - zaklęła pod nosem, masując obolałe biodro. Podeszłą szybko do przewróconej świeczki, której wosk zdążył już rozlać się po ćwiartce stołu. Przywróciła miseczkę do pionowej pozycji, z której wylała się odrobina żywicy. Parząc sobie palce rozgrzanym woskiem, wetknęła świeczkę na miejsce. Zdrapała zaschniętą żywicę z rogu stołu i westchnęła głęboko, obrzucając miejsce wypadku przelotnym spojrzeniem by stwierdzić, że wszystko jest na miejscu.
Zrzuciła z siebie resztę ubrań i nałożyła cieplutkie futro, które służyło jej za szlafrok.
Usiadła na łóżko, wsłuchując się dudnienie deszczu o dach i przybliżających się hukach gromów.
W tym miesiącu na Berk było wyjątkowo dużo ulew i burz.
Zawsze tu tak jest?
Wyścig skończył się tuż przed samym oberwaniem chmury, na szczęście uczestników. Nic przyjemnego, latanie w ścianie deszczu.
Pokrywa szarych obłoków całkiem zasnuła niebo, tak, iż szybciej zaczęło się robić ciemno. Mirilla z myślą, że jutro musi się wcześnie obudzić, zakopała się w miękkim futrze i zasnęła.


_________________________________________________________________________

No, zebrałam się i napisałam. Wasze komentarze we wcześniejszym poście bardzo mnie podniosły na duchu i zdeterminowały do napisania tego rozdziału! c: Może i jest krótki, ale historię, którą sobie już ułożyłam, chciałam rozdzielić na dwa rozdziały.
Ogromnie wam dziękuję za wsparcie, a tym czasem... lecę pisać dwunastkę! :3

Enjoy!
~Szczerbata



sobota, 6 września 2014

Wyjaśnienia

*Tak, tak, taka biedna jest, bo nikt jej bloga nie czyta… Głupie użalanie, też mi coś.*
Wiem, że mała garstka osób czeka na ten przeklęty jedenasty rozdział.
Dlaczego nie piszę?
Otóż wpadłam w „artystycznego doła” - zaczynam wątpić, że ktokolwiek to czyta… Wena może i jest, ale całkowicie straciłam chęci do pisania.
Ale najbardziej przybił mnie fakt, że z 250 wyświetleń dziennie spadło do 40. 
Duża różnica, prawda? 
Rozumiem, rok szkolny i tak dalej (sama nie mam łatwo), więc muszę być wyrozumiała. 
W każdym razie chciałam poprosić, by każdy z was, który przeczyta tę informację, wsparł mnie w formie jednego, dwóch, trzech *wszystko jedno ile*  komentarzy, jeśli dotychczas tego nie zrobił. Ocenianie w reakcjach również mile widziane. Wklejenie linku/banneru gdzieś tam nie wchodzi w grę, bo to już całkiem inna sprawa. 
A ten jedenasty rozdział.. postaram się do niego zebrać. 
Liczę na Was…? 
Pozdrawiam i życzę miłego dnia
~Szczerbata

poniedziałek, 1 września 2014

Rozdział dziesiąty - "Smocze Sanktuarium"

Astrid cały wieczór siedziała w zacisznym zakątku Berk, przy Kruczym urwisku. Wsłuchiwała się tylko w szum drzew, przyglądała się Wichurze. Chciała spędzić całkiem samotnie ostatnie chwile przed egazminem, czytając jeszcze raz uważnie wszystkie rozdziały. Przewróciła kolejną kartkę i z niczego przypomniała sobie tajemniczym zdaniu. Do jej myśli od razu wkradł się Czkawka. 
Ciekawe, co on teraz robi?
Je kolację w fortecy? Lata na Szczerbatku? A może siedzi w domu i myśli o niej? Tak samo, jak ona myśli teraz o nim. Męczyła ją już cała sytuacja. Starała się zachowywać twardo i niewzruszenie na to wszystko, ale dnia na dzień czuła się z tym coraz gorzej. Potrafiła go tylko obserwować w milczeniu. Żadna rozmowa nie wchodziła nawet w grę. 
Astrid poczuła małą kroplę wody na nosie, która brutalnie wyrwała ją z rozmyślań.  A za chwilę kolejną i kolejną. Szum drzew się wzmógł, co oznaczało nadchodząca burzę.
- Chodź Wichurka, lecimy do domu. Trochę zimno się zrobiło. - dziewczyna wrzuciła książkę niedbale do torby i wskoczyła na smoka. Wyleciały ponad drzewa, gdzie uderzył ich silny wiatr. Smoczyca opornie ruszyła naprzód, walcząc z ulewnym deszczem.
Astrid weszła do domu przemoknięta do suchej nitki. Szybko zdjęła mokre ubranie, pozostając w samej bieliźnie. Zagrzała wodę na ognisku i poszła do łazienki, by wziąć zagrzewającą kąpiel. Siedziała tam dobre pół godziny. Nie lubiła marnować czasu, ale na takie przyjemności pozwalała sobie raz na jakiś czas. Gdy wyszła, cały dom wypełnił się przyjemnym zapachem ziół ... i dużą ilością pary wodnej.

*** 

Minęły już dwa dni, a ona nadal nie wiedziała, jak dostać się do Smoczego Sanktuarium. Na szczęście, jak z niebios spadł deszcz, i nieszczęsna Astrid dostała paskudnej grypy. Mirilla wiedziała, co to oznacza. Valka z wielką pewnością wyruszy w to miejsce  po Smoczy Mniszek. Któż zabroni Mirilli polecieć razem z nią?
- Pij, pij do dna. - Valka podała Astrid duży kubek z ziołową herbatą. Dziewczyna owinęła się mocniej grubą pierzyną i pochwyciła w dłonie gorące naczynie. Podciągając nosem upiła łyk herbatki. - dzisiaj polecimy do Sanktuarium, bo inaczej ciężko będzie z twoim zdrowiem. 
Ta w odpowiedzi kiwnęła tylko głową. 
- Miris, lecisz ze mną? - kobieta uśmiechnęła się do brunetki przyjaźnie.
- Oczywiście! - ta odwzajemniła uśmiech, zadowolona ze swych sprawdzonych przewidywań - nigdy tam nie byłam. 
- Polecimy za chwilkę. Ty leż i się wygrzewaj. Nigdzie nie wychodź! - Valka zagroziła jej palcem, śmiejąc się serdecznie - nie będziemy tam dłużej niż godzinkę.
- A ... kto się mną zajmie? - spytała niepewnie Astrid zachrypniętym głosem. 
- Czkawka. - odpowiedziała kobieta tonem, jakby to było oczywiste. - a któż inny?
- Czkawka. - powtórzyła cicho Astrid przekornym tonem. 
Cudownie. 
- No, to idziemy. - kobieta wzięła swój hełm oraz torbę.
Razem w Mirillą wyszły z domu. 
Wskoczyły na swe smoki i wybiły się wysoko w powietrze. Minęła chwila, zanim ich oczom ukazała się ogromna, lodowa góra. Skręciły w szczelinę pomiędzy lód i wylądowały.
Zsiadły ze smoków w całkiem ciemnej jaskini. Valka złapała Miris za rękę i poprowadziła korytarzem z którego biło słabe światło. Wspięły się po uszlifowanych skałach, aż w końcu ukazał się niesamowity widok. Smocze Sanktuarium było niczym całkiem inna, odmienna kraina. Jak podziemny świat, gdzie nikt nie ma dostępu. 
- Tu jest... cudownie... - rzekła cicho Miris, szczerze oczarowana pięknem miejsca. 
- Nieprawdaż? - Valka uśmiechnęła się pod nosem - przesiaduję tu ponad 20 lat, a nadal mam wrażenie, jakbym oglądała to wszystko pierwszy raz... Chodź, poszukamy Smoczego Mniszka.
Dziewczyna jakby wyrwana z transu wróciła na ziemię, podążając za nią. Przeszły w dół urwiska, po drodze podziwiając piękny wodospad. 
- Są... - Valka schyliła się, urywając kilka niepozornie wyglądających listków - zbiorę trochę więcej, na zapas.
- Mogę o coś spytać? - Miris sprytnie przeszła do sprawy, która była głównym celem jej przybycia.
- Tak? - powiedziała kobieta życzliwie, podnosząc na nią głowę  - słucham.
- Gdzie mogę pooglądać smocze jajka? - rzekła, starając się, by nie sprawiała wrażenia speszonej. Dodała łagodząco z nieśmiałym uśmiechem - zawsze mnie to interesowało...
- Wylęgarnia? Idź cały czas prosto, aż trafisz do dużej, zaciemnionej jaskini. - odparła i wróciła do zrywania listków - tylko wracaj zaraz, nie będziemy tu tak długo siedzieć.
Mirilla szybko ruszyła we wskazanym kierunku, zabierając ze sobą torbę.
Błądząc wzrokiem po nieznanych jej roślinach doszła do dużego otworu w skale. Postawiła kilka kroków w przód i zajrzała do środka.
Nie mogła uwierzyć oczom, widząc taką ilość jajek. Na Odyna, gdyby Morgun to zobaczył!
Pośpiesznie zaczęła przeczesywać wszystkie zakamarki wzrokiem, szukając beżowych jaj w ciemnopomarańczowe plamy.
Są!
Dziewczyna podbiegła szybko do owego miejsca i przykucnęła. Przyglądnęła się jajkom i doszła do pozytywnego odkrycia, że są one dość małe. Na oko, wielkości czterech pięści. 
Mirilla zawachała się.
Ostrożnie sięgnęła po dwa z nich i z satysfakcją wcisnęła do swej skórzanej torby.

***

Astrid odłożyła kubek na drewniany stoliczek stojący obok łoża i osunęła się lekko do poziomej pozycji. Powieki same się jej zamykały. Na siłę starała się nie zasnąć, ale nie dała rady postawić się naturze. Chcąc nie chcąc wpadła w przyjemną drzemkę. 
Drzwi od sypialni lekko się uchyliły i do pokoju wszedł Czkawka. Astrid, całkiem nieświadoma wizyty, spała już w najlepsze. Chłopak cicho, by jej nie zbudzić, przysunął krzesło do łóżka i usiadł, składając głowę na oparte o kolana ramiona. 
Przyglądał się tylko jej złotym kosmykom, opadającym na zamknięte powieki i twarz o anielskim wyrazie. Tak wiele mu się teraz mąciło w sercu. Ileż by dał, by móc znowu ucałować jej  malinowe wargi, ujrzeć ciepły uśmiech. 
Siedział w bezruchu i patrzył na wybrankę swego serca. W tej sytuacji tylko tyle mu wystarczyło. Nie wiedział, ile spędził na to czasu. 
- Jesteśmy! - Czkawka usłyszał stłumiony okrzyk swej matki i tym samym wyrwał się ze spokojnej atmosfery. Astrid otworzyła oczy i jej błękitne oczy napotkały na przepełniony miłością i smutkiem wzrok. Chłopak szybko odwrócił głowę, gdy do pokoju weszła Valka oraz Miris. 

___________________________________________________________________________

Tutaj chciałam tylko zaczerpnąć informację, czy wszyscy wiedzą jak wygląda Smocze Sanktuarium? 
Pytam na wszelki wypadek, bo nie jestem pewna, czy wszyscy oglądali "Jak wytresować smoka 2" Jeśli ktoś nie wie, będę taka miła i pokażę wam. c:
A co do rozdzialiku... mam nadzieję, że jako tako wyszedł <:

Enjoy!
~Szczerbata




Rozdział dziewiąty - "Jaja drzewokosów"

Miris leżała w łóżku, oczekując dobrej pory na małą wycieczkę.
List od Morguna leżał na stole, niezbyt zamaskowany przed jakimkolwiek potencjalnym ciekawskim. Dziewczyna dźwignęła się z łoża. Chwyciła kartkę i wrzuciła ją pomiędzy kartki swego notatnika. Do kieszeni włożyła mały zwitek papieru, pochwyciła zeszyt i wyszła z domu, wcześniej wygaszając ognisko.
Szła wolno i cicho by ograniczyć jakichkolwiek świadków. Po drodze zaszła do paśnika i wzięła jedną rybę. Przedreptała przez kładkę i weszła na Arenę.
Pomiot spał w jednej z klatek, tuż obok wejścia. Dziewczyna z trudem przesunęła dźwignię i wrota lekko się uchyliły. Zębacz otworzył zaspane oczy, niezbyt zadowolony nocnymi odwiedzinami. Ku miłemu zaskoczeniu dziewczyny smok miał na sobie siodło.
 - No, chodź... - Mirilla wyciągnęła w stronę smoka apetyczną rybę. Zwierzę przystanęło, wyciągnęło łeb i szybko pochwyciło dany mu smakołyk - grzeczny Pomiot.
Dziewczyna położyła dłoń na jego chropowatej skórze i obrzuciła smoka wzrokiem, którego dzisiaj dostała od Czkawki. Nie był on najpiękniejszym z przedstawicieli Śmiertników Zębaczy, ale dla niej liczyło się dzisiejszej nocy tylko to, że ma sprawne skrzydła i w pełni rozwiniętą umiejętność latania.
Na dworze było niezmiernie ciemno, a zapewne większa część wioski była już zatopiona w kamiennym śnie. Wystarczająca część, by Mirlla niezauważona odleciała z wyspy.
Wgramoliła się szybko na Pomiota. Smok zarzucił głową, zaskoczony nagłym ciężarem. Poderwał się do lotu, przechylając się w prawą stronę, pociągnięty za uprząż.
Mirilla błądziła wzrokiem we mgle, szukając dużej skały w charakterystycznym kształcie, gdzie umówiła się z Morgunem. Po dłuższej chwili zza chmury wyłoniła mała wyspa, a tuż za nią kilka statków.
Pomiot wylądował niezdarnie na pokładzie jednego z nich, z głośnym brzdękiem przewracając wszystko wokół. Dziewczyna zeskoczyła ze smoka z gracją, obrzucając ostrożnym spojrzeniem stojących strażników.
- Przyleciałaś. - ponury, donośny głos odezwał się zza jej pleców.
Dziewczyna szybko obróciła się na pięcie, gdy jej wzrok wylądował na pokrytej bliznami twarzy.
- Tak jak obiecałam... - odparła obojętnym głosem, zatapiając rękę w głębokiej kieszeni w swej tunice.
- Jak tam na Berk? - spytał z ironicznym uśmiechem.
- Nic specjalnego się nie dzieje. - Miris wyciągnęła ku niemu dłoń z kawałkiem pomiętego papieru. Morgun wziął zwitek w palce i szybko rozwinął. Zmarszczył czoło.
- Mają tego za dużo. - skomentowała beztrosko - na dodatek nie było łatwo policzyć.
- Przynajmniej wiemy ile. - mruknął, rzucając okiem na brunetkę - dobrze się spisałaś.
Mirilla pominęła tę pochwałę, nie biorąc jej za bardzo do siebie. I tak wystarczy, że wpakowała się w te wszystkie brudne podstępy.
- Mogę już lecieć? - spytała z nutką zniecierpliwienia w głosie.
- Nie, zaczekaj. Gdzie ci tak śpieszno? - zarechotał z ironią - jak ci się mieszka?
- Dobrze. Dostałam małą izbę, całkiem blisko fortecy. Sama mieszkam. - odparła jakby wymijająco.
- Nie masz na co narzekać... - mruknął i po chwili dodał - mam dla ciebie jeszcze jedno zadanie.
Miris podniosła brwi wyczekująco.
- Przyniesiesz mi kilka jaj Drzewokosów.
Odpowiedź wprawiła ją w niemałe osłupienie.
- Że co? - syknęła zdziwiona - a gdzie ja, na Odyna, takie jajka znajdę? - założyła ręce na biodra, przechylając pytająco głowę.
- Smocze Sanktuarium jest całkiem blisko Berk, czyż nie? - Morgun zauważył chytro.
- Może i jest, co nie oznacza, że Valka go nie pilnuje. Z tego co mi wiadomo, lata tam co najmniej raz na dwa dni. - odpowiedziała z przekąsem.
- Tak? - mężczyzna zastygł w teatralnym zamyśleniu - w takim razie rozmyślę wydanie cie w ręce Dagura. Tego byś chyba nie chciała?
Miris przygryzła wargę, postawiona w sytuacji pod ścianą. Oczywiście, że by tego nie chciała.
- Dobrze, polecę ci już po te jaja. - uległa mimo swej zaciętości i dodała ponuro - Jeśli wcześniej nie zostanę złapana przez Czkawkę lub innego wikinga z Berk. Chyba wszyscy potrafią rozpoznać jaja Drzewokosów. Gdy zobaczą, że takowe mam, nie skończy się to dla mnie dobrze.
- To już chyba nie jest mój problem. - Morgun uśmiechnął się jadowicie - wracaj, bo jest już późno.
Miris posłała mu zimne spojrzenie i wskoczyła na smoka. Pomiot odbił się mocno od drewnianego pokładu i poszybował wgłąb mgły.

***

- Wiecie co? Latałem dziś ze Sztusią wokół Berk i widziałem jakieś statki! - powiedział Śledzik i z przejęcia zakrztusił się swym kawałkiem kurczaka. - taakie ogromne, było ich chyba z osiem!
- E tam. - Sączysmark machnął ręką - statki niedaleko Berk to żadna nowość. Nie jesteśmy na świecie sami, baranie.
- Dzisiaj pierwszy dzień Smoczej Akademii! - wykrzyknął Mieczyk entuzjastycznie, dając porządnego kuksańca w ramię swojej siostrze, niczym kumplowi.
- Ciekawe czy będziesz taki zadowolony, gdy będziesz musiał uczyć od podstaw małe bachory. Zapewniam cię, że jest to koszmarnie nudne. Nie wiem jak wy, ale ja się na to nie piszę... - westchnęła Szpadka, wygrzebując nożem ości z ryby - mam chyba ciekawsze rzeczy do roboty.
- Jak nacieranie swoich kudłów olejem rybnym... - mruknął Mieczyk, pociągając nosem z obrzydzeniem - wytłumacz mi, jak ja z tobą wytrzymuję...
Astrid siedziała na krańcu ławy, obojętnie przysłuchując się rozmowom pozostałych. Cały czas obserwowała ukradkiem Czkawkę, który zajmował miejsce obok Śledzika. Był jakby całkiem nieobecny, pogrążony we własnych myślach.
Pora była stosunkowo wczesna jak na drugie śniadanie, ale wszyscy zebrali się, nie wiadomo dlaczego, wcześniej niż zwykle. Po jakimś czasie jednak sala zaczęła powoli pustoszeć, aż w końcu została tylko ich grupka. Astrid wciąż zastanawiała się, czy powiedzieć Czkawce o statkach Morguna, które widziała niedaleko swej wyspy. Temat był ciężki, ale doszła do wniosku, że od tego zależą nie tylko jej relacje z wodzem, ale również przyszłość całej wyspy. Postanowiła odłożyć to na później.
Chcąc nie chcąc, wstała niechętnie od stołu, z optymistycznymi myślami o jutrzejszym egzaminie, do którego przygotowywała się ponad pół roku. Nie żegnając się nikim opuściła fortecę i skierowała się do swojego domu.


___________________________________________________________________________

Rozdział trochę krótki, ale wydaje mi się, że wymowny. Pierwsza część całkiem improwizowana. :D Na kolejny nie będziecie czekać zbyt długo. Mam nadzieję :x

Enjoy!
~Szczerbata


Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}