Uniosła głowę ku górze i westchnęła głęboko z myślą, że najgorsze już za nią. W głębi serca była z siebie jak najbardziej zadowolona. Ale dzień się jeszcze nie kończył.
Dziewczyna przyłożyła palec do skroni, starając przypomnieć sobie dokładną datę smoczego wyścigu.
Czyż to nie wypadało dzisiaj?
Mris stuknęła się dłonią w głowę i szybko wybiegła z domu, chwytając torbę w dłoń. Przeszła przez zatłoczone ulice i szybko zajęła miejsce na pełnych już trybunach. Siedziała na samym dole, ale mniej więcej było wszystko widać. Chaos panujący wokół niej jeszcze bardziej podniecił atmosferę, bowiem Mirilla pierwszy raz w życiu miała okazję oglądać wyścigi smoków. Wiele o tym słyszała i miała świadomość, że ten 'sport' wywodził się właśnie z Berk.
Zawodnicy ustawili się równo na linii startowej. Dziewczyna wytężyła wzrok i ujrzała znajome twarze. Śledzik, Smark, Mieczyk i Szpadka, umalowani każdy w innej barwie, siedzieli na swych smokach z zaciętymi minami. Nie były to ich pierwsze wyścigi, więc byli twardymi zawodnikami.
Ukradkiem spoglądali na amatorów stojących obok, którzy dla odmiany wyglądali na przerażonych i zestresowanych.
- Jednak przyszłaś. - Mirilla szybko odwróciła się w stronę źródła znajomego głosu.
Kiwnęła głową, lekko uśmiechając się do zielonych oczu.
- Myślałam, że zostaniesz z Astrid. - mruknęła, znowu spoglądając na zawodników.
Czkawka jakby świadomie zignorował wypowiedziane przez nią słowa.
- Jak było w Sanktuarium? - spytał wymijającym tonem.
- Cudownie. Nigdy nie widziałam bardziej niesamowitego miejsca. - dziewczyna uśmiechnęła się sama do siebie.
Na tym rozmowa zawisła w powietrzu, wypełnionym gwarem i śmiechem publiki. Pyskacz zadął w róg i smoki wystrzeliły z linii startu, powodując powstanie mocnego podmuchu. Pierwsze dwie owce zostały wyrzucone w powietrze i po chwili wylądowały w szponach Jota i Wyma.
- Nie wiedziałam, że ty i Astrid jesteście parą. - Miris spojrzała na Czkawkę wyczekującym wzrokiem, prowokując rozmowę na najbardziej interesujący ją temat.
- To już w końcu sześć lat. - mruknął w odpowiedzi chłopak, uciekając od jej spojrzenia. - tylko teraz tego nie widać.
- Coś się stało? - spytała współczująco, jakby całkiem nie wiedziała o co mu chodzi. To było takie proste, udawanie niewinnej, głupiej dziewczyny.
- Ty chyba wiesz najlepiej. - Czkawka rzucił jej podirytowane spojrzenie, trzymając emocje mocno za wodze.
Miris przemilczała w odpowiedzi.
- Od tamtego czasu mnie unika, nie chce zamienić ani słowa. Od miesięcy się już tak nie pokłóciliśmy. A najlepsze w tym wszystkim jest to, że to nie moja wina. Ale oczywiście ona wie najlepiej... Nawet nie da sobie tego wyjaśnić. Nie dopuści do siebie nawet myśli, że przesadza ... - zawiesił wypowiedź i spojrzał badawczo na dziewczynę - zresztą, dlaczego ja ci to mówię...
Czkawka zmarszczył brwi i szybko wstał z miejsca.
- Czkawka, nie! - Mirilla poderwała się i chwyciła go za dłoń - ja nie chciałam, nie chciałam cię urazić... Przepraszam...
Chłopak wyrwał palce z jej uścisku, spoglądając na nią wzrokiem pełnym wyrzutu. Przepchał się przez tłum i zniknął szybko w gąszczu ludzi z jej pola widzenia.
***
Deszcz zagradzał drogę i całkowicie uniemożliwiał ucieczkę. Miris wymknęła się szybko, przeciskając się przez mokry, ociekający wodą tłum i wbiegła na zalaną i pełną kałuż uliczkę, którą szybko przemierzyła z głośnym chlupotem rozpryskującej się wody pod jej stopami.
Wpadła do domu niczym burza, zamykając pośpiesznie drzwi. Zrzuciła siebie szybko przemoczony płaszczyk i buty i weszła pośpiesznym krokiem do swego pokoju. Mokre skarpetki poślizgnęły się na wytartym drewnie i Mirilla upadła jak długa, wyrzucając torebkę z dłoni wprost na stół naprzeciwko. Torba niefortunnie wylądowała obok świeczki i przewróciła miseczkę z kleistą żywicą.
- Niech to diabli... - zaklęła pod nosem, masując obolałe biodro. Podeszłą szybko do przewróconej świeczki, której wosk zdążył już rozlać się po ćwiartce stołu. Przywróciła miseczkę do pionowej pozycji, z której wylała się odrobina żywicy. Parząc sobie palce rozgrzanym woskiem, wetknęła świeczkę na miejsce. Zdrapała zaschniętą żywicę z rogu stołu i westchnęła głęboko, obrzucając miejsce wypadku przelotnym spojrzeniem by stwierdzić, że wszystko jest na miejscu.
Zrzuciła z siebie resztę ubrań i nałożyła cieplutkie futro, które służyło jej za szlafrok.
Usiadła na łóżko, wsłuchując się dudnienie deszczu o dach i przybliżających się hukach gromów.
W tym miesiącu na Berk było wyjątkowo dużo ulew i burz.
Zawsze tu tak jest?
Wyścig skończył się tuż przed samym oberwaniem chmury, na szczęście uczestników. Nic przyjemnego, latanie w ścianie deszczu.
Pokrywa szarych obłoków całkiem zasnuła niebo, tak, iż szybciej zaczęło się robić ciemno. Mirilla z myślą, że jutro musi się wcześnie obudzić, zakopała się w miękkim futrze i zasnęła.
_________________________________________________________________________
No, zebrałam się i napisałam. Wasze komentarze we wcześniejszym poście bardzo mnie podniosły na duchu i zdeterminowały do napisania tego rozdziału! c: Może i jest krótki, ale historię, którą sobie już ułożyłam, chciałam rozdzielić na dwa rozdziały.
Ogromnie wam dziękuję za wsparcie, a tym czasem... lecę pisać dwunastkę! :3
Enjoy!
~Szczerbata
B.O.S.K.I. !! Taki zajebiaszczy *-* czekam na dwunastke ;)
OdpowiedzUsuńŚwietny! :)
OdpowiedzUsuńŚwietny rozdział ^^ Nie mogę się doczekać 12 :D
OdpowiedzUsuńNadal nie rozumiem, jak można być taką utalentowaną osobą, jaaak!?
OdpowiedzUsuńCiekawe kto wygrał te wyścigi xd ale to już inny temat, co?
OdpowiedzUsuńRozdział interesujący, wyścigi smoków to wspaniały sport :> Biedny Czkawka, taki smutny, że Astrid nie chce mu wybaczyć...
Pozdrawiam!