wtorek, 11 listopada 2014

Rozdział dwudziesty drugi - "Szyszki"

Astrid powoli otworzyła oczy, czując na ramieniu delikatne łaskotki. Przekręciła głowę, przerzucając swój zepsuty przez noc warkocz i uniosła się sponad kołder.
Zasłony w zaciemnionym pokoju były dokładnie zasunięte, więc jak tu ocenić godzinę?
Dziewczyna stawiając nogi na skrzypiącym drewnie narzuciła cienkie futro na koszulę nocną. Od razu gdy uchyliła drzwi od sypialni, dopłynął do niej smaczny zapach jajecznicy na wędzonym mięsie.
Oczekując widoku Czkawki przy palenisku, weszła do kuchni i przeciągnęła się mocno.
- Dzień dobry wszystkim - sapnęła z ospałym uśmiechem, spoglądając na Valkę - cóż tak pięknie pachnie?
- Zazdroszczę ci, że niebawem będziesz go miała u siebie w domu! - uśmiechnęła się chytro Valka i westchnęła teatralnie - co ja będę jeść?
- Będziesz jeść u nas. - odpowiedział znad blatu Czkawka, spoglądając na nią ostrzegawczo.
Astrid ledwo zastanowiła się nad sensem słów "u siebie w domu" i "jeść u nas", ale jej nierozbudzony mózg zdobył się tylko na polecenie uśmiechnięcia się z przymkniętymi oczami. Wypowiedziane przez nich zdania wypuściła drugim uchem, bowiem teraz myślała tylko o jajecznicy. Podeszła do blatu i otworzyła szafkę w zamiarze rozłożenia talerzy. Przeszkodził jej w tym chłopak, przyciągając ją do siebie.
- Jak ci spało w moim twardym łóżku? - spytał z nutką rozbawienia w głosie.
- Całkiem dobrze. Jajecznica ci się przypala. - cmoknąwszy go w nos, wyrwała się z uśmiechem z objęć.
- Mirilla wspominała coś o swoim wczorajszym cudownym uzdrowieniu? - Czkawka zwrócił się do matki, ściągając patelnię z płyty.
- Tak, sama się jej spytałam - odpowiedziała kobieta, opierając się łokciem o krawędź stołu - opowiedziała mi nieco o tym. Nie powiem, byłam pod wrażeniem jej zasobów wiedzy.
- Jeśli uczyła ją sama szamanka, to chyba dość oczywiste...
- Mimo tego, ukłuło to moją ambicję. - zaśmiała się do siebie - dwadzieścia lat ze smokami, a nie wiedziałam takich rzeczy!
- Za to na pewno wiesz, jak łatwo ogłupić smoka. - odparł z pokrzepiającym uśmiechem, podchodząc z parującą zawartością na patelni - dużo czy mało?
- Mało, wczoraj nieźle się najadłam.
- Chwila... a co było wczoraj? - spytała szybko Astrid, nie do końca pewna swoich wspomnień.
- Chyba powinnaś pamiętać, że wczoraj było ognisko. Aż tak dużo nie wypiłaś... - zarechotał Czkawka, podsuwając jej talerz.
- Bardzo śmieszne. - odpowiedziała z przekąsem, zatapiając wykrzywiony widelec w żółtej papce - Po prostu się jeszcze nie rozbudziłam, ot co. W ogóle to nie wiem, co mnie skłoniło, by spędzić tu dzisiejszą noc...
- On ma niezwykły dar przekonywania, nie od dziś to wiemy.  -  mruknęła kobieta, patrząc z rozbawieniem na syna. Jakby chciała go poczochrać po kudłatej głowie, ale przeszkadzał jej kawałek stołu, który ich dzielił.
- Tak, tak... - odpowiedział ze znudzeniem i odezwał się po chwili - wiecie co? Od wczoraj męczy mnie jedna sprawa. Macie może jakieś kreatywne pomysły, skąd u Szczerbatka znalazła się żywica?
Pytanie tak niemal oczywiste, a wprawiło pozostałą dwójkę we wspólne zaskoczenie. Właściwie nikt się nad tym nie zastanawiał, nie było dość czasu.
- Jedyne co mi przychodzi do głowy to szyszki. - rzekła po chwili zastanowienia Valka, z wzrokiem wbitym w posępną twarz syna - nie ma chyba innej możliwości.
Czkawka przeniósł wzrok na Astrid, która w potwierdzeniu kiwnęła głową.
- A skąd ... - chłopak urwał i podniósł brwi w olśnieniu, jakby wpadł na pomysł odnowienia gatunku Nocnej Furii - już wiem!
- Co? - spytała z niepewnością w głosie Valka, oczekując szybkich wyjaśnień nagłego przypływu wiedzy.
- Masz rację, to były szyszki. Gdy odlatywaliśmy, pod nogami Szczerbatka leżało kilka. Wtedy szybko to pominąłem, bo nie było czasu na zastanowienia... ale, mamo, to może być chyba przełomem do naszej zagadki.
- Otóż to. - kiwnęła kobieta głową, jednak dalej miała wyczekujący wyraz twarzy - Lecz jak wytłumaczymy szyszki akurat w tym miejscu?
- Może po prostu sobie leżały. To chyba nie jest nic dziwnego. - wtrąciła się Astrid, wzruszając ramionami.
- O nie, na wyspie Łupieżców nie rosną iglaki. - odpowiedział szybko Czkawka.
- Po co Dagur miałby truć Szczerbatka? - powiedziała Valka, jak gdyby wyprzedziła myśli chłopaka.
- No właśnie. - mruknął, unosząc lekko brwi. - Dobre pytanie.

***

Ogień buchał znad paleniska, ale nie na tyle mocno, by można było ogrzać żelazo. Pyskacz kilka razy mocno nacisnął miech, po czym położył wyszczerbione miecze na rozgrzanym węglu.
- I powiedz mi, jak tu znaleźć czas? - zakrzyknął Czkawka przez ramię, wbijając gwoździe w tarczę - mam tyle zajęć, że coraz trudniej znaleźć mi czas na polatanie na Szczerbatku, lub chociaż spokojną chwilę w towarzystwie Astrid - spojrzał na wymowną minę wąsacza i dodał z przekąsem - albo kogokolwiek innego. Dlaczego to wszystko stało się tak wcześnie?
- Tylko nie zrzucaj winy na ojca... - odpowiedział skrzypiącym głosem Pyskacz - on ma najmniej winy w tym wszystkim.
- A czy ja coś takiego powiedziałem? - obruszył się chłopak - Po prostu podsumowuję, jaka jest sytuacja. A ty mi jeszcze mówisz, bym leciał na wyspę Śliskokrzaków by przyjrzeć się tej Nocnej Furii. 
- Przecież ci nie każę. - obrócił się ku niemu ze skrzywionym wyrazem twarzy - zresztą obydwoje wiemy...
- Jesteś jedną z niewielu osób, które o tym wiedzą. I wiesz, zaczynam żałować, że w ogóle o tym wspomniałem. - westchnął głęboko Czkawka, przypominając sobie ni z tego ni z owego bliźniaki. Że też pech chciał i Mieczyk i Szpadka musieli się o tym dowiedzieć.
- Widzę, że jesteś nieco uczulony na ten temat. Już milczę. - Pyskacz ze zrezygnowaniem zdecydował się zakończyć rozmowę, która i tak do niczego nie prowadziła. Przełożył rozgrzane żelazo ciężkimi szczypcami i chwycił w dłoń młotek.
- A właśnie... - chłopak położywszy tarczę na blacie, podszedł bliżej mężczyzny - mam jedną sprawę.
Pyskacz wyczuł niepewność w jego głosie, która świadczyła o tym, że sprawa jest nieco delikatniejsza, ale równie dużej wagi.
- Mów, nie krępuj się! - klepnął go zdrowo w ramię, jednocześnie lekko wybijając z równowagi.
Czkawka zaczął świdrować go spojrzeniem, ale nie udało mu się przekazać wiadomości telepatycznie.
- Nie znalazłeś gdzieś pierścionka? - wydusił z siebie wreszcie, a na jego twarz wstąpił ledwo widoczny rumiany odcień. 
- Pierścionka? - Pyskacz podniósł brwi z zdumieniu.
- No... tak. Taki srebrny, z niebieskim kamieniem. - odpowiedział szybko chłopak, siląc się na obojętny ton. 
- Niestety, ale nie. To dla Astrid? - spytał pomimo tego, że znał odpowiedź. Siląc się na zachowanie powagi, oczekiwał na jego reakcję .
Czkawka kiwnął tylko głową, wdzięczny Pyskaczowi za jego jasny umysł. Naturalnie, nie miał ochoty na wypowiadanie kolejnych krępujących dla niego słów. 
- Dobrze, to ja już pójdę. Polecę na tą wyspę. - powiedział po chwili niezręcznej ciszy, wypełnionej tylko wymianą spojrzeń. Skinął mężczyźnie na pożegnanie i szybkim krokiem wyszedł z kuźni. 

__________________________________________________________________________

Wiem, taki wymowny, oryginalny tytuł. 
Mnie się osobiście tak średnio podoba ten rozdział, ale pierwsza część generalnie miała na celu wyjaśnienia powodu choroby Szczerbatka, żeby nie było wątpliwości. Reszta to w sumie taka gadka szmatka... no cóż, nie jestem zbyt dumna. xD
Tak czy owak, posuwamy się do przodu, yay! :}
Podziękowania, bla bla...
Dziękuję za opinie odnośnie wyglądu. :3
Dziękuję za 9000 wyświetleń. ♡‎
Dziękuję za oddane głosy w ankiecie, której podsumowanie będzie jutro lub pojutrze. :}
Koniec podziękowań.

A jutro do szkoły, buu :<
No, to chyba tyle. 
Paa! ♡

Enjoy!
~Szczerbatkowa

6 komentarzy:

  1. Uroczy poranek, mam nadzieje ze czkawka szybko znajdzie pierścionek :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Bomba! :D
    W końcu przeczytałam wszystkie wpisy na tym blogu. xp

    OdpowiedzUsuń
  3. Trzymam za niego kciuki, aby znalazł prędko pierścionek :D
    Czekam na dalej <3

    OdpowiedzUsuń
  4. Piszesz coraz dłuższe rozdziały, gratuluję :3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}