wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział piąty - "Sto jedenaście toporów"

Mirilla przechadzała się po wiosce. Wszystko było tu całkiem inne i wesołe niż na wyspie Morguna. Żywa i pobudzająca atmosfera różniła się wiele od melancholijnej i przytłaczającej. Ludzie krzątali się w tę i we wte, wszędzie można było dostrzec gawędzących wikingów, albo smoki przy paśnikach. Miris przeszła obok kuźni i szybko się cofnęła. Oparła się o próg i zaglądnęła do środka.
- Dzień dobry, panienko! - zza drewnianego filara wyłonił się mężczyzna, mówiący skrzypiącym głosem. Od razu dostrzegła u niego brak lewej ręki i prawej nogi. Miał długie jasne wąsy i złoty ząb, który właśnie ukazał, uśmiechając się szeroko.
- Dzień dobry. - Mirilla skłoniła się lekko i miło zagadnęła - jak mija panu dzień?
- Mnie? Całkiem znakomicie! - odpowiedział, kładąc na rozgrzanym węglu kupę żelastwa i przyglądnął jej się uważnie - czy my się znamy? Panienka tu może nowa?
- Och, całkiem zapomniałam. - machnęła ręką, wdzięcznie się śmiejąc - jestem Mirilla, ale lepiej, jeśli będzie się pan do mnie zwracał Miris.
Jej otwartość, serdeczność i uprzejmość nie miała teraz granic. Teraz trzeba było wypaść jak najlepiej.
- No więc Miris, bardzo mi miło. Jestem Pyskacz. - odparł i dodał - jak się już domyśliłaś, jestem tutejszym kowalem.
Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem.
- Bardzo ładne pan rzeczy tu wykuwa. Roboty jest chyba na okrągło?
- Pewnie, a jak! - powiedział, podniecając żar dużą pompą - ale czasami przychodzi Czkawka i mi pomaga.
- Czkawka? - Mirilla szczerze się zdziwiła tym faktem - to pan go zna?
- Naturalnie! - odpowiedział zaskoczony. Jakby to nie było oczywiste, że on dla Czkawki jest niczym drugi ojciec! - znam go od niemowlęcia.
Pokiwała tylko głową.
- A gdzie trzymane są te wszystkie wykute już przedmioty? - zręcznie zmieniła temat, naprowadzając rozmowę na tor, który najbardziej ją interesował. - chyba nie trzyma pan tego wszystkiego tutaj?
- Ależ skąd! - machnął ręką - wszystko trzymane jest w zbrojni.
- W zbrojni... - mruknęła sama do siebie - no przecież.
- Słucham? - powiedział pyskacz dziwnym tonem, jakby usłyszał coś niepokojącego.
- Nic, całkowicie nic. - na twarz Miris wstąpił znów ten sam uśmiech. - nie będę panu już przeszkadzać, miłego dnia, do widzenia!
Nie czekając na odpowiedź pośpiesznie wyszła z kuźni i ruszyła w podsuniętym przez Pyskacza kierunku.
Stanęła przy drzwiach zbrojni i rozglądnęła się czujnie wokół siebie. Obrzuciła wszystkie rogi i uliczki wzrokiem i niepostrzeżenie wślizgnęła się do środka. Starannie przymknęła drzwi, sprawdzając, czy nie ma jakiegoś klucza.
Tak na wszelki wypadek.
Takowego przedmiotu nie było, więc westchnęła cicho i podeszła bliżej broni.
Lśniące topory i miecze, kolczaste kule na łańcuchach, kamienie oplecione sznurkami, tarcze. To wszystko było teraz w zasięgu jej ręki. Zmrużyła oczy, by lepiej widzieć w półmroku i chwyciła pierwszy topór z wierzchu. Był ciężki. Mirilla przejechała delikatnie palcem po idealnie naostrzonym brzegu, który bez problemu mógłby odrąbać głowę smoka przy pierwszym uderzeniu. Odłożyła broń na miejsce, jakby z niechęcią.
Przystanęła chwilę w zamyśleniu.
Z gestem, jakby coś wpadło jej nagle do głowy, wyciągnęła zza paska kawałek papieru i węgielkowy ołówek.
Miałam policzyć!
Zaczęła od żelaznych toporów.
- Jeden... dwa... trzy... - przeskakiwała wzrokiem z jednej broni na drugą. Liczenie zajęło jej dłuższą chwilę, bo było tego naprawdę dużo. - sto jedenaście. - skomentowała, zapisując liczbę na karteczce. - plus jeszcze każdy ma zapewne jeden u siebie w domu. Opływają w tej broni... - pokręciła głową z niezadowoleniem.
Teraz podeszła do skrzynki ze sztyletami.
- Na Odyna, jak ja to policzę! - załamała ręce z irytacją, szacując łączną ich liczbę na około trzysta.
Drzwi uchyliły się lekko.
- Co policzysz? - na melodyjny, brzmiący lekko sarkastycznie głos Mirilla odskoczyła jak oparzona od skrzynki. W drzwiach stała Astrid, z lekko potarganymi włosami. Beztrosko opierała się o framugę, ucieszona faktem, że przyłapała dziewczynę. Teraz świdrowała ją swoim błękitnym spojrzeniem.
Miris zacisnęła tylko wargi i pośpiesznie wyszła z pomieszczenia, potrącając nic nieświadomą Astrid w progu.
Ta westchnęła tylko ciężko i odłożyła wcześniej wziętą broń.
Czego ona tu szukała?

***

- Och, wróciliście! - Valka od progu powitała ich swym serdecznym tonem. - gdzie tym razem.... 
Kobieta urwała na widok Astrid i Czkawki, całych brudnych, poczochranych i zarazem uśmiechniętych.
- O... co się stało? - podniosła brwi zaskoczona.
- Mały wypadek... - odpowiedział rozbawiony Czkawka. - losowy. 
Astrid parsknęła śmiechem, ściągając z siebie miękkie futro, gładząc je dłonią.
- A jakiż to losowy wypadek? - zdumiała się Valka, drepcząc wokół stołu przy rozkładaniu talerzy.
- Zaraz ci wszystko opowiemy. Ale najpierw z wielką chęcią zjedlibyśmy obiad. - odparł, kładąc hełm na szafce przy drzwiach - smakowicie dziś pachnie.
- Właśnie, mój kurczak! - zakrzyknęła Valka, łapiąc się za głowę. Postawiła ostatni talerz niedbale i podbiegła do pieca. Chwilę mocowała się z żelaznym zatrzaskiem i wyciągnęła pieczonego, o złocistej skórce i cudownym aromacie kurczaka.
- Mniam. - mruknęła Astrid, odsuwając krzesło i sadowiąc się na miejscu przy stole. Oparła łokcie na krawędziach i złożyła głowę na dłoniach, podśpiewując wymyśloną przez siebie melodię. - Skoro obiad będzie u ciebie, to może kolację zjemy u Czkawki? - uśmiechnęła się beztrosko, z nutką zadziorności w głosie.
- Kolację, moja kochana, zjemy dziś w fortecy! - odparł wesoło, rzucając jej spojrzenie pod tytułem : "Coś ci się nie udało, nie tym razem!"
- W fortecy? - zdziwiła się, bardziej przytomnym tonem.
- Przecież dzisiaj niedziela! - przypomniała Valka, pochylona nad gotującym się ziołowym sosem.
- Niedziela! - powtórzyła Astrid. I po chwili przypomniało jej się, że w każdą niedzielę w Fortecy organizowane są zabawy. - no przecież

____________________________________________________________________ 

Wybaczcie mi, że tak krótko, ale nie zdążyłam więcej. Jest już późno, a chciałam jeszcze dziś opublikować rozdział. Więc całą "imprezkę" opiszę jutro. Co do Miris, Astrid powie to Czkawce chyba w fortecy, ale jeszcze nie jestem pewna, bo na razie jest to na drugim planie c; No, to dobrej nocy dla tych, którzy jeszcze dzisiaj przeczytają. A całą resztę serdecznie pozdrawiam! c:

Enjoy!
~Szczerbata




6 komentarzy:

  1. Cześć kochana. Mam do ciebie pytanie, możesz mi powiedzieć jak dodać reakcję do posta? Bo bardzo by mi się przydała. A no i wyczekuj niebawem mojego komentarza, jak tylko znajdę czas to przeczytam twojego bloga ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wchodzisz w układ, następnie w ramce "posty" klikasz "edytuj" w prawym dolnym rogu. Wyskoczy Ci okienko, a tam powinnaś znaleźć reakcje, a obok nich "edytuj". Tak czy owak, połapiesz się. c;

      Usuń
  2. Znowu jak zawsze świetny rozdział :D Już się nie mogę doczekać imprezki ^^
    Pzdr~

    OdpowiedzUsuń
  3. Genialne D: Oddaj mi talent. Tak w ogóle to jestem ciekawa jak opiszesz imprezę...No nic, idę czytać szósty rozdział ;)

    OdpowiedzUsuń
  4. Liczenie toporków! Ja bym się chyba zaszlachtowała, jakbym musiała to zrobić!
    Jak dobrze, że Astrid czuwa - złotowłosa zawsze na straży! Jejć. No i ten słodki obrazek na końcu - narzeczeni jedzą z mamusią obiad. Tak słodko, że aż strach <3 No i pojawił się Pyskacz! Uwielbiam go. Jest taki pozytywny, zabawny i pomocny. Do tego jest z niego prawdziwy wiking.
    Pozdrawiam i weny życzę!

    OdpowiedzUsuń

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}