sobota, 16 sierpnia 2014

Rozdział pierwszy - "Złocista bryza"

- Myślisz, że tym razem coś znajdziemy? - spytał Czkawka, przekładając kupę brudnego zielska na stół.
Matka spojrzała na niego odrywając się od oddzielania korzonków od pokrzywicy.
- Orchidea musi gdzieś być. Bez niej, płukanki na owczą wełnę pójdą się paść razem z nimi. Chyba, że nie chcemy przeżyć zimy. - rzuciła i ponownie pochyliła się nad czynnością.
- To nie takie proste... - westchnął, wyrwany z zamyślenia - byliśmy już w tylu miejscach. Na Grzesznej Polanie, w lesie, na wyspie pod Piekielnym Przesmykiem...
Wymieniać tych miejsc można było bez końca, a jednak nadal nigdzie dotąd nie pokazała się ta cenna roślina.
Czkawka sięgnął ręką po garść pokrzywicy i wrzucił do glinianej miski. Złapał drewniany tłuczek i zaczął ucierać zielsko. Robił to chyba ze zdwojoną siłą, bo naczynie zaczęło się chybotać na wszystkie strony.
Od kiedy Valka przybyła na Berk, oprócz smoków, zajęła się zielarstwem. Wytwarzała różne napary, suszone mieszanki ziół i naturalne lekarstwa. Szło jej to dość dobrze i, trzeba przyznać, miała do tego talent.
- Mamo, czy jest coś dziś specjalnego na obiad? - zagadnął ni z gruszki ni z pietruszki Czkawka - bo wiesz, trochę już zgłodniałem od tych zapachów.
Matka uśmiechnęła się do niego serdecznie.
- Też lubię ten zapach... Co do obiadu, nic na dziś nie zrobiłam. - kobieta wzruszyła tylko ramionami - Chmuroskok wyleciał dziś na morze. Ciekawe, czego tam szuka.
- Może poleciał szukać orchidei? - zaśmiał się Czkawka, wlewając trochę soku z trawy do zielonej papki. -no, gotowe!
Valka pochyliła się nad miską i powąchała wytwór.
- Ty to masz jednak zdolności! - pokiwała głową, a za chwilę dodała - na dziś koniec tych naparów i mieszanek.
Chłopak przetarł ręce o spodnie, gdy do pomieszczenia weszła Astrid.
- Czkawka! - krzyknęła od progu - wszędzie cię szukałam!
- Naprawdę? Wydawało mi się, że mówiłem ci gdzie będę o tej porze się znajdował. - zarechotał.
Dziewczyna przechyliła tylko głowę, z niezadowoloną miną.
- To ja lecę, na razie! - rzucił do matki i wyszedł razem z Astrid na zewnątrz.
Wyszli na przedsionek i  pocałowali się niedbale na powitanie.
- Co dziś robiliście? - spytała odchylając drzwi wejściowe na zewnątrz.
- To co zwykle. Ziółka. Mama narzeka na brak orchidei. - westchnął chłopak -  A gdzie Szczerbatek? - powiedział,  błądząc wzrokiem po budynkach i uliczkach, roztaczających się przed nimi.
- Poleciał z Wichurką na Deszczowe Wzgórza. - uśmiechnęła się sama do siebie.
Szli chwilę w ciszy.
- A ty, co robiłaś? - rzekł w końcu on.
- To co zawsze. - wzruszyła ramionami - studiowałam kolejną księgę zębaczach, niedługo zdaję egzamin. Wiem, że Linda mnie traktuje właściwie ulgowo, co nie znaczy, że mogę się obijać.
- W końcu znawca śmiertników zębaczy to bardzo ważny i wymagający ogromnej wiedzy oraz praktyki tytuł... - zaśmiał się chłopak rozbawiony powagą swej towarzyszki.
- Eh, ty nigdy nic na poważnie... - westchnęła, spoglądając na niego spod złotego kosmyka.

***

Astrid stała przy stalowej płytce i ogrzewała rybkę na kolację. Polała ją lekko oliwą i wsparła się rękami drewniany blacik. Chwyciła w palce gliniany kubek z cieplutką herbatą i wyjrzała za uchylone drzwi.
Na dworze było już dawno po zmierzchu, a dalej po wiosce krzątało się pełno ludzi. Dziś wypadał dzień "Świętego spokoju", więc zabaw nie będzie.
Kto wymyślił tę idiotyczną nazwę?
Po kuchni zaczął rozpływać się miły zapach dorsza w oliwce, ale niech jeszcze chwilę postoi na blaszce. Nabierze smaku.
Na zewnątrz coś się zatłukło i drzwi lekko się odchyliły. Do kuchni wszedł Czkawka.
- Wróciły. - uśmiechnął się lekko - Wracaj do siebie, Mordko ... - sapnął, wypychając głowę Szczerbatka z pomieszczenia.
- A Wichurka? - spytała dziewczyna, podnosząc na niego wzrok.
- Wichurka też. Zaraz powinna przyjść. - podszedł bliżej - co tam smażysz?
- Dorsza. Masz ochotę? - Astrid podeszła do blaszanej płyty i złożyła rybę na glinianym talerzu.
Zjedli kolację szybciej, niż przypuszczali.
Dochodziła już północ. Astrid nadal przewracała kartki księgi o Zębaczach, a Czkawka sprzątał w kuchni. Pochłonięci swoimi czynnościami całkiem zapomnieli o smoczycy, która niebawem miała wrócić.
W końcu pod drzwiami coś zastukało i zza framugi wyłonił się niebieski pysk smoka.
- Wichura! - zakrzyknęła dziewczyna i podeszła do swej ulubienicy, rzucając starą książkę niedbale na stół - gdzieś ty latała?
Odprowadzając Wichurę do jej, można by rzec, pokoju spoglądnęła tylko przelotnie na Czkawkę, który pochylał się nad poniszczonymi kartami księgi.
- Co tam takiego znalazłeś? - spytała, gdy wróciła do kuchni.
- O wschodzie złocistym, bryza północy niesie zagładę i pokój .. - powiedział nieobecnym głosem, podnosząc na nią wzrok.
- Co takiego? - zdziwiła się Astrid, podnosząc brwi.
- Tutaj... - chłopak wskazał palcem na fragment tekstu na samym dole strony, wypisany małym, pełnym zawijasów drukiem.
- Co to za książka? - spytała po przeczytaniu wskazanej frazy.
- Twoja. O Zębaczach. - odparł przewracając kartkę, gdzie opisany był system kolców na ogonie Śmiertników.
Astrid zmarszczyła czoło.
- Przecież to jest całkiem nie na temat... Może ktoś się pomylił?
- Tu chyba nie możemy mówić o pomyłce...
Obydwoje skierowali wzrok ku tajemniczym słowom, plamce krwii na papierze i uszczerbionemu rogowi kartki.
Każdy osobno, w myślach starał się zrozumieć, co może się kryć za słowami "O wschodzie złocistym bryza północy niesie zagładę i pokój"
Dziewczyna potrząsnęła głową.
- Jakie to ma znaczenie? - wzruszyła ramionami - jest już późno. Chce mi się spać, nie skończyłam rozdziału o splunięciach, a ty mi każesz rozwiązywać zagadkę jakiś pokręconych słów. - zaśmiała się lekko - lepiej pójdę wziąć kąpiel.
Czkawka spojrzał tylko na nią z uśmiechem i gdy tylko wyszła z pomieszczenia ponownie pochylił się nad księgą. Przewrócił kilka kartek, ale nie znalazł nic podobnego.
Może po prostu rzeczywiście ktoś się pomylił? Nie...
Siedział chwilę w milczeniu, aż w końcu zamknął księgę od niechcenia, odsuwając ją od siebie. Usłyszał ciche krople deszczu, które przeradzały się w coraz mocniejsze uderzenia.
Po chwili przypomniał sobie o nieszczęsnej kozie Astrid, która teraz pewnie sterczała w deszczu. Domyślił się, że zwierze nie jest na tyle inteligentne, by się schować, więc postanowił pomóc biednej ofierze losu.
Wybiegł na zewnątrz i wszedł do zagrody.
- No, Kunegundo, do budki. Chyba, że chcesz zmoknąć do suchej nitki. - chłopak wepchnął zwierzę do małej,  drewnianej budy, która służyła kozie za stajenkę.
Czkawka truchtem wybiegł z zagrody, zamknął furtkę i szybko zniknął w drzwiach budynku. Otrzepał włosy z kropel wody. Ulewa rozszalała się na dobre, a w oddali dało się już słyszeć ciche pomruki burzy.
Chłopak usiadł ponownie na krześle. W geście nudy pochwycił serwetkę, którą sam kiedyś wyszył z okazji urodzin Astrid. Przebierał palcami, okręcając wokół materiałową, smoczą sylwetkę. Na samo wspomnienie uśmiechnął się do siebie.
Minęło dobre pół godziny, a burza nadal wzbierała na sile. Wiatr przeraźliwie wył w szczelinach, deszcz i grad waliły o dach z niezmierną siłą.
W końcu wstał od stołu, wygasił wszystkie świeczki i pochodnie w pomieszczeniu. Cichymi krokami skierował się w stronę sypialni Astrid.
Wychylił głowę zza drzwi i ujrzał dziewczynę, siedzącą już na łóżku, zakładającą tunikę nocną.
- Ojej... - dostrzegła go, oblewając się rumieńcem - myślałam, że już poszedłeś...
- Na razie nigdzie się nie wybieram... - uśmiechnął się, podchodząc bliżej - burza rozpętała się mocniej, niż zwykle.
- Na prawdę? - podniosła brwi w zdziwieniu.
Czkawka kiwnął głową.
- To w sumie... możesz zostać. - zaśmiała się lekko i przeczesała złote kosmyki palcami.
Chłopak szybko zrzucił z siebie kombinezon.
Wygodny, ale i tak czasami ma się go dość.
Został w samych zwiewnych ubraniach.
Pogasił świeczki i wskoczył pod kołdrę, na duże, wygodne łóżko. Objął Astrid ramieniem pocałował mocno.
O wschodzie złocistym bryza północy niesie zagładę i pokój...
Zasnął.

_____________________________________________________________

Wiem, że troszkę czekaliście na ten nieszczęsny, pierwszy rozdział, ale wypadek losowy zmusił mnie do czterodniowego wyjazdu nad morze. Tag więc, mam nadzieję, że się wam podoba. Kolejny rozdział już wkrótce. c:

Enjoy!
~Szczerbata

5 komentarzy:

  1. Tak się zagłębiam w ''lekturę'' i dostrzegłam, że masz talent.
    ~Rei. ♥

    OdpowiedzUsuń
  2. Faajne, widzę znajomość większa od eksperta JWS xD

    OdpowiedzUsuń
  3. Jeju... Jest naprawdę wspaniałe. Nic więcej nie mam do powiedzenia...

    OdpowiedzUsuń
  4. Aloha!
    Moich wedrowek ciąg dalszy :D Czesto zdarza sie tak, ze pierwsze pare rozdzialow na blogach to spokojne oczekiwanie. Dopiero po jakims czasie zaczyna sie prawdziwa akcja. U mnie na blogu tak jest, ale to tylko dla tego, ze sie rozmyslilam :D Nie jestem zdecydowana osoba. Za to Ty od razu przechodzisz do rzeczy. O co chodzi z ta zagadka? Jak ona sie tam znalazla? Kto ja zapisal? I co przyniesie kolejny świt? Znajac zycie musz przeczytac, by sie dowiedziec.
    Czkawka i Szczerbatek doprowadzaja mnie do szczescia. No blagam! Najlepsza bajka disneya (powinnam dorosnac). Czuje sie jak male dziecko, a zarazem bardzo dobrze. Masz podobnie?
    Teraz dalas mi wystarczajaco tekstu, bym mogla Cie polubic :D. Piszesz spojnie, co jest bardzo wazne. Nie raz spotkalam sie z opowiadaniami, gdzie opisy były niedokonczone. Autor/autorka zaczynala cos pisac, a potem sama sie w tym gubila, tracila sens i konczyla. Dawalo to nieprzyjemne wrazenie urawanego tekstu. U Ciebie czyta sie przyjemnie i szybko. Masz talent i dobrze, ze sie z tym nie ukrywasz!
    Pozdrawiam, puck

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Kilka nieścisłości. Po pierwsze co do rozdziału - wydaje mi się, że Szczerbatek, sam, nie dałby rady dolecieć gdziekolwiek.

      Po drugie, uwaga dotycząca powyższego komentarza:
      Jak Wytresować Smoka to bajka Dreamworks'a ;)

      Usuń

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}