Czkawka szedł powoli uliczką, potykając się co chwila o krzywo wyłożony bruk. W wiosce panowała głucha cisza, przerywana tylko porykiwaniami smoków ze stajni. Wszyscy wikingowie stłoczyli się w dużej sali na śniadaniu i nikomu nie przyszło na myśl, by samotnie spacerować w mrozie. Chłopak skręcił w mniej uczęszczaną uliczkę i po chwili zapukał w drewniane drzwi. W oczekiwaniu na skrzypnięcie zawiasów wycelował protezą prostą w małą zaspę śniegu, która okazała się niesamowicie twarda i zbita. Chłopak zaklął, czując lekki ból w zakończeniu utraconej kończyny. W tym samym momencie, gdy uniósł głowę, drzwi się uchyliły, a zza framugi wyjrzała zaspana twarz Mirilli.
- O, cześć. Co się stało? - z jej ust, razem z zachrypniętym głosem, wydobyła się chmurka pary.
- Mogę wejść? - odpowiedział chłopak, na co rozmówczyni kiwnęła głową i usunęła się z wejścia, przepuszczając go do ciepłego, przytulnego pomieszczenia.
- Siadaj, właśnie zaparzyłam herbatę - uśmiechnęła się do niego przyjaźnie i podeszła do blatu, nalewając aromatycznych ziół do dwóch drewnianych kubków.
- Wiesz... - zaczął z lekka niepewnie, usadawiając się na skrzypiącym krześle - mam do ciebie jedną sprawę.
Dziewczyna obróciła się do niego i uniosła brwi pytająco.
- Chodzi o Astrid - na dźwięk tego imienia twarz Mirilli przybrała sceptyczny wyraz - miała wypadek. W sumie tak głupio mi mówić...
Miris dobrze wiedziała, co chce powiedzieć jej Czkawka. Ale też dobrze wiedziała, jak odpowiednio to rozegrać.
- Naprawdę? - spoglądnęła na niego z uniesionymi brwiami, na co brunet podrapał się w szyję z lekkim zakłopotaniem.
- No... tak. Rozmawiałem z nią dzisiaj rano i wspominała coś o tobie.
- O mnie? - spytała z jeszcze większym zdziwieniem w głosie - A to ciekawe. - dodała, kręcąc głową z uśmiechem. Tylko tyle wystarczyło, żeby chłopak wykreślił wszystkie obawy dotyczące jej udziału w nieszczęśliwym zdarzeniu.
- Generalnie nie mówiła nic konkretnego, coś tam mamrotała. - wzruszył ramionami, wbijając wzrok w kubek, który postawiła przed nim dziewczyna.
Miris szczerze dziwiła się, dlaczego chłopak ma do niej aż takie zaufanie. Wiązało się to może z tym, że nigdy nie złapał jej na gorącym uczynku. Śmiało można było powiedzieć o nim, że swoim dobrym sercem przypłacał łatwowiernością. W takich chwilach przeklinała sama siebie, że łże mu prosto w oczy. Tak, to co robiła było łganiem. Perfidnym, zuchwałym i okrutnym. Miała tylko nadzieję, że to się niedługo skończy. Nie miała nawet komu powiedzieć, dlaczego to robi. Wszyscy już wiedzieli, że ma niezałatwione porachunki z Dagurem. Ale nikt nie wiedział, że Morgun wykorzystuje ją pod pretekstem uratowania życia i szantażuje wydaniem w ręce Dagura. Zacisnęła szczęki na wspomnienie incydentu z porwaniem i listem. Tak, to był najmocniejszy dowód na to, że jej 'przełożony' miał głęboko w poważaniu ją, a zależało mu tylko na Szczerbatku i władzy nad Berk.
- Coś nie tak? - wyrwał ją z rozmyślań Czkawka, zauważając jej pełen wściekłości wyraz twarzy.
- Nie, skądże - potrząsnęła głową i usiadła na krześle. Dyskretnie spojrzała na chłopaka, który sączył pachnącą herbatę. Spytała po chwili - Jak się czuje Astrid?
- Dopiero dzisiejszego ranka się obudziła. Nie jest jeszcze chyba do końca świadoma tego, co ją otacza i co się stało. - odpowiedział, unosząc na nią beznamiętny wzrok.
- Pamięta cokolwiek? - rzekła, perfekcyjnie maskując swój niepokój.
- Raczej nie. Przynajmniej tak mi się zdaje... - mruknął i wypił kolejny łyk ziółek. Mirilla poczuła miękki, śliski kształt pod swoją bosą stopą. Schyliła się pod stół i z uśmiechem spojrzała na małą Galę, która nieporadnie pełzała po drewnianych deskach.
- Tu jesteś - mruknęła do smoczycy i ujęła ją w dłonie. Pogładziła palcami jej błyszczące łuski i położyła na stole. Gala szybko podpełzała do kubka i zaglądnęła ciekawym wzrokiem do jego wnętrza.
- Jest śliczna - powiedział Czkawka, przypatrując się małemu smokowi z lekkim uśmiechem - jak z rogami?
- Nadal nie rosną - odpowiedziała Miris, a zmartwienie szybko zastąpiło rozbawienie. Galilea uniosła się w powietrze, machając wątłymi jeszcze skrzydłami, i z pluskiem wpakowała głowę do kubka, rozpryskując herbatę na boki.
- Co ty wyprawiasz? - zaśmiała się dziewczyna, chwytając smoka za ogon i unosząc w górę. Drzewokos spojrzał na nią niewinnym spojrzeniem, przekrzywiając lekko łebek. Nawet Sączysmarkowi zmiękłoby serce na ten widok.
- Chcesz polecieć ze mną na wyspę Śliskokrzaków? - spytał Czkawka nagle, po chwili sam zdziwiony swoją własną propozycją. Dziewczyna uniosła brwi.
- Na wyspę Śliskokrzaków? - odpowiedziała zaskoczona - A... jest tam coś konkretnego?
- Jeśli polecisz, to sama zobaczysz. - poruszył śmiesznie brwiami.
- Dobrze, niech będzie- roześmiała się ciepło i znów popatrzyła na Galę, która dla odmiany goniła w powietrzu swój własny ogon. Spytała po chwili - leci ktoś jeszcze?
- Nie wiem, ale jeśli chcesz, możemy kogoś wyciągnąć. Śledzik i bliźniaki na pewno będą chętni - mrugnął do niej porozumiewawczo i dodał po chwili, odstawiając kubek - W takim razie, przyjdę po ciebie później. Skoczę do Astrid, powiem reszcie o wycieczce i będziemy mogli ruszać.
Czkawka wstał od stołu, uśmiechnął się do dziewczyny na pożegnanie i szybko zniknął za drzwiami. Mirilla popatrzyła w puste miejsce, gdzie jeszcze przed chwilą siedział chłopak. Z nieco zdziwionym wyrazem twarzy chwyciła kubki w ręce i dopiła resztkę herbaty.
***
- Ej Śledź, zarzuć mi jajkiem! - ryknął Mieczyk przed stół, wkładając białe włosy do sałatki. Grubas spojrzał na niego z niesmakiem.
- Nie będę niczym rzucać! - odparł groźnie - Sam sobie weź!
- Idiota z ciebie - mruknęła Szpadka do brata - jajka są niedobre...
- Bo ty się znasz, co jest dobre, a co nie. - odrzekł Mieczyk, patrząc pogardliwie na siostrę - wytłumacz mi lepiej, jak można lubić śledzie...
- Masz coś do śledzi? - warknęła, posyłając mu groźne spojrzenie.
- A jeśli mam? - odwarknął Mieczyk i przyblożył swoją głowę do siostry.
- Ej, ja tu jestem! - zawołał Śledzik głosem pełnym urazy.
- To nie o tobie, baranie! - krzyknęła dziewczyna i po chwili chlusnęła brata z kufla.
Na włosach i okryciu Mieczyka wylądowała ziołowa herbata, mocząc jego tunikę doszczętnie. Chłopak zawył ze złości i rzucił się na siostrę tak, że obydwoje spadli z ławki.
Cały pobliski tłum wpadł w śmiech, a bliźniacy okładali się dziko pięściami, leżąc na podłodze.
- Chcesz lecieć na wyspę Śliskokrzaków? - usłyszał Śledzik nad uchem i obrócił się w stronę znajomego głosu.
- Mówisz poważnie? - odpowiedział pytaniem na pytanie, doszukując się na twarzy Czkawki nutki rozbawienia. Nic podobnego nie znalazł.
- Tak, całkiem poważnie - kiwnął głową ten - to jak?
- Jasne, że lecę - odparł entuzjastycznie - a ... - ściszył głos do szeptu - czy to prawda, że jest tam Nocna Furia?
Czkawka, mimo, że zdziwiony wiedzą Śledzika, nie musiał nawet pytać, skąd o tym wie. Wystarczyło spojrzeć na podłogę i okładających się bliźniaków.
- Mhm - mruknął i dodał z uniesioną brwią - mam nadzieję, że nikt się o tym nie dowiedział?
- Ależ skąd! - zapewnił gorliwie grubas -takie informacje to nawet do grobu bym trzymał! W przeciwieństwie do tamtych... - spojrzał z odrazą na szamoczącą się kulkę - co do nich miałbym większe obawy...
Czkawka westchnął tylko. Jak najbardziej podzielał poglądy Śledzika.
- W takim razie widzimy się przy stajniach po śniadaniu. Weź ze sobą coś do jedzenia, nie będziemy krótko. A, i jeszcze jedno. Jak skończą wydłubywać sobie oczy, przekaż im to samo. - chłopak zerknął na bliźniaków i uśmiechnął się porozumiewawczo do Śledzika. Nim ten zdążył zaprotestować, wódz zniknął w tłumie.