niedziela, 7 grudnia 2014

Rozdział dwudziesty szósty - "Kiedy oświadczyny?"

- Chodź Czkawka, porozmawiamy chwilkę. - Hans chwycił ramię chłopaka, odciągając go od tłumu siedzących przy ławach wikingów. Wszyscy bawili się w najlepsze na popołudniowym obiedzie, witającym gości.
- To niesamowite, że po tylu latach znów mogę cie zobaczyć. - mężczyzna spojrzał na niego swymi szarymi oczami z dobrodusznością, gładząc długą, białą brodę - Pamiętam, gdy jeszcze leżałeś w kołysce. Pamiętam też twoją mamę, jak zmieniała ci pieluszki.
Mężczyzna na same wspomnienia uśmiechnął się do siebie, patrząc z wyczekiwaniem na Czkawkę.
- Skąd znasz moich rodziców? - powiedział chłopak z nutką zdziwienia w głosie.
- Stoik był moim przyjacielem. Jeszcze dwadzieścia lat temu nie byłem przewodniczącym rady Smoczej Federacji, prowadziłem spokojne życie najzwyklejszego w świecie wikinga. Gdy byłeś niemowlęciem, często was odwiedzałem. Wtedy twoja mama zniknęła, a Stoik całkiem urwał ze mną kontakt. Nasze losy przestały się łączyć, i w końcu każdy poszedł w swoją stronę. Naprawdę, nawet nie przychodziło mi do głowy, że kiedyś spotkam cię jako wodza. Gdy całą północ obiegła wiadomość o śmierci twego ojca, porządnie się załamałem. Przecież nawet nie zdążyłem się z nim pożegnać...
- I ja też - mruknął Czkawka, wbijając spojrzenie pełne żalu w podłogę. Nie chciał już wracać do tych okropnych wspomnień. Teraz miał Hansowi za złe, że w ogóle śmiał poruszyć ten temat. Czy jest coś gorszego niż śmierć ojca, który przez całe życie był jedynym przewodnikiem i wzorem?
Mężczyzna spojrzał na niego.
- Przepraszam, jeśli powiedziałem coś nie tak... Po prostu wciąż mam wyrzuty sumienia, których zapewne nie zatrę do końca życia. - mężczyzna wziął głęboki oddech i dodał raźniejszym tonem po chwili - Nie martw się. On na pewno jest i obserwuje nas z góry. Dam głowę, że jest z ciebie dumny.
Zrobiłeś tyle, ile pięciu wodzów przed Stoikiem. Ta wyspa zawdzięcza tobie naprawdę wiele - smocze wyścigi, akademia, treserzy smoków. Teraz na Berk zjeżdżają się wikingowie z całej federacji! To naprawdę ogromny sukces - Hans uśmiechnął się do niego szeroko i w geście pokrzepienia klepnął go zdrowo w ramię - to duży zaszczyt, że rozmawiam z takim wodzem jak ty!
Czkawce zrobiło się trochę raźniej po wysłuchaniu tych wszystkich miłych zdań wypowiedzianych w jego stronę. Wiedział, że to prawda. Wiedział, że Berk zawdzięcza mu bardzo dużo. Stoik przeszedł do historii ze swoimi wielkimi czynami, a teraz on, jako następca wielkiego wodza, musi kontynuować wszystko to, czego nie zdążył jego ojciec.
Czkawka uniósł dziękczynne spojrzenie na mężczyznę, który wciąż uśmiechał się do niego szeroko. Miał dużo zmarszczek na swej starganej przez życie twarzy. Skąd on bierze tyle energii i ciepła?
- Zawołaj swoją mamę, hm? Nie widziałem jej chyba z ponad dwadzieścia lat! - Hans skrzywił lekko usta, klasnąwszy w dłonie - Chcę z nią trochę pogadać.
Chłopak jak oparzony podskoczył ze swojego miejsca i przeciskając się szybko przez tłum, dobił do ławy, gdzie siedziała Valka jedząca apetycznie pachnącego kurczaka.
- Chodź mamo, przywitasz się z Hansem. - Czkawka pociągnął matkę za dłoń, napotykając opór z jej strony.
- Poczekaj synku, dokończę jeść i pójdziemy. To coś ważnego? - kobieta podniosła na niego spokojne spojrzenie.
- Coś ważnego! - powtórzył za nią chłopak - nie widziałaś go przecież dwadzieścia lat!
Valka uniosła brwi w zdziwieniu.
- Kogo?
- Hansa, a kogo innego? - odparł Czkawka, jakby to było oczywiste.
- To ten sam Hans Grzebalec? Hans, który przyjaźnił się ze Stoickiem, gdy byłeś malutki? -  o mało nie zakrztusiła się kurczakiem.
- Tak, tak - kiwnął głową ze zniecierpliwieniem - chodź!
Kobieta szybko wstała od stołu, ciągnięta za rękę przez syna.
- Dlaczego mi nie powiedziałaś, że go znasz? - rzucił przez ramię Czkawka do matki, wymijając zbitą grupkę wikingów.
- Kiedy nie wiedziałam, że to on! - odparła na to, z wyraźnym podekscytowaniem w głosie.

***

Czkawka siedział przy stole, pochylony nad otwartą księgą. Trzymając w dłoni swój węgielkowy ołówek, szkicował starannie Zębacza na pożółkłym papierze. 
- Czy długo jeszcze? - spytała przez ramię Astrid, stojąc przy żelaznej płycie gdzie smażyły się ziemniaki.
- Jeszcze chwilka - odpowiedział nieobecnym głosem chłopak, dokładnie nakreślając kolce na ogonie smoka - chwilka.
Dziewczyna opierała się jeszcze chwilę o blat, stukając palcami w drewno.
- Pójdę wydoić Kunegundę. - rzekła wspaniałomyślnie - przypilnuj, by się ziemniaki nie spaliły.
- Jasne - mruknął Czkawka, niezbyt zastanawiając się nad sensem słów do niego wypowiedzianych. Odrywając się nad chwilę od rysunku, zamyślił się nad cudownym przypadkiem spotkania mamy i Hansa. Kto by się spodziewał, że jeszcze kiedykolwiek się zobaczą? Na samą myśl radości matki ze spotkania po latach uśmiechnął się do siebie. 
Coś zasyczało przy blacie. Ziemniaki!
Czkawka poderwał się sponad stołu i szybko ściągnął garnek z płyty.  Zajrzał do środka, a para wodna zasłoniła mu na chwilę widok. Oprócz zapachu spalenizny na dnie znalazł warstewkę czarnego osadu, który zapewne był pozostałością z przypalonych ziemniaków. Z wielką nadzieją w sercu, iż Kunegunda będzie odmawiać wydojenia, szybko wsypał ziemniaki do drewnianej miski, a nieszczęsny garnek włożył do wiadra z ogrzaną na ognisku wodą. Dobywszy się pierwszego lepszego ostrego narzędzia zaczął skrobać dno bez litości, wytwarzając tym samym okropny, skrzypiący dźwięk. Szczerbatek leżący pod kominkiem zasłonił uszy łapami, patrząc błagalnym wzrokiem na właściciela. 
- Wybacz, mordko. - zwrócił się do smoka - już kończę.
Gdy od dna odpadła ostatnia część czarnej skorupki, Czkawka wyprostował się z klęczek z lekkim westchnieniem. Wrzucił naczynie do szafki wiszącej nad blatem i rozdzielił rozgotowaną papkę na dwa talerze, resztki nakładając dla Szczerbatka.
- Smacznego - mruknął, podsuwając gadowi gliniany talerz z parującą masą i sam usiadł do stołu. Rozglądnął się czujnie po kuchni, stwierdzając, że wszystko jest w jak największym porządku. Pochylił się ponownie nad rysunkiem, ale widocznie nie dano mu zbyt długo zaznać spokoju.
Do kuchni weszła Astrid z wiadrem mleka, wpuszczając przy okazji podmuch lodowatego powietrza.
Czkawka podniósł na nią wzrok.
- Tak, przypaliłeś ziemniaki. Skrobanie garnka było słychać na pół wioski - dziewczyna uśmiechnęła się chytro, uprzedzając go w jakichkolwiek wytłumaczeniach.
- Tak wyszło - wzruszył ramionami i rzekł tonem artysty - gdy rysuję, nie myślę o niczym innym.
Astrid spojrzała na niego wzrokiem przepełnionym sceptyzmem i usiadła do stołu. Jedli w ciszy, co chwila wymieniając się jakimiś bezsensownymi zdaniami.
Szczerbatek w kącie spał już na dobre, prychając tylko co jakiś czas. Papkę zjadł bez grymasów, dla niego było i tak wszystko jedno, co je. Byle tylko nie węgorze.
Czkawka nadal szkicował Zębacza, a Astrid myła brudne naczynia.
- Troszkę się pośpiesz, już późno. A muszę to mieć na jutro. - powiedziała przez ramię, zerkając na chłopaka.
- Przypomnisz mi, gdzie wykorzystasz moje dzieła? - spytał zadziornie.
- Nie czuj się taki ważny, Czkawka. To tylko jedna z tysięcy książek o zębaczach.  Tym się tylko różni, że mojego autorstwa. - uśmiechnęła się lekko.
- Nie wiem, czy zdążę - powiedział z nutką niepewności w głosie, podnosząc głowę sponad żółtego papieru. - nie możesz przyjść po to rano? 
- Muszę tam być wcześnie rano. Sam lot zajmie mi dwie godziny. - odparła ze zmartwionym spojrzeniem.
- Zostań na noc. - zaproponował chłopak, ruszając znacząco brwiami.
- Ostatnio wciąż u ciebie nocuje. Nie mieszkam tu.
Zapadła cisza.
No właśnie, nie mieszkam tu.
Astrid spojrzała na Czkawkę beznamiętnym spojrzeniem. Coraz częściej zastanawiała się nad tym, kiedy 
Czkawka postanowi wykonać ten pierwszy krok, jakim były zaręczyny. 
- A może bym tu zamieszkała? - powiedziała beztrosko z uśmiechem na twarzy.
- Czemu nie. Wprowadzaj się nawet teraz - odparł równie uśmiechnięty, udając, że nie złapał aluzji.
- Nie można tak od razu - westchnęła lekko - to nie takie łatwe..najpierw trzeba...
Urwała z wyczekiwaniem, wpatrując się w chłopaka, który w tej chwili nic sobie z
jej słów nie robił.
- Nie słuchasz mnie - rzuciła podirytowanym tonem.
- Skądże - odpowiedział, nadal skupiony na rysunku - po prostu staram się, by wręczyć ci to jeszcze dziś. Jeśli nie chcesz nocować...
Czkawka bardzo dobrze wiedział, o co chodzi dziewczynie. Nie od dziś było mu wiadomo, że Astrid śpieszno było do ślubnego kobierca. Mógłby się jej oświadczyć nawet teraz. Gdyby tylko miał pierścionek.
"Astrid, zgubiłem pierścionek, ale czy zechcesz zostać moją żoną?" - to by brzmiało zbyt głupio, by przypisać to oświadczynom. A zamiast odpowiedzi 'tak' usłyszałby śmiech. Nie, na takie coś nie można targać się pod żadnym pozorem. Lepiej cierpliwie znieść gadaninę.
- Czy ty masz zamiar mi się oświadczyć? - spytała prosto z mostu, co było głównym celem tej rozmowy. Chciała delikatnie, ale Czkawka nie był podatny na jej sugestie.
- Tak - padła tak samo prosta jak pytanie odpowiedź.
- I co w związku z tym? - kontynuowała chłodno - powiesz mi, dlaczego muszę się ciebie pytać o tak oczywiste rzeczy?
- Nie musisz pytać, wcześniej czy później sam to zrobię. Wystarczy odrobina cierpliwości z twojej strony - odrzekł Czkawka błagając w duchu dziewczynę, by zakończyła temat.
- Mam wrażenie, że niezbyt się śpieszysz. Tak długo jesteśmy razem. Nie uważasz, że już czas? - spytała Astrid siląc się na spokój.
- Niektórzy pobierają się w wieku trzydziestu lat i to też jest odpowiedni czas. Musimy być jak inni?
- Nie musimy. Po książkę przyjdę jutro rano.
Wyszła, wzdychając tylko w duchu.

____________________________________________________

Przepraszam, że znowu długo czekaliście. Siła wyższa - nauka ;-; Upodobałam sobie te niedzielne wieczory, nie ma co :D

Enjoy!
~Szczerbata :)


5 komentarzy:

  1. Pamiętam, gdy pod jednym rozdziałem napisałaś, żebyśmy bardziej się wysilili nad oceną rozdziałów, a nie tylko "świetny rozdział". Tylko, że niektórym brakuje słów do opisania tych wspaniałych twoich "wypocin", np. mi. :) Ty dobrze wiesz, że wspaniale piszesz i wiesz, że my to uwielbiamy. <3
    ~ pozdrowionka.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Zgadzam się. Jestem tu dopiero od kilku dni, w wolnym czasie czytam te dzieła i powiem, że strasznie wciągają, nie ma co :). Czekam na kolejny rozdział.

      Moje uszanowanie

      Usuń
  2. Moje zdanie na temat tego postu - jest mega realistyczny. XDD
    Jak czytałam, to praktycznie niczego mi nie brakowało. Dialogi zaś tutaj idealnie wyraziły sytuację.
    Właśnie stwierdzam że to mój nowy ulubiony post na tym blogu. ^-^

    OdpowiedzUsuń
  3. A ja tam lubię dodawać długie komentarze. I połowa tego co w nim pisze zazwyczaj jest nie na temat ale miło czasami poczytać głupoty innych :d a w pierwszym momencie myślałam że to już ona się mu oświadczy xd mi w pisaniu brakuje właśnie dystansu ty go masz. Ja tam pisze cukierkowo i chyba przesadzam.. no i opisy sytuacji też świetne. Ja to gubie za często a ty jak byś płynęła :-)

    OdpowiedzUsuń

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}