piątek, 24 października 2014

Rozdział dziewiętnasty - "Nieprzyjemne zabiegi"

We trójkę wpadli z pośpiechem do mieszkania, a ich oczom ukazał się widok, który wywołał u każdego z nich silne przerażenie.
Dyszący smok leżał na zimnej podłodze, a Valka co okładała jego nozdrza tkaniną nasączoną ziołami. Palce trzęsły się jej niesamowicie.
Czkawka podbiegł do Szczerbatka i kucnął obok, kładąc dłoń na zimnej skórze smoka.
- Jest zmarznięty... - stwierdził zdumiony faktem, iż dotąd jego ciepła pokrywa nagle stała się tak zimna i nieprzyjemna w dotyku. Smok spojrzał na niego rozpaczliwie. 
Chłopak szybko poderwał się z klęczek i podszedł do blatu. W poszukiwaniu suchych korzeni gerdeny, otworzył pośpiesznie wszystkie pobliskie szafki. Pamiętał, że ostatnio jeszcze wyciągał je z drewnianego pudełeczka. Po chwili błądzenia wzrokiem po okrytych cieniami kubkach, ujrzał szkatułkę postawioną tuż za talerzami. Z triumfem w duszy chwycił pudełko, podnosząc wieczko. Szybko przeliczył sztuki plastrów korzenia i stwierdzając, iż starczy jeszcze na przyszły raz, wyciągnął trzy kawałki. 
- Jeśli to nie pomoże, to już nie wiem... - mruknął, kucając przy Szczerbatku. - Wiem kolego,  że tego nie lubisz. Ale czasami trzeba. 
To mówiąc, rozchylił Szczerbatkowi pysk i zanim smok ponownie zatrzasnął swą paszczę, chłopak zręcznie wrzucił dwa plasterki korzenia
Cała czwórka zamarła w bezruchu, wbijając wzrok w Szczerbatka. Smok zamruczał, przekręcił się na bok i znów zaczął ciężko oddychać. Świst powietrza opornie przechodzącego przez jego gardło powodował ciarki na plecach pozostałych. Wyglądało na to, że jego stan wyraźnie był taki sam, jak przed podaniem leku. Cisza była przerażająca i napięta.  Pierwsza odezwała się Valka.
- Wydaje mi się, że Gerdena działa szybciej. - powiedziała z obawą w głosie - coś wyraźnie jest nie tak. 
Czkawka wymienił z matką niespokojne spojrzenia.
- Może poczekajmy jeszcze chwilę...? - rzekła cicho Astrid z przejęciem wymalowanym na twarzy. 
- Coś jest wyraźnie nie tak... - Czkawka pokręcił głową, z zadumą przyglądając się smokowi. Teraz już każdy widział srebrzyste kropelki potu na jego skórze, które z każdą minutą stawały się coraz obszerniejsze.
Miris przyglądając się całemu zdarzeniu, wciąż szukała w głowie choćby najmniejszego kawałka swej wiedzy o leczeniu smoków, którą zdobyła jeszcze w dzieciństwie. Oprócz tego, że chciała zasłynąć na Berk, Szczerbatek chwycił ją za serce. Nie chciała ptrzeć na jego cierpienie. 
 Włożyła ręce do kieszeni, zaciskając pięści. Wtedy jej prawa dłoń napotkała coś twardego i zimnego. Zagłebiła dłoń, identyfikując palcami kształt przedmiotu. No przecież,to sztylet.
Drobna, metalowa rączka wywołała falę nagłych wspomnień z nauki smoczej anatomii.
- Wiem! - Mirilla z triumfem wyjęła sztylet z kieszeni, spoglądając na przerażone twarze pozostałych - Nie, nie, spokojnie... - sprostowała szybko - to nic strasznego! Muszę tylko upuścić mu trochę krwii. Mogę liczyć na waszą pomoc?
- Jasne. - przytaknął Czkawka, sprawiając wrażenie nieporuszonego jej słowami.
- Jesteś przekonana, że pomoże? - spytała niepewnie Valka.
- Wiem co robię. - zapewniła z krzepiącym uśmiechem - Przytrzymajcie go trochę, smoki niezbyt lubią ten zabieg. - rzuciła, kucając przy Szczerbatku i przemawiając do niego cicho - spokojnie, zaraz będzie dobrze. 
Smok łypnął na nią przestraszonym spojrzeniem, jednocześnie coraz bardziej świszcząc. Opuścił głowę, płytko oddychając.
Mirilla, zbierając się w duchu, odliczyła płyki grzbietowe od szyi Szczerbatka. Teraz nie mogła nikogo zawieść, więc w myślach upewniła się, iż miejsce nacięcia powinno być wykonane właśnie w tym miejscu.
- Pośpiesz się, on zaczyna się dusić... - jęknął Czkawka, mocno przytrzymując łeb smoka. 
Dziewczyna drżącymi palcami przyłożyła nóż do granatowej skóry i delikatnie zagłębiła ostrze pomiędzy łuskami. Z długiego  cięcia szybko pociekła strużka czarnej krwii.m
- I co? - spytała Valka ze zniecierpliwieniem w głosie.
- Jeszcze chwilka... - Miris uniosła dłoń ku górze, gdy złocista, klarowna substancja wydostała się w końcu z rany. Szczerbatek wstrzymał oddech, gdy po chwili zamaszyście zaciągnął nieco powietrza z wyraźnym zadowoleniem. Skurczone dotąd łapy opadły mu luźno na posadzkę.
Złoty syrop, który w tym momencie wyglądał bardziej jak miód, powoli spływał z chropowatej skóry Szczerbatka. Mirilla przyglądnęła się dokładniej substancji, która błyszczała w świetle słonecznym wpadającym przez okno. Niepewnie wysunęła palec, nabierając trochę syropu, który wyraźnie pachniał lasem. Trwało chwilę, zanim doznała olśnienia. 
- Że też nie wpadliśmy na to szybciej!  - rzekła  nie kryjąc swego zdumienia - to żywica!
- Żywica? - zdziwili się wszyscy jednocześnie. 
- Na to wygląda... Ale wydaje mi się, że już po kłopocie. - Miris z satysfakcją spojrzała w stronę smoka, który w ciągu kilku magicznych chwil odzyskał chęci do życia. Z pomrukiem obrócił się na bok, głeboko wzdychając. - jeszcze chwilkę i wszystko z niego wypłynie, że tak powiem. - uśmiechnęła się do pozostałych

***

W izbie pachniało ziołami, świecami i czymś jeszcze. Czymś, co przypominało las, żywicę i suche liście. Ten zapach był dla Astrid bardzo dobrze znany, bowiem tutaj spędziła ostatnio wiele swojego czasu, ucząc się u Lindy. 
- Halo, jest tu kto? - spytała donośnie, stwierdzając pochopnie, że jest sama. Odpowiedziało jej tylko echo, gdy po chwili zza progu wyłoniła się przygarbiona sylwetka zielarki.
- Och, Astrid! - kobieta uśmiechnęła się życzliwie - w końcu jesteś. 
- Proszę bardzo, śliczny wełniany szaliczek na zimę! - dziewczyna wyciągnęła pomarańczowy szalik ze skórzanej torby, który wczoraj wieczorem udało jej się jej wydziergać i podała Lindzie.
Kobieta chwyciła w palce materiał, uśmiechając się.
- Mięcitkie - podniosła wzrok na Astrid - dziękuję. Ile się należy?
- Oh, ani grosza! - odpowiedziała szybko dziewczyna, podnosząc brwi na samą myśl o zapłacie -To prezent. Tyle ci zawdzięczam...
- E tam! - Linda machnęła ręką - to chyba bardziej ja powinnam się cieszyć, że ktoś w końcu docenił moją wiedzę o zębaczach - zaśmiała się - koniec końców, sama zaproponowałam ci 'lekcje', gdy zobaczyłam, jak bardzo kochasz Wichurkę. 
Astrid odpowiedziała jej szczerym uśmiechem.
- Dobrze, w takim razie ja już pójdę, masz chyba trochę roboty?
- Mięta nie rozsadzi się sama... na pewno nie chcesz napiwka? 
- Na pewno. - kiwnęła głową Astrid twierdząco i machając kobiecie na pożegnanie, wyślizgnęła się z ciepłej izby. Promienie słońca od razu oblały jej bladą, niewyspaną wyrazem twarz. Dziewczyna rozglądnęła się wokół. 
Wtem ktoś chwycił ją od tyłu i zdecydowanym ruchem obrócił ku sobie.
- Czkawka! - wykrzyknęła Astrid, gdy jej spojrzenie wylądowało na kasztanowej czuprynie - ty...
- Szukałem cię po całej wiosce... czego znowu szukałaś u Lindy? Jeszcze ci nauki mało? - popatrzył na nią wesoło, chwytając za rękę.
- Bardzo zabawne. - mruknęła, rzucając okiem na jego rozweseloną twarz - zanosiłam jej szalik na zimę. 
Chłopak kiwnął wymijająco głową, przechodząc do sedna sprawy.
- Dziś jest ognisko, nie dasz się chyba długo prosić? - rzekł, patrząc na nią wyczekująco, równocześnie stawiając wolne kroki wzdłuż uliczki.
- No... nie wiem. - odpowiedziała niepewnie, wbijając wzrok w swe buty. Na samą myśl jakiejkolwiek zabawie do głowy napływało jej nieprzyjemne wspomnienie. 
- Astrid... przecież wiesz, mówiłem ci wszystko... - Czkawka zatrzymał się - będzie dobrze, obiecuje ci to.
Dziewczyna popatrzyła nie niego nieufnie, ale po chwili wpatrywania się w jego przekonywujące spojrzenie dała za wygraną.
- Dobrze. Tylko przysięgnij, że nie będziesz nikogo całować. - uśmiechnęła się lekko, podnosząc brwi.
- Nikogo oprócz ciebie. Masz moje słowo wodza. 

____________________________________________________________________

No, dotrzymałam obietnicy. Zmieściłam się w niecałym tygodniu, choć z czystym sumieniem powiem, że mogłam napisać to szybciej.
W następnym rozdziale znów rozpusta. Mam na myśli ognisko, rzecz jasna. xD Będzie to chyba jednak nie tylko opis kolejnej wikińskiej imprezy, ale stanie się coś, w czym znowu podpadnie Miris, nasza zła duszyczka. c:<
I jeszcze... dziękuję Wam za 7000 wyświetleń. ♡
Nawet nie wiecie, ile znaczą dla mnie te cztery cyferki. :}

To tego, chyba tyle... 
Jutro na koniki! ^^
Dostałam tablet graficzny, kocham Cię tato!♡

~Enjoy!
Szczerbatkowa
(Ps. Tak, tak, zmieniłam podpis, dla jasności.)



6 komentarzy:

  1. hehehehehe, cudowny rozdzialik :3, mam nadzieję, że doczekamy się więcej ;), ni mogę się doczekać >.<, ahhhh... ta Miris to bym własnymi rękami udusiła

    Gallo Konio Anonim ( nie ma tu anonima, ale i tak się podpisałam. Mortem - chyba wiesz kto)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajny rozdzialik. ^.^
    Ale ja nie do końca wiem z jakiej racji z nacięcia wypłynęła żywica... mogłaś to bardziej rozwinąć. To oczywiście poje zdanie. xd
    Pozdrawiam. ;)

    OdpowiedzUsuń
  3. Spokojnie, wszystko zostanie wyjaśnione w następnym rozdziale ;}

    OdpowiedzUsuń
  4. lel, dziwna żywica XDD
    Ale fajne, pisz dalej bo nie mogę się doczekać ♥

    OdpowiedzUsuń
  5. Oho coś mnie tu dawno nie było xd dużo do nadrobienia, ale jak zawsze miło się czyta ;) Kolejny złowrogo się zapowiada... ale czekam z niecierpliwością i szczerze cię podziwiam za ilość rozdziałów (i niekrótkich muszę przyznać =3) bo ja nie potrafię napisać jednej historii w tak wielu rozdziałach =D

    Mój blog | KLIK

    OdpowiedzUsuń
  6. Czemu ja taka głupia, zwlekałam z czytaniem tego D: boskieee <3

    OdpowiedzUsuń

Czytasz = Komentujesz = Motywujesz! :}