Babka parzyła właśnie wzmacniające ziółka, gdy Mirilla podniosła powieki i rozejrzała się badawczo po pomieszczeniu.
Był już ranek? Świetnie, w końcu można wyrwać się do własnego mieszkania i skończyć ten teatrzyk. Ileż można udawać osłabioną i zdezorientowaną dziewczynę, która całkiem przypadkiem zemdlała przed samym złożeniem przysięgi?
Miris uniosła się sponad ciepłego, futrzanego koca i spojrzała na Mieczyka, który chrapnął, podrapał się po nosie i przechylił zwisającą głowę na drugą stronę.
- Obudziłaś się, dziecino? - Gothi obróciła się w jej stronę znad blatu, trzymając w ręku blaszany kubek wypełniony ziółkami. Poczłapała w stronę rozpadającej się sofki i dosłownie wcisnęła naczynie w dłonie dziewczyny. - Pij do dna, na zdrówko.
- Jeszcze jedna? - jęknęła w odpowiedzi, niechętnie chwytając gorący kubek. - Naprawdę czuję się dobrze. Myślę, że mogę już iść do domu.
Pewnie, że mogła. Mogła nawet nie spędzać tutaj dzisiejszej nocy, ani nawet pić tych paskudnych ziół. Jednak na zaufanie trzeba sobie zapracować, prawda? Wszyscy uwierzyli w to, że opuściły ją siły przed najważniejszymi słowami przysięgi. Nawet Czkawka, który osobiście uratował ją przed spotkaniem z ziemią. Była bardzo zadowolona ze swojego czynu i jednoczenie pewna tego, że wódz nie będzie kazał jej powtarzać obrzędu. Była też przekonana o zadowoleniu Morguna, gdy oznajmi mu, że sama w tak genialny sposób zapracowała na zaufanie Czkawki, które miało przesądzić o dalszych powodzeniach całej intrygi. Dziewczyna uśmiechnęła się pod nosem, po czym z grymasem na twarzy przechyliła kubek i przełknęła gorzkie zioła.
- Kiedy to wypiję, będę mogła już iść? - rzuciła w stronę Gothi, która siłowała się z zaklinowanym w szafce garnkiem. - Czuję się już naprawdę dobrze - dodała, starając się, by jej głos brzmiał jak najbardziej przekonująco.
- No nie wiem, powątpiewam w to - zagderała staruszka, z wysiłkiem ciągnąc za ucho garnka. - Naprawdę nie wie...
W tym momencie naczynie zdecydowało się w wyswobodzić z uścisku wąskiej szafki, a same drewniane drzwiczki ostatnim tchnieniem wyrwać się z zawiasów i poszybować razem z garnkiem wzdłuż kuchni. Babka z rozpędu straciła równowagę i z impetem uderzyła siedzeniem o twardą podłogę. Mirilla parsknęła śmiechem, kiedy na dźwięk brzdęku uderzającego o ziemię garnka Mieczyk zerwał się na równe nogi.
- Na Thora! - wrzasnął równie zdezorientowany jak staruszka, która jeszcze nie zdążyła się już otrząsnąć po przydzwonieniu w kamienną podłogę. - Chcecie, bym dostał zawału?!
- Na Thora, oj na Thora - wymamrotała Gothi, pocierając siedzenie. - Durne szafki.
Szybko uniosła się na nogi, jeszcze raz chwytając się za swoje pośladki. Całkiem tak, jakby chciała się upewnić, czy są na miejscu, całe i zdrowe, i czy nic im już nie grozi.
- Wszystko w porządku? - spytała dziewczyna, z całych sił próbując się nie roześmiać. Dla bezpieczeństwa łyknęła gorzkich ziółek, żeby grymas na obrzydliwy smak naparu zakrył chociaż na moment jej rozbawiony wyraz twarzy.
- Tak, tak mi się wydaje - mruknęła w odpowiedzi, stawiając garnek na blacie. - Pij już te ziółka i idź do domu.
Mirilla uśmiechnęła się tryumfem.
- Piję i już mnie nie ma.
Mimo przebijającego się przez oliwkowe zasłony słońca, w pokoju Czkawki panował półmrok. Chłopak spał w najlepsze, jakby wcale nie było już późnego poranka, Valki nie było w domu i nie byłoby z kim zjeść śniadania. Kobieta już dawno zdążyła przyrządzić dorsza oraz szybko go skonsumować. I chociaż wcale nie miała zamiarów budzić syna, zastanawiało ją, dlaczego wciąż nie schodził na dół.
Jego bezwstydne pochrapywania o tej porze miały jednak swoje uzasadnienie. Były nim kolejne nocne rozmyślania, które chłopak postanowił sobie urządzić po wieczornej rozmowie z matką, i które ostatnio zdarzały mu się częściej niż zwykle. Był na nie całkiem bierny, jak obserwator na smoczych wyścigach, który patrzy tylko, co dzieje się wokół - myśli gnały własnym torem, a on im się tylko przyglądał. Czasami zdawało mu się, że są całkiem niezależnie od niego. Wczorajszego wieczoru nie potrafił wygonić słów Valki wypowiedzianych podczas kolacji. Razem z głupimi myślami o Astrid, Mirilli, a nawet o ojcu, stworzyły mieszankę, która pozbawiła go snu przez ponad połowę nocy i jednocześnie nasporzyła pełno dylematów moralnych. Których oczywiście dopóki nie rozwiązał, nie zasnął.
Jednak kiedyś trzeba się obudzić. Z własnej woli, nie z własnej, ale w końcu trzeba się podnieść i zacząć nowy dzień.
Szczerbatek, najpierw cierpliwie czekając na swoją śniadaniową porcję, sam zdecydował obudzić swojego przyjaciela. Bez zbędnych skrupułów zaczął gramolić się na schody, powodując tym samym głośny, brutalnie wygrywający ze snu łoskot.
- Na Thora, oj na Thora - wymamrotała Gothi, pocierając siedzenie. - Durne szafki.
Szybko uniosła się na nogi, jeszcze raz chwytając się za swoje pośladki. Całkiem tak, jakby chciała się upewnić, czy są na miejscu, całe i zdrowe, i czy nic im już nie grozi.
- Wszystko w porządku? - spytała dziewczyna, z całych sił próbując się nie roześmiać. Dla bezpieczeństwa łyknęła gorzkich ziółek, żeby grymas na obrzydliwy smak naparu zakrył chociaż na moment jej rozbawiony wyraz twarzy.
- Tak, tak mi się wydaje - mruknęła w odpowiedzi, stawiając garnek na blacie. - Pij już te ziółka i idź do domu.
Mirilla uśmiechnęła się tryumfem.
- Piję i już mnie nie ma.
***
Mimo przebijającego się przez oliwkowe zasłony słońca, w pokoju Czkawki panował półmrok. Chłopak spał w najlepsze, jakby wcale nie było już późnego poranka, Valki nie było w domu i nie byłoby z kim zjeść śniadania. Kobieta już dawno zdążyła przyrządzić dorsza oraz szybko go skonsumować. I chociaż wcale nie miała zamiarów budzić syna, zastanawiało ją, dlaczego wciąż nie schodził na dół.
Jego bezwstydne pochrapywania o tej porze miały jednak swoje uzasadnienie. Były nim kolejne nocne rozmyślania, które chłopak postanowił sobie urządzić po wieczornej rozmowie z matką, i które ostatnio zdarzały mu się częściej niż zwykle. Był na nie całkiem bierny, jak obserwator na smoczych wyścigach, który patrzy tylko, co dzieje się wokół - myśli gnały własnym torem, a on im się tylko przyglądał. Czasami zdawało mu się, że są całkiem niezależnie od niego. Wczorajszego wieczoru nie potrafił wygonić słów Valki wypowiedzianych podczas kolacji. Razem z głupimi myślami o Astrid, Mirilli, a nawet o ojcu, stworzyły mieszankę, która pozbawiła go snu przez ponad połowę nocy i jednocześnie nasporzyła pełno dylematów moralnych. Których oczywiście dopóki nie rozwiązał, nie zasnął.
Jednak kiedyś trzeba się obudzić. Z własnej woli, nie z własnej, ale w końcu trzeba się podnieść i zacząć nowy dzień.
Szczerbatek, najpierw cierpliwie czekając na swoją śniadaniową porcję, sam zdecydował obudzić swojego przyjaciela. Bez zbędnych skrupułów zaczął gramolić się na schody, powodując tym samym głośny, brutalnie wygrywający ze snu łoskot.
Chłopak niechętnie podniósł się z łóżka i zszedł na dół, obrzucając uśmiechniętego smoka niewdzięcznym spojrzeniem, na co ten odpowiedział mu bezczelnym wystawieniem języka
Czkawka ziewnął szeroko, przetarł oczy i wszedł do kuchni, spoglądając z niezainteresowaniem na swoją matkę, jak zwykle robiącą coś przy blacie.
- Co tak późno? - spytała Valka przez ramię, nie przerywając krojenia marchewki w drobną kosteczkę.
- Chciałem sobie trochę pospać. - Chociaż Czkawka świetnie kłamał i naprawdę nieliczni łapali się, gdy ten łgał im bezczelnie w oczy, matczyny instynkt od razu wykrył nieprawdę bijącą od tego zdania. Kobieta spojrzała na niego wzrokiem żądającym prawdziwych wyjaśnień.
- Mówię serio - powiedział, starając się, by jego ton brzmiał jak najbardziej wiarygodnie. - Człowiek nie może sobie dłużej pospać?
- Czkawka.
Chłopak czasami naprawdę żałował, że jego matka tak dobrze i szybko potrafiła rozpoznawać jego prawdziwe intencje. Nawet nie czasami, a bardzo często. Prawie zawsze. Westchnął w geście rezygnacji.
- Och, miałem wczoraj kolejną nocną sesję dylematów moralnych - powiedział niechętnie.
- Chyba za bardzo wziąłeś sobie moje wczorajsze słowa do serca - mruknęła Valka, spoglądając na niego przez ramię. Chłopak zwiesił głowę jeszcze niżej i schował twarz w dłoniach, opierając łokcie o kant stołu.
- Po prostu teraz wszystko tak się chrzani, że muszę dużo myśleć o tym, co jest ważniejsze i właściwsze, a co mniej ważne i mniej właściwsze.
Powaga i twardość, z jaką wypowiadał te słowa, sprawiła, że Valka nie miała zamiaru zadawać więcej pytań. Kobieta odsunęła kupkę marchewki pokrojonej w drobną kosteczkę i spojrzała na Czkawkę. Patrząc na jego żałosną pozę, potargane włosy i głowę schowaną w dłoniach poczuła matczyny ciężar na sercu. Zdawała sobie sprawę, że wszystko zaczynało się knocić i nie było już tak, jak dawniej. I chociaż chciała mu pomóc w tym wszystkim i załatwić za niego tyle, ile się tylko da, wiedziała, że sam musi sobie z tym poradzić. Zamiast więc prawić mu kolejne kazania, które i tak nic by zapewne nie przyniosły, przechyliła głowę i zdecydowała się złożyć mu chociaż trochę podnoszącą na duchu propozycję.
- Dobrze, więc może po tej męczącej nocy masz ochotę zjeść pieczonego dorsza z jajecznicą? - spytała ciepło i uniosła kąciki ust, kiedy Czkawka uniósł głowę. Chłopak spojrzał na matkę i uśmiechnął się blado.
- A mam.
Postanowił wyrzucić chociaż na czas śniadania myśl o dzisiejszym treningu w akademii - w grafiku prowadzonym razem z Astrid. W towarzystwie bacznie obserwującej i uczącej się Mirilli.
Czkawka ziewnął szeroko, przetarł oczy i wszedł do kuchni, spoglądając z niezainteresowaniem na swoją matkę, jak zwykle robiącą coś przy blacie.
- Co tak późno? - spytała Valka przez ramię, nie przerywając krojenia marchewki w drobną kosteczkę.
- Chciałem sobie trochę pospać. - Chociaż Czkawka świetnie kłamał i naprawdę nieliczni łapali się, gdy ten łgał im bezczelnie w oczy, matczyny instynkt od razu wykrył nieprawdę bijącą od tego zdania. Kobieta spojrzała na niego wzrokiem żądającym prawdziwych wyjaśnień.
- Mówię serio - powiedział, starając się, by jego ton brzmiał jak najbardziej wiarygodnie. - Człowiek nie może sobie dłużej pospać?
- Czkawka.
Chłopak czasami naprawdę żałował, że jego matka tak dobrze i szybko potrafiła rozpoznawać jego prawdziwe intencje. Nawet nie czasami, a bardzo często. Prawie zawsze. Westchnął w geście rezygnacji.
- Och, miałem wczoraj kolejną nocną sesję dylematów moralnych - powiedział niechętnie.
- Chyba za bardzo wziąłeś sobie moje wczorajsze słowa do serca - mruknęła Valka, spoglądając na niego przez ramię. Chłopak zwiesił głowę jeszcze niżej i schował twarz w dłoniach, opierając łokcie o kant stołu.
- Po prostu teraz wszystko tak się chrzani, że muszę dużo myśleć o tym, co jest ważniejsze i właściwsze, a co mniej ważne i mniej właściwsze.
Powaga i twardość, z jaką wypowiadał te słowa, sprawiła, że Valka nie miała zamiaru zadawać więcej pytań. Kobieta odsunęła kupkę marchewki pokrojonej w drobną kosteczkę i spojrzała na Czkawkę. Patrząc na jego żałosną pozę, potargane włosy i głowę schowaną w dłoniach poczuła matczyny ciężar na sercu. Zdawała sobie sprawę, że wszystko zaczynało się knocić i nie było już tak, jak dawniej. I chociaż chciała mu pomóc w tym wszystkim i załatwić za niego tyle, ile się tylko da, wiedziała, że sam musi sobie z tym poradzić. Zamiast więc prawić mu kolejne kazania, które i tak nic by zapewne nie przyniosły, przechyliła głowę i zdecydowała się złożyć mu chociaż trochę podnoszącą na duchu propozycję.
- Dobrze, więc może po tej męczącej nocy masz ochotę zjeść pieczonego dorsza z jajecznicą? - spytała ciepło i uniosła kąciki ust, kiedy Czkawka uniósł głowę. Chłopak spojrzał na matkę i uśmiechnął się blado.
- A mam.
Postanowił wyrzucić chociaż na czas śniadania myśl o dzisiejszym treningu w akademii - w grafiku prowadzonym razem z Astrid. W towarzystwie bacznie obserwującej i uczącej się Mirilli.
_____________________________________________________________________
Chciałam Wam zrobić niespodziankę na drugie urodziny blogaska. Ta data jest szczęśliwa, więc może uda mi się to pociągnąć dalej?
Chciałam Wam zrobić niespodziankę na drugie urodziny blogaska. Ta data jest szczęśliwa, więc może uda mi się to pociągnąć dalej?
Podziękujcie Eneaszowi, oki? To chyba przez niego napisałam to gównienko. :')) Totalnie wyszłam z wprawy, sami widzicie, a więc wyszło jak wyszło. Eh. To taki przedsmak powrotu, który chciałabym zrealizować, ale nie wiem, czy dam radę. Musicie mi pomóc.
Buziaki, Lorem